Beatrycze Nowicka Opowiadania

Czarny język (recenzja, 11.08.2023)

Gdy padłeś ofiarą studenckiego kredytu

Christopher Buehlman, wyd. Mag

Pierwszy tom cyklu „Czarny Język”

Beatrycze Nowicka: 6/10

Na fali trawiącego mnie coraz bardziej głodu fantasy, sięgnęłam po wydany ponad rok temu „Czarny język”. Wcześniej książka ta nie przyciągnęła mojej uwagi, chyba głównie ze względu na mało zachęcający tytuł oraz opis sugerujący raczej wtórną fabułę. Oczekiwań szczególnych nie miałam, dzięki temu lektura okazała się nawet przyjemna, choć raczej nie jest to powieść, którą po latach będę wspominać z rozrzewnieniem.

Wyraźnie widać, że Buehlman zna się na literackim rzemiośle. „Czarny język” jest jedną z tych książek, które zdają się stworzone na podstawie jakiegoś poradnika w stylu „jak napisać bestseller fantasy”. Choć oczywiście jedni potrafią się do owych wskazówek zastosować zgrabnie, innym nawet one nie pomogą. W tym przypadku efekt końcowy okazał się całkiem udany i do rąk czytelnika trafiła mocno RPG-owa z ducha, raczej heroiczna niż łotrzykowska fantasy o wyprawie drużyny na skraj mapy.

Powieściowe uniwersum nie jest oryginalne – niski poziom techniki, ludy mniej lub bardziej wzorowane na mieszkańcach średniowiecznej Europy, gobliny i olbrzymy. Doceniam natomiast sposób jego przedstawienia oraz prezentowania wszelkich potrzebnych czytelnikowi informacji. Nie znam oryginału, ale przekład brzmi nieźle, cieszy, że tłumacz zadbał o to, aby wplatane w narrację piosenki i przyśpiewki się rymowały.

Narratorem, a zarazem głównym bohaterem „Czarnego języka” jest młody złodziej, obdarzony licznymi umiejętnościami i talentami, za których rozwinięcie musi wszakże zapłacić Gildii Poborców, która go wyszkoliła. Spłacanie długu nie idzie Kinchowi najlepiej, w związku z czym otrzymuje od swoich zwierzchników propozycję nie do odrzucenia – ma przyłączyć się do wędrującej na zachód wojowniczki Galvy i czekać na dalsze rozkazy. W ten oto prosty sposób formuje się zalążek drużyny, do której z czasem dołączają kolejne osoby. Fabuła bardzo mocno kojarzy mi się z zapisem kampanii RPG, podobnie bohaterowie przywodzą na myśl postaci tworzone przez graczy. Przyznam, że najbardziej cenię tych pisarzy fantasy, którzy na czas lektury potrafią przekonać czytelnika do uwierzenia w wykreowane przez siebie uniwersum. Buehlmana bym do nich nie zaliczyła, czytając jego książkę miałam wrażenie pewnej umowności świata, postaci oraz wydarzeń.

Złodziej relacjonuje swoje przygody potoczyście i z pewną swadą, choć jego poczucie humoru bywa lotów raczej niskich, rzadko też trafia mu się jakiś naprawdę cięty lub przenikliwy komentarz. Niemniej, dzięki jego narracji oraz krótkim rozdziałom „Czarny język” czyta się  szybko i bez znużenia. Akcja biegnie wartko, szczegółów jest akurat na tyle, by mniej więcej wyobrazić sobie świat przedstawiony, ale nie na tyle, by znudzić. Jako rozrywkowa, lekka fantasy powieść Buehlmana sprawdza się całkiem dobrze. Podsumowując – nie żałuję lektury, choć nie jestem jeszcze pewna, czy sięgnę po tom kolejny.