Beatrycze Nowicka Opowiadania

Ogród imperium (recenzja, 16.11.2023)

Wyblakłe jedwabie

J. T. Greathouse, wyd. Fabryka Słów

Drugi tom trylogii „Kroniki Olchy”

Beatrycze Nowicka: 5,5/10

Pierwsza część trylogii o magu Olsze okazała się lekturą może nie zachwycającą, ale na tyle przyjemną, że wypatrywałam premiery kontynuacji. Niestety, „Ogród imperium” cierpi na typowe bolączki środkowego tomu, w dodatku jego konstrukcja obnażyła niedostatki warsztatowe autora.

Otwierająca trylogię „Dłoń Króla Słońca” opierała się na znanym i sprawdzonym schemacie, zawierając opis dojrzewania głównego bohatera, pobieranych przez niego nauk oraz ważnych wydarzeń, które miały ukształtować tę postać. Była też wprowadzeniem do powieściowego uniwersum. Jeśli chodzi o obie te rzeczy, Greathouse poradził sobie całkiem dobrze, prezentując czytelnikowi dość barwny świat i przyzwoicie prowadząc wątek kolejnego magicznie uzdolnionego wybrańca.

Rozwiązania przyjęte w tomie pierwszym nie nadawały się jednak do zastosowania w części drugiej. Bohater dorósł, zdobył wiedzę, popełnił brzemienne w skutki błędy i usłyszał, co powinien zrobić, świat zaś został nakreślony. Teraz zatem przydałoby się pogłębić portret Olchy, pokazać dalsze zachodzące w nim zmiany, a przy tym umiejętnie wplatać w to wszystko nowe informacje dotyczące uniwersum.

Greathouse najwyraźniej doszedł do wniosku, że sam młody mag nie wystarczy, bowiem zdecydował się przepleść jego losy rozdziałami dotyczącymi dwójki bohaterów drugiego planu „Dłoni…” (nauczyciela Olchy z dzieciństwa oraz brata przyjaciela protagonisty), a także jednej nowej postaci. Niestety, autorowi zabrakło pisarskich umiejętności, skutkiem czego nie udało mu się nakreślić ich tak, by intrygowali, zapadali w pamięć i budzili emocje. Tymczasem przez ponad połowę książki akcja „Ogrodu imperium” posuwa się naprzód bardzo powoli. Olcha i Lotka głównie jadą, z przerwami na pomniejsze potyczki. Koro Ha wraca do ojczyzny, gdzie zaczyna uczyć w szkole. Gdyby te postaci oraz ich przemyślenia i dylematy zostały dobrze opisane, mogłoby to zrekompensować brak ciekawych wydarzeń i uzasadnić wprowadzenie dodatkowych wątków. Niestety tak nie jest, przez co część rozdziałów zwyczajnie nudzi i sprawia wrażenie wypełniaczy. Warto dodać, że same pomysły na wyżej wspomnianych bohaterów są dobre, dostrzegam tu potencjał.

Od czasu do czasu na kartach książki pojawia się pochodząca z koczowniczego ludu, także władająca magią Ral. Czytając o niej, nie mogłam opędzić się od myśli, że oto autor został nakłoniony do umieszczenia w swojej książce „silnej postaci kobiecej”. Dziewczyna sprawia wrażenie „doklejonej” nieco na siłę – w pierwszej części nie było o niej ani słowa, w drugiej pojawia się tylko przelotnie. O ile w przypadku Wena Olchy Greathouse szczegółowo przedstawił jego dzieciństwo, tak przeszłość Ral została podsumowana w kilku zdaniach, co odziera ją z całego dramatyzmu. Podobnie jest, jeśli chodzi o kwestię władania magią. W „Dłoni…” istotnym wątkiem było zdobywanie przez Olchę wiedzy i umiejętności wymaganych by posługiwać się mocą. Można było poczuć, że nie jest to rzecz łatwa, że aby móc wpływać wolą na świat trzeba było wieloletnich starań i wysiłków. Ponadto, bohater miał być pierwszym od stuleci czarnoksiężnikiem posługującym się magią w sposób bardziej swobodny niż jego rówieśnicy. Tymczasem Ral jest potężna, podobnie nieograniczona w możliwościach, a swoją mocą włada w zasadzie intuicyjnie – ot, idzie i ciska błyskawicami dookoła. W ten sposób Greathouse niejako niweczy obraz magii, który tak pieczołowicie budował w tomie pierwszym.

W „Ogrodzie imperium” za dużo też powtórek. Olcha raz za razem zarzeka się, że nikt nie będzie nim manipulował, co ma niewielkie przełożenie na jego postępowanie (zazwyczaj w tego rodzaju cyklach bohaterowie skuteczniej uczą się na własnych błędach), a Koro Ha wspomina o swoich kompleksach. Wszystko to sprawiło, że „Ogród imperium” okazał się lekturą nijaką. W dodatku, już po paru dniach, zawartość książki zaczęła znikać z mej pamięci.

Całość ratuje nieco zakończenie, do pewnego stopnia zaskakujące (nie spodziewałam się opisanych tam wydarzeń na tym etapie cyklu) i otwierające potencjalnie ciekawy wątek. Pytanie tylko, czy autorowi uda się ten potencjał wykorzystać. W każdym razie, zaintrygowało mnie do tego stopnia, że prawdopodobnie kupię sobie część ostatnią, gdy się już ukaże w Polsce.