Beatrycze Nowicka Opowiadania

Skrzydlate opowieści (recenzja, 12.03.2023)

Rozsypane wspomnienia

Sofia Samatar, wyd. MAG

Beatrycze Nowicka: 6/10

„Cudzoziemiec w Olondrii” zasadniczo mnie znudził, jednak nie mogłam mu odmówić pewnego uroku, dlatego byłam ciekawa, jak jego autorka poradzi sobie w kolejnej książce. Przyznaję, że „Skrzydlate opowieści” przeleżały na mojej półce blisko rok, zanim zabrałam się do czytania – lektura okazała się płynniejsza niż w przypadku debiutanckiej powieści Samatar, choć znów odniosłam wrażenie, że czegoś zabrakło.

W „Cudzoziemcu…” autorka skupiła się przede wszystkim na relacjonowaniu losów głównego bohatera, podczas gdy istotne dla świata wydarzenia polityczne działy się w tle. Wygląda na to, że po skończeniu pracy nad powieścią Samatar zapragnęła pokazać Olondrię oraz przewrót, jaki się w niej wydarzył, z perspektywy innych postaci, wysunąć na pierwszy plan osoby, które wcześniej pojawiały się jedynie we wzmiankach. Podejrzewam, że o wiele bardziej satysfakcjonująca czytelniczo byłaby lektura obydwu książek jedna po drugiej, tak, by zauważyć wszelkie nawiązania i smaczki, a nie tylko mgliście przypominać sobie, że na kontynencie wpływy zyskali, a potem utracili kapłani nowej wiary.

Pomimo, że tym razem narratorami są postaci blisko związane z przywódcami przewrotu lub bezpośrednio weń zaangażowane, „wielka historia” nie dominuje nad całością. Samatar drobiazgowo relacjonuje życie rodzinne swoich bohaterek, niewiele miejsca poświęcając temu, co – można by sądzić – powinno stanowić główną oś całej opowieści, czyli powstaniu w Kestenyi oraz obaleniu kultu Kamienia.

Odnoszę wrażenie, że pragnienie oryginalności regularnie sprowadza Samatar na manowce. W „Skrzydlatych opowieściach” poszatkowana narracja, która ma zamaskować mało skomplikowane wątki poszczególnych postaci, osłabia emocjonalne oddziaływanie. Bohaterowie, zamiast relacjonować wydarzenia, w których uczestniczą, stanowczo zbyt często odpływają we wspomnienia (owe reminiscencje przywoływane są na zasadzie luźnych skojarzeń, więc trzeba samemu rekonstruować sobie biografie narratorek). Sceny z dzieciństwa postaci zostały opisane bardzo ładnie; gdy trzeba, Samatar przepaja je odpowiednią dozą nostalgii, lecz zdecydowanie dominują one nad całą resztą. Wolałabym dowiedzieć się więcej o wojnie z Brogyarami, czy obaleniu króla, zamiast czytać o przyjęciu w ogrodzie albo wizycie u ciotki.

Pierwsze kilkadziesiąt stron zupełnie mnie nie przekonało – zwłaszcza opis walk w górach, w których uczestniczyła Tavis. Dramatyczne wydarzenia, które zmieniły bohaterkę i stały u podstaw jej późniejszych wyborów, zostały przedstawione mdło i nieprzekonująco. Później było już lepiej, jednak proza Samatar, a przede wszystkim jej postaci nie wzbudziły we mnie głębszych uczuć. Czytelnik dowiaduje się wielu szczegółów, mimo to świat wydaje się jakby widziany przez mleczną szybę, a bohaterom brakuje wyrazistości, tej iskry, każącej przynajmniej przez chwilę myśleć o nich jak o żywych istotach, a nie konstruktach myślowych. Spośród nich, dosyć przekonująco nakreślony został fanatyczny kapłan Kamienia, jednak on jest postacią co najmniej antypatyczną.

Recenzując „Cudzoziemca…” wspomniałam o ozdobnym stylu. Także tutaj Samatar z niego korzysta. Czasem jest poetycko i trafnie, ale zdarzają się też fragmenty boleśnie kiczowate: „jego bose stopy lekko stąpają po podłodze. Jego ciało, znów silne i nieskazitelne, spowija noc. (…) Jego męskość jest ozdobą z ametystu” (znaczy fioletowe przyrodzenie ma? – opis nie dotyczy człowieka, więc wszystko możliwe).

Podobnie, jak w pierwszej powieści z Olondrii, także w „Skrzydlatych opowieściach” literatura odgrywa ważną rolę w życiu postaci. Dość ciekawie prezentują się uwagi Seren na temat kultury jej ludu, mogą skłonić do refleksji nad naszą własną historią i literaturą. Wydaje się, że jednym z celów Samatar było opowiedzenie wielkiej historii widzianej oczami kobiet, na zasadzie „gdzieś tam toczą się bitwy, my zaś myślimy o domu, rodzinie, naszym najbliższym otoczeniu”.

Choć nie mam podstaw do poważnej krytyki „Skrzydlatych opowieści”, trudno mi też tę książkę polecać, gdyż pozostawiła mnie obojętną.