Beatrycze Nowicka Opowiadania

Stryjeńska. Diabli nadali (recenzja, E)

Karuzela

Angelika Kuźniak, wyd. Czarne

Biografia

Beatrycze Nowicka: 8/10

„Stryjeńska. Diabli nadali” Angeliki Kuźniak to lektura nie tylko dla osób zainteresowanych malarką. Opowieść o nietuzinkowej osobowości żyjącej w burzliwych czasach stanowi ciekawą lekturę.

Historia życia i twórczości Zofii Stryjeńskiej to rzecz ciekawa i zgrabnie napisana. Choć to literatura faktu, oparte o rozliczne źródła, dokumenty oraz wywiady z krewnymi artystki, „Diabli nadali” czyta się jak dobrą beletrystykę. Przyznam, że początkowo narracja w trzeciej osobie czasu teraźniejszego nieco mnie dziwiła w książce biograficznej. Jednak miało to swój cel, nadało opowieści o Stryjeńskiej tempo i werwę.

Malarka pozostawiła po sobie liczne pamiętniki, listy i notatki. Angelika Kuźniak z wyczuciem wplata w narrację fragmenty wypowiedzi artystki. A że Stryjeńska była osobą błyskotliwą, wykształconą i piszącą charakterystycznym, barwnym stylem, cytaty te stanowią ogromny walor książki. W „Diabli nadali” pojawiają się też wspomnienia innych osób, najczęściej dotyczące malarki, ale też pokazujące wydarzenia, w których uczestniczyła, z innej perspektywy, lub też zarysowujące tło historyczne. Kuźniak cytuje też recenzje prac Stryjeńskiej, rozmawia z panią krytyk sztuki. W książce znalazły się również fragmenty dokumentów oraz informacje pozyskane w rozmowie z rodziną malarki.

Wydaje się, iż autorka nie podchodziła do informacji zawartych w pamiętniku Stryjeńskiej bezkrytycznie. Opisywane w nim wydarzenia bywają kwestionowane, lub też opatrywane komentarzem wskazującym na sprzeczności lub wspominającym o tym, o czym sama artystka nie pisała (zwłaszcza nie chwaliła się tym, że domagała się pieniędzy od swoich dorosłych dzieci, którymi nie zajmowała się, kiedy były małe). Całość sprawia wrażenie płynnej, wartkiej narracji i to pozwala się domyślać, ile pracy zostało włożone, by taki właśnie efekt osiągnąć.

„Diabli nadali” wciąga i budzi emocje. Może się okazać lekturą bolesną. Żal dzieci malarki, zaniedbanych i wychowywanych głównie przez ciotkę oraz dalszych krewnych. Od czasu do czasu Stryjeńska poświęcała im nieco myśli, egzaltowanymi słowy zapewniając o wielkiej miłości tudzież znaczeniu posiadania potomstwa. To jednak nie przekładało się na codzienne życie. Od czasu do czasu artystka usprawiedliwiała się równie wzniośle, pisząc o poświęceniu rodziny na „Ołtarzu Sztuki”. Dziwi niezadowolenie z córki, którą malarka zdawała się konsekwentnie ignorować do czasu, aż ta dorosła.

Smutno czytać o tym, jak wielki sukces, także finansowy, Stryjeńska zaprzepaściła. Malarka prowadziła życie zgodne ze stereotypowymi przekonaniami na temat osób przynależących do bohemy artystycznej – gdy miała pieniądze, balowała (zwłaszcza za młodu), kupowała futra, sypiała w hotelach. Gdy się kończyły, zastawiała swoje prace, meble, ubrania, rozpaczliwie miotała się w poszukiwaniu zleceń, pożyczała, błagała.

Pozostaje jeszcze kwestia problemów psychicznych artystki. Kuźniak stara się oddać to rozedrganie, podąża zawikłanymi kolejami życia swojej bohaterki. I oto jest – portret malarki, okiełznany, lecz nie uładzony chaos. Stryjeńska jawi się na nim jako osoba pełna sprzeczności, rozchwiana, ale też zdeterminowana (za młodu zwłaszcza), swobodnie podróżująca po Europie, bardzo zdolna, inteligentna, szalona. Chwilami wychodzi na jaw jej hipokryzja (np. gdy krytykuje hipisów, ocenia partnerów swoich dzieci, czy narzeka, że jej córka pije i pali), czasem zaś zdumiewa trzeźwe i zdystansowane spojrzenie malarki na jej otoczenie, politykę, czy wreszcie siebie samą. Dziwi to, że z jednej strony artystka zachwycała się słowiańskimi bogami do tego stopnia, że marzyła się jej poświęcona im świątynia, z drugiej zaś potrafiła po sześć razy w miesiącu dawać na mszę, modlić się żarliwie, czy pisać do córki o absolutnej konieczności zawierania ślubu kościelnego.

Stryjeńska przedstawiona na kartach „Diabli nadali” jest wiarygodna, ludzka. W pewien sposób jednak pozostaje też poza zrozumieniem czytelnika. Choć to akurat dobrze – sądzę, że ten, kto potrafiłby ją prawdziwie zrozumieć, miałby spore szanse podzielić jej los, a tego nikomu nie życzę.

W książce Kuźniak znalazło się także trochę zdjęć malarki, jej znajomych i krewnych, a także kartek z pamiętnika oraz dokumentów. Są też reprodukcje – obrazy, szkice, projekty. Materiał ilustracyjny niewątpliwie wzbogaca treść, aż szkoda, że nie ma go więcej.