Bezgwiezdne Morze (recenzja, E)
Rozsypane złotka
Erin Morgenstern, wyd. Świat Książki
Beatrycze Nowicka: 5/10
Jak na książkę o opowieściach i ich mocy „Bezgwiezdnemu Morzu” Erin Morgenstern stanowczo brakuje wyrazu.
Kilka lat temu „Cyrk nocy”, czyli debiutancka powieść Erin Morgenstern, pomimo pewnych braków warsztatowych zrobił na mnie pozytywne wrażenie onirycznym klimatem, pomysłowością autorki i oryginalnością. Lekturę skończyłam z miłym wrażeniem apetytu na więcej i ucieszyłam się na zapowiedź polskiego wydania „Bezgwiezdnego Morza”. W ojczyźnie autorki książka ta ukazała się osiem lat po premierze „Cyrku…”. To całkiem sporo czasu na dopieszczenie autorskiej wizji i rozwinięcie się pod względem literackim. Niestety, stylistycznie nie jest lepiej niż w przypadku debiutu, a że fabuła jest bardziej rozmyta, zaś koncepcje już nie tak świeże, całość robi gorsze wrażenie niż historia pary młodych magów.
Morgenstern miała na tę książkę pomysł bardzo ambitny i dobry, jednak zawiodło wykonanie. Zamiast porywającej opowieści o wplątanych w mit marzycielach szukających własnej drogi i bratniej duszy, czytelnik dostaje do ręki historię, która nie wzbudza silniejszych uczuć i nie pobudza wyobraźni tak, jak powinna.
W notce o autorce przeczytałam, że studiowała ona teatrologię, może stąd moje skojarzenie – „Bezgwiezdne Morze” pełne jest rekwizytów. Klucze i zamki, malowane drzwi prowadzące do świata pod światem, konfetti, rzeźby, maski, papierowe kwiaty, biżuteria, lalki, stare książki, świece i obrazy. Wszystkiemu temu jednak brakuje autentyczności oraz emocjonalnego oddziaływania.
Chociaż znaczenie mogą mieć też oczekiwania czytelnika. Podobnie, jak główny bohater powieści, w dzieciństwie zdarzyło mi się przesiadywać w szafie, licząc na otwarcie się drzwi do Narni. Marzyłam wtedy o światach, gdzie przysłowiowa trawa jest zieleńsza, gdzie oddycha się pełną piersią, jednym słowem – żyje. Tymczasem miejsce, do którego drzwi przekracza Zachary, to coś w rodzaju opustoszałej podziemnej biblioteki, gdzie można zaszyć się i w spokoju czytać, rozkoszując się magicznie wytwarzanym smacznym jedzeniem (przez autorkę opisywanym z niekłamanym entuzjazmem). Jeżeli taka wizja jest szczególnie bliska czyjemuś sercu, szansa na przyjemność z lektury „Bezgwiezdnego Morza” powinna być większa.
W „Cyrku nocy” postaci były najsłabszym ogniwem autorskiej kreacji, jednak wśród intrygujących opisów wszelakich atrakcji i cudowności tytułowego miejsca aż tak to nie raziło. W „Bezgwiezdnym Morzu” dekoracje są uboższe, fabuła nie wpisuje się w łatwy do odgadnięcia schemat, który sprawia, że czytelnik automatycznie dopowiada sobie resztę, a i bohaterów jest więcej. Niestety, sprawia to, że ogólna nijakość postaci i brak bardziej rozbudowanych portretów psychologicznych doskwierają podczas lektury. Charakterystyczne cechy wyglądu, czy (w niektórych przypadkach) informacje na temat czyichś upodobań, to za mało, by stworzyć wrażenie żywej osoby i skłonić czytelnika do przejęcia się jej losem. Wśród bohaterów „Bezgwiezdnego Morza” pojawiają się trzy pary, które w teorii miały pałać do siebie gorącym uczuciem. W praktyce nie dość, że nie uświadczy się już nawet nie tylko żaru namiętności, ale choćby przysłowiowej chemii, to jeszcze wszelkie te romanse nie wydają się wiarygodne.
„Bezgwiezdne Morze” w zamyśle chyba miało być hymnem na cześć opowieści, szkoda więc, że samo zawodzi jako opowieść. Początek książki jest nudnawy, końcówka z kolei chaotyczna. Zabrakło konsekwencji w budowaniu napięcia, a także finału, który by wszystko ładnie domykał. W zamian odnosi się wrażenie, jakby w drugiej połowie bohaterowie snuli się to tu, to tam, by stworzyć okazję do serii opisów, po czym nagle dochodzi do dramatycznego wydarzenia, a niedługo później następuje koniec.
Ale nawet przy zachowanych założeniach dotyczących świata, postaci, fabuły oraz sposobu narracji, „Bezgwiezdne Morze” mógłby uratować barwny, a przy tym poetycki, pełen inwencji styl. Tymczasem Erin Morgenstern wyobrazić sobie potrafi rzeczy efektowne, jednak opisuje je dosyć zwyczajnym językiem, co nie pozwala tchnąć magii w autorską wizję.
Internetowe opinie na temat powieści są dość mocno spolaryzowane. Części czytelników „Bezgwiezdne Morze” nie poruszyło, ale znalazło się także wiele osób zachwyconych. Stąd moja ocena; sama nudziłam się podczas lektury, jednak nie jest to rzecz tak źle napisana, by ją zdecydowanie odradzać – może w kimś innym ta książka wzbudzi żywsze uczucia.
–
P.S. Wypada pochwalić bardzo ładne pod względem graficznym wydanie.