Wernisaż
Retro-modernistyczny gmach Pałacu Sztuk jaśniał na tle okolicznych wieżowców. Tego wieczoru oczy i reflektory Megalopolis skierowane były właśnie na niego. Kulturalne wydarzenie roku, pierwsza Wystawa Pozaziemskich Artefaktów. Sieć wrzała od spekulacji – przed otwarciem organizatorzy opublikowali zdjęcia jedynie kilku eksponatów. Bilety, mimo swojej ceny, zostały wyprzedane z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
Oczywiście na wernisaż wstęp mieli tylko zaproszeni: bogacze, marszandzi, krytycy, celebryci oraz prominentni dziennikarze. Cały ten barwny tłumek kłębił się w holu, pogryzając przekąski i oczekując na oficjalne otwarcie. Nad ich głowami cicho pobzykiwał rój kamer. Dziennikarze publikowali pierwsze plotki i fotografie gwiazd. Punktualnie o dwudziestej na podwyższenie znajdujące się nieopodal wejścia do części wystawowej wszedł dyrektor Pałacu. Swoje krótkie przemówienie zakończył wylewnie dziękując właścicielowi eksponatów, miliarderowi Davidowi Laffetowi. Ten ostatni wystąpił z tłumu i wszedł na scenę otoczony wianuszkiem swoich najnowszych kochanek.
– Kiedy byłem chłopcem, marzyłam o skarbach z kosmosu – powiedział milioner, przyciągając do siebie platynowłosą Silvię, która uśmiechała się promiennie i prawie nie mrugała pomimo błyskających fleszy. – Wielu śmiało się ze mnie wtedy. Wielu śmiało się także, gdy zakładałem Laffet Enterprise i gdy startowały pierwsze nasze statki. Ale oto jestem tutaj, prezentując państwu największą kolekcję sztuki stworzonej przez obcych. Przedmioty przywiezione ze wszystkich zakątków Układu Słonecznego. Panie i panowie, epokę cudów uważam za rozpoczętą! – na te słowa rozległy się gromkie brawa. Szerokie drzwi po obu stronach podwyższenia rozsunęły się, a rozentuzjazmowany tłum mógł wreszcie zaspokoić swą ciekawość.
Większość eksponatów umieszczono w gablotach z pancernego szkła i opatrzono odpowiednimi tabliczkami, wyjaśniającymi pochodzenie artefaktu. Dodatkową atrakcją wernisażu była obecność ksenoarcheologów uczestniczących w odkryciu prezentowanych przedmiotów.
Artefakt numer 1 pochodził z Merkurego i na pierwszy rzut oka wyglądał niepozornie – ot, srebrzysty, lśniący dysk około metrowej średnicy. Przy bliższym przyjrzeniu okazywało się jednak, że powierzchnię dysku zdobią delikatne zmarszczki, przywodzące na myśl przenikające się fale na wodzie. Stojący obok gabloty archeolog wyjaśnił, że uderzony metalową pałeczką przedmiot wydaje niezwykle czysty, wibrujący dźwięk – zwykli widzowie mogliby go najwyżej posłuchać na nagraniu, ale dziś, wyjątkowo można przeprowadzić demonstrację.
Artefakt, a właściwie artefakty numer 2, przypominały podłużne, ostro zakończone liście. Wykonano je z materiału kojarzącego się z masą perłową, tyle że w kolorze bladofioletowym. Organizatorzy wystawy umieścili te niby-liście na gałęziach drzewa wykonanego z kutego żelaza. Jego korzenie oplatały kawałek marsjańskiej skały, wynurzający się z czerwonego piasku. Także na Marsie znaleziono artefakt numer 3 – półtorametrowej wysokości graniastosłup o podstawie ośmiokąta foremnego, wykonany z idealnie gładkiego, turkusowego kamienia.
Całkiem sporo przedmiotów zostało przywiezionych z wypraw wydobywczych do pasa asteroid – były to różnej długości ciernie z czarnego metalu – proste i spiralnie skręcone, gładkie i żłobione, błyszczące i matowe. Wykonano z nich instalację, mającą budzić skojarzenia z ogrodem lub rafą koralową. Nad całością unosiły się fosforyzujące różnokolorowe kule.
Na Ganimedesie odkryto jeden z najpiękniejszych, zdaniem wielu, eksponatów prezentowanych na wystawie. Biała, opalizująca, ażurowa konstrukcja, wysoka na niemal trzy metry, przywodziła na myśl formy tworzone przez słup rozchlapywanej wody. Badania naukowe wykazały, że przedmiot ten wykorzystuje energię świetlną i emituje sygnały radiowe, których do dziś nie udało się zdekodować.
Zachwyceni goście mijali pęki organicznych form, podobnych do szklanych rzeźb Chihuly’ego oraz wielościenne bryły z metalu i kamienia. Idąc dalej, podziwiali skonstruowane przez organizatorów mobile, na których zawieszono muszlopodobne formy z czerwonego, pomarańczowego i żółtego półprzezroczystego tworzywa oraz filigranowe strzałki wykonane z różnych metali. Ostatnim eksponatem był czarno-srebrny czworościan znaleziony na Plutonie. Wykonano go z ferromagnetyku – organizatorzy umieścili go nad okazałym magnesem, dzięki czemu przedmiot efektownie lewitował.
Nie był to jednak koniec – widzów czekała jeszcze atrakcja-niespodzianka, którą okazał się pokaz mody. Śliczne modelki prezentowały znalezione poza Ziemią materiały. Powierzchnia niektórych zachowywała się jak siatka dyfrakcyjna, inne pochłaniały światło tak znakomicie, że wydawały się smoliście czarne. Biżuterię dziewczyn stanowiły oprawione w metal zastygłe krople substancji, z której wykonano kolumnę z Ganimedesa.
Potem był jeszcze poczęstunek i szampan. Zwiedzający zbili się w mniejsze grupki, gdzieniegdzie udzielano wywiadów. Co dziwne, ludzie nie zdając sobie z tego sprawy omijali dość spory kawałek podłogi. Po pewnym czasie luka przemieściła się w stronę wyjścia z galerii.
– I jak? – zabulgotała Niebieska-Dwa, wciąż skryta pod polem maskującym, kiedy znaleźli się na świeżym powietrzu. Automatyczny tłumacz przełożył jej pytanie na dernański język gestów i wyświetlił Skrzydłom Zawsze w Górze odpowiednie układy odnóży. – Myślę, że mam już wystarczającą ilość materiałów na ten dokument dotyczący zwyczajów godowych tubylców. A twoje wrażenia z wieczoru? Niebieska-Dwa wydała odgłos oznaczający westchnienie. – Trochę mnie to bawi, nie ukrywam. Ale bardziej złości… Trzeba będzie zwiększyć nadzór i podnieść kary za śmiecenie w rezerwacie. Rozumiem potrzebę wycieczek edukacyjnych, ale mogliby tych dzieciaków lepiej pilnować… – Tylko następnym razem zróbcie mniej ostentacyjną tabliczkę z zakazem wyrzucania odpadów, żeby tubylcy jej znowu nie ukradli.
Beatrycze Nowicka Kraków, 12 VII 2023