Beatrycze Nowicka Opowiadania

Kroniki dziwnych bestii (recenzja, 16.06.2023)

Miasto niepokoju

Yan Ge, wyd. Tajfuny

Beatrycze Nowicka: 7,5/10

Znużona powtarzalnością najnowszej anglosaskiej fantastyki dla odmiany sięgnęłam po „Kroniki dziwnych bestii” autorstwa Yan Ge. Od razu mogę napisać, że był to dobry wybór, gdyż istotnie doczekałam się tak pożądanego powiewu świeżości oraz odmiennego klimatu opowiadanych historii. Cieszy mnie, że ostatnimi laty do polskich księgarń trafia coraz szersza oferta literatury z rozmaitych zakątków świata, normą staje się też to, że wydawcy decydują się na przekłady z oryginału.

„Kroniki…” są czymś pomiędzy zbiorem opowiadań a powieścią. Kolejne „zwoje” zwykle zawierają osobne historie, jest też jednak główny wątek, który spaja książkę. Każda część dotyczy kolejnej spośród wzmiankowanej w tytule bestii, ma swoje zawiązanie akcji, rozwinięcie i zakończenie. Całość zaś opowiada o narratorce, a zarazem głównej bohaterce, zagubionej i dręczonej poczuciem straty młodej kobiecie, która w trakcie rozwoju akcji dowiaduje się rzeczy, każących jej zakwestionować to, w co do tej pory wierzyła.

Poszczególne opowiadania są pomysłowe i przewrotne. Potrafią naprawdę zaskoczyć – zwłaszcza te początkowe, bo potem zaczyna się już zauważać wzór. Pierwszy i ostatni akapit każdego tekstu tworzą wyraźną klamrę kompozycyjną. Oba są opisem danej bestii, przy czym ten otwierający stanowi wprowadzenie i wyjawia, ile narratorka wiedziała na temat konkretnej istoty. Natomiast zamykający fragment dopełnia obraz o wiedzę, jaką bohaterka zyskuje w trakcie rozwoju akcji, zwykle też wywraca pierwotną wizję do góry nogami. Do gustu przypadło mi to, że główny zrąb intrygi, na jakiej oparto każdy tekst, zostaje wyjaśniony, co pozwala docenić pomysł i nie pozostawia czytelnika w poczuciu zawieszenia. Yan Ge przemyślała swoje opowiadania i zadbała o to, aby tę konstrukcję przed odbiorcą odsłonić. Wolę takie podejście od dzieł autorów, którzy konsekwentnie budują atmosferę tajemnicy, rozrzucają wskazówki i tropy, a potem pozostawiają to wszystko bez konkluzji (z wyjątkiem utworów bardzo dobrze napisanych, klimatycznych i intrygujących, które urzekają mnie mimo braku rozstrzygnięć i wyjaśnień). Odkrycia zmuszające do przewartościowań i zmiany poglądów dotyczą także wątku głównego związanego z narratorką – choć tu akurat nie zostałam zaskoczona. Jeśli o mnie chodzi, spośród dziewięciu opowiadań/rozdziałów najbardziej spodobały mi się „Smętnik”, „Fortunio” i „Glordenia”.

Yan Ge urodziła się i dorastała w Chinach, obecnie jednak mieszka w Wielkiej Brytanii. „Kroniki…” pisała mając 21-22 lata i wciąż przebywając w rodzinnym kraju. Wątki polityczne, choć maskowane fantastyką są wyraźnie widoczne. Regularnie pojawiają się scenki, w rodzaju tej, w której pierwszą myślą obudzonej w środku nocy bohaterki jest to, że przyszła po nią tajna policja, czy uwagi w stylu „gdyby nie to, że był znanym krytykiem, już dawno zostałby odesłany do obozu pracy”. Bardziej bezpośrednio są także opisywane praktyki władz miasta zwanego Wiecznym Spokojem: usuwanie lub wsadzanie do szpitali psychiatrycznych osób uważanych za zagrożenie dla społecznego ładu, decyzja o tym, aby turystów wracających z rejonów ogarniętych dziwaczną epidemią po prostu zabić (przy aprobacie obywateli), szeroko zakrojone akcje wychowywania sobie posłusznych elit rządzących… Bohaterowie „Kronik…” żyją w świecie obłędu pokrytego warstwą codzienności.

Domniemywam, że rodacy pisarki będą w stanie zauważyć i wychwycić sporo rozmaitych nawiązań, z drugiej strony dla czytelnika z naszego kręgu kulturowego „Kroniki…” tchną pewną egzotyką. Uderzył mnie motyw nazwijmy to „kulinarno-kanibalistyczny” – bestie pożerają ludzi i siebie wzajemnie, ale ludzie także pożerają bestie.

Najmniej przypadła mi do gustu główna bohaterka, sprawiająca wrażenie niezrównoważonej emocjonalnie. Bardzo prawdopodobne, że to skutek alkoholizmu, w jaki popadała – poza pisaniem opowiadań do gazet i tropieniem bestii, głównym sposobem spędzania czasu było dla niej przesiadywanie w okolicznej knajpie i zapijanie kolejnymi drinkami swoich problemów i rozterek. Szkoda też, że pomimo regularnych kąśliwych uwag na temat publiczności domagającej się ckliwych romansów, ostatecznie tego rodzaju wątek się w „Kronikach…” pojawia.

Na zakończenie kilka cytatów: „takie właśnie są dzieci, myślą, że życie jest piękne niczym kwiat, nie chcą umierać. Kiedy dorosną, zrozumieją, że czasami – jak to mówią – żyć to jakby przeżuwać wosk. I kiedy możesz odpuścić, to odpuszczasz”, [o ludziach] „poza nimi samymi, wszystko inne było dla nich jedynie tworzywem, pożywieniem lub wrogiem”, „moja mama mówiła: >>pamiętaj, kiedy jesteś smutna, rób wszystko, żeby nie płakać. Płacząc, podlewasz swój smutek, i wtedy rośnie jeszcze większy<<”, „zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Na ulicach było coraz więcej kolorowych świateł, a w ludzkich sercach samotności”, „trwamy w wyczekiwaniu, aż ktoś nas przytuli i zapyta >>Kochasz mnie<<? Musimy jedynie poprosić o coś małego i jeżeli to dostaniemy, kochamy tę osobę całym sercem. Kiedy już ją pokochamy, to nawet jak nic nie może nam dać, i tak nie przestajemy jej kochać”, „liście lotosów warstwa po warstwie więdły w stawie, jakby po kolei omawiając sprawy mijającego roku.”