Beatrycze Nowicka Opowiadania

Ambasadoria (recenzja, E)

Tylko smoki umieją kłamać w dawnej mowie

China Miéville, wyd. Zysk i S-ka

Beatrycze Nowicka: 7,5/10

Interesująca i skłaniająca do refleksji „Ambasadoria” Chiny Mieville’a ma spore szanse zostać powieścią, która nie zestarzeje się szybko.

Drukowane na okładkach książek pochwalne wypowiedzi innych autorów zazwyczaj traktuję z dużą dozą ostrożności. W przypadku „Ambasadorii” opinia Ursuli K. Le Guin wydaje się jak najbardziej na miejscu. W swojej najnowszej powieści Miéville porusza bowiem temat, będący wręcz znakiem rozpoznawczym twórczości amerykańskiej pisarki.

Zagadnienia kontaktu pomiędzy rozmaitymi inteligentnymi formami życia, czy ludźmi wychowanymi w innych kulturach albo znacznie różniącymi się sposobem myślenia, pojawiały się już we „Wszystkich stronach świata”, a najpełniej chyba wyrażone zostały w cyklu książek o Ekumenie. W twórczości Le Guin często powracał także wątek języka – od akapitów poświęconych poszczególnym pojęciom, używanym przez wymyślone przez pisarkę kultury, przez zwracanie uwagi na to, jakie wyrażenia występują, bądź nie, z czego to wynika i co implikuje, aż po Mowę Tworzenia z Archipelagu. Czytając „Ambasadorię” ma się wrażenie, że zbliżona fabuła mogłaby wyjść spod pióra autorki „Lewej ręki ciemności” – choć zapewne w tej hipotetycznej powieści mniej by było polityki, a więcej opisów kultury obcych.

Podobieństwa widać także w samej konstrukcji świata, w którym istnieją zaawansowane technologie, lecz stanowią jedynie tło, podczas gdy dominują zagadnienia bliskie naukom humanistycznym. W porównaniu z „Dworcem Perdido”, narracja w „Ambasadorii” wydaje się powściągliwa, bardziej wyważona i oszczędna. Może trochę szkoda, że zabrakło tu rozbuchanych wizji oraz sugestywnych opisów, z drugiej strony świat przedstawiony ma swój charakter, widać też, że taka a nie inna jego kreacja stanowi realizację zamierzenia autora i wpisuje się w poruszane w powieści problemy. Nie sposób nie docenić też konsekwencji, z jaką Mieville panuje nad swoim warsztatem. „Ambasadoria” wydaje się utworem głęboko przemyślanym i konsekwentnie zrealizowanym.

Sercem całej historii są Ariekeni i ich Język, choć bliższe prawdy byłoby stwierdzenie „Język i Ariekeni”, gdyż definiuje on sposób, w jaki ci przedstawiciele obcego gatunku istot inteligentnych myślą, nakreśla ramy dla ich świadomości. Nieco przewrotnie – w końcu hasła „podwójna mowa”, czy „rozdwojony język” kojarzą się z kłamstwem – dwuuści Ariekeni, wypowiadający jednocześnie dwa ciągi dźwięków, nie potrafią kłamać. Nie umieją także pojąć, że istnieją inne formy komunikacji niż ich Język i rozumują abstrakcyjnie jedynie w bardzo nikłym stopniu. Ludzcy osadnicy dostosowali się do obcych, hodując pary klonów i szkoląc je na Ambasadorów – możliwie identyczne osoby, potrafiące przemawiać równolegle, lecz jednym głosem umysłu. Koncepcja nie wydaje się zbyt prawdopodobna (tam, gdzie istnieje przepływ informacji, istnieje również jego fałszowanie, począwszy od poziomu molekularnego, aż po globalną politykę), jednakże jest barwna i nośna. Dalsze pomysły związane z Językiem oraz jego używaniem, a przede wszystkim ten z porównaniami, są interesujące.

„Ambasadoria” jest opowieścią o egzotycznej obcej rasie, próbach porozumienia, kryzysie i jego zażegnywaniu. Pojawiają się motywy obecne w „Dworcu Perdido”: potężny narkotyk oraz okaleczenie, które w pewnym sensie upodabnia ofiarę do człowieka. Warto zwrócić uwagę, że tam, gdzie pojawia się wątek zapoczątkowanych przez przybyszów zmian, nieodwracalnie niszczących zastaną kulturę, często zostaje on rozstrzygnięty jednoznacznie i idealistycznie, czego Miéville’owi udaje się uniknąć. Obraz miasta ogarniętego szaleństwem – dość chłodny i skupiający się na relacjonowaniu wydarzeń – przywodzi na myśl „Dżumę”.

Ważniejsze od kwestii powyższych wydają się jednak rozważania na temat zależności pomiędzy językiem a wolnością myślenia, rolą wieloznaczności pojęć, czy ważności metafory dla literatury. Niezmiernie żałuję, że moja wiedza na temat Ezry Pounda jest mizerna, gdyż sądzę, że imię Ambasadora, którego przybycie niweczy stary porządek, nie jest przypadkowe. Nieco przekornie, w „Ambasadorii” to kłamstwo wyzwala, chociaż staje się ono dopiero środkiem do celu, a tym są zarówno szersze horyzonty myślowe, jak i zdolność docierania do prawd głębszych, do których wyrażenia potrzeba sztuki.

„Ambasadoria” stanowi powrót do SF opartej na zgłębianiu konkretnego problemu, co więcej, świat Miéville’a ma własny klimat, akcja zachowuje rozsądne tempo, a bohaterowie zostali przedstawieni z wyczuciem (może tylko wątek Ehrsul rozczarował mnie swoim rozwiązaniem). W dobie wielotomowych cykli książka ta wydaje się dość skromna, zwarta, skupiona dookoła jednego tematu, lecz nie uważam tego za wadę. Pod pewnymi względami jest to powrót do źródeł i – co trzeba zaznaczyć – powrót w dobrym stylu.