Dziedzictwo jadeitu (recenzja, 05.11.2023)
Następne pokolenie
Fonda Lee, wyd. Mag
Trzeci tom trylogii „Saga o zielonych kościach”
Beatrycze Nowicka: 7/10
O ile „Miasto jadeitu” skończyło się w momencie, gdy dzięki brawurowym zagraniom klan Bez Szczytów uzyskał przewagę nad Górą, w tomie drugim szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Ayt Madashi. Niepokój o głównych bohaterów tym bardziej zaostrzył moją ciekawość – po część ostatnią sięgałam z niecierpliwością, ciesząc się przy tym, że za lekturę cyklu zabrałam się w momencie, gdy został on w całości wydany po polsku (na marginesie dodam, że z uwagi na liczbę postaci i wielość wydarzeń zdecydowanie warto czytać powieści w niewielkich odstępach czasu).
Pod względem konstrukcyjnym i tematycznym „Dziedzictwo jadeitu” przypomina „Wojnę…”. Tym razem narracja obejmuje jeszcze większy odcinek czasu, bo aż dwie dekady. Jak nietrudno zgadnąć, przez te lata zmienia się świat i bohaterowie. Pojawiają się telefony komórkowe, komputery i Internet. Powoli, lecz zauważalnie, zmieniają się postawy społeczne. Główne postaci zaczynają się starzeć i choć wciąż czuje się, że to ci sami ludzie, są już kimś nieco innym, niż byli w młodości. W moim odczuciu autorka opisała zachodzące w nich przemiany wiarygodnie. Dorasta też nowe pokolenie – podoba mi się to, że widać wyraźne różnice pomiędzy dziećmi rodziny Kaulów – każde z nich ma inną osobowość. Trochę szkoda, że nie dostały one więcej „czasu antenowego” (z drugiej strony, choć wątek konfliktu z Górą zostaje rozstrzygnięty, powieść zostawia miejsce na kontynuację, więc może jeszcze o nich poczytamy).
Podobnie, jak w tomie drugim, decydującą rolę w starciu klanów odgrywają biznes, polityka oraz kształtowanie opinii publicznej. Uczciwie przyznam, że niestety „Dziedzictwo…” miejscami mnie nudziło, zwłaszcza pierwsza połowa powieści (warto w tym miejscu zauważyć, że jest znacznie dłuższa niż części poprzednie, licząc sobie ok. 770 stron). W kolejnych rozdziałach Lee konsekwentnie dokłada kolejne elementy jadeitowej mozaiki, co pewien czas serwując dramatyczne wydarzenia, nierzadko skutkujące śmiercią lub poważnym uszczerbkiem na zdrowiu którejś z postaci. Dobrze, że zakończenie wynagradza cierpliwość czytelnika – ostatnia jedna trzecia książki jest naprawdę interesująca, dynamiczna i emocjonująca.
Z rzeczy, o których nie wspominałam wcześniej – bardzo podoba mi się to, jak umiejętnie Lee stosuje retrospekcje. Narracja płynnie przechodzi z obecnych wydarzeń w przeszłość, zawsze w miejscach, gdzie taki zabieg pozwala na przekazanie dodatkowych, istotnych informacji. Jeśli zaś chodzi o uwagi krytyczne, w „Dziedzictwie…”, mam wrażenie, więcej drobnych błędów umknęło uwagi korekty.
Czytając cykl, nie sposób nie pomyśleć, że byłby to znakomity materiał na adaptację serialową. Takie plany podobno były, lecz zostały zarzucone. Choć, zważywszy na poziom tego rodzaju produkcji w ostatnich latach, może lepiej, że tak się stało. Tymczasem już niebawem ma się ukazać polskie wydanie zbioru opowiadań z tego uniwersum, z czego się bardzo cieszę.