Beatrycze Nowicka Opowiadania

Czerwona siostra (recenzja, E)

Lód, gniew i entropia

Mark Lawrence, wyd. MAG

Pierwszy tom trylogii „Księga Przodka”

Beatrycze Nowicka: 7/10

„Czerwona siostra” otwiera trzecią trylogię Marka Lawrence’a, tym razem osadzoną w nowym uniwersum. Choć główne bohaterki to dziewczynki, sądzę, że także dorosły czytelnik fantasy nie powinien się zawieść.

Książek fantasy ukazuje się mnóstwo, lecz godnych uwagi autorów nie ma zbyt wielu. Mark Lawrence znalazł się ma mojej liście twórców, których warto czytać. Doceniam to, że stara się, by jego kolejne cykle różniły się od siebie. „Rozbite Imperium” zapadało w pamięć dzięki głównemu bohaterowi i zarazem narratorowi, ciekawa była także konstrukcja świata. Akcja „Wojny Czerwonej Królowej” toczyła się w tym samym uniwersum, dzięki czemu można było poznać więcej jego osobliwości, na arenę wkroczył jednak protagonista zupełnie różny od Jorga Ancratha. „Księga Przodka”, której pierwszym tomem jest „Czerwona siostra”, zabiera czytelnika do nowego świata.

Również w tym przypadku Lawrence miesza elementy SF i fantasy. Miejscem akcji jest planeta zwana Abeth, orbitująca dookoła czerwonego olbrzyma. Gdy w zamierzchłej przeszłości osiedlali się tutaj ludzie, było to zdecydowanie bardziej przyjazne miejsce. A potem słońce zaczęło stygnąć i rozpoczął się powolny, lecz nieubłagany pochód lądolodu. W czasach, w których żyją bohaterowie powieści, lodowiec pokrywa już niemal całą planetę – wolny od niego pozostał jedynie pas o średnicy kilkudziesięciu mil, zwany Korytarzem. Istnienie Korytarza umożliwia krążące po orbicie paraboliczne zwierciadło, skupiające światło gasnącego słońca. Wszyscy wiedzą, że nie będzie robić tego w nieskończoność – nawet dzieci recytują wyliczankę o księżycu, który spada, a gdy opuści nieboskłon, lód pochłonie wszystko. Na niebie Abeth świecą czerwone gwiazdy, co może oznaczać, że cały wszechświat jest już stary i pozostało mu niewiele czasu. Klimatyczny świat przedstawiony jest jedną z głównych zalet „Czerwonej siostry”, to on nadaje powieści oryginalny charakter.

Osadzona w tym uniwersum fabuła jest typowa [1]. Nona Grey, młoda, acz obdarzona wieloma talentami dziewczyna trafia do klasztoru, gdzie kształci się na wojowniczkę. Ma potężnego wroga, z biegiem lat zostaje także wplątana w polityczne intrygi. Trudno nie porównać „Czerwonej siostry” z wydaną niedawno „Nibynocą” Jaya Kristoffa. Obydwie powieści są pierwszymi tomami trylogii, których bohaterkami są dziewczyny posiadające nadnaturalne moce i uczące się walczyć. W obu nie zabraknie opisów pobieranych przez nie lekcji – czy to władania bronią, czy przygotowywania trucizn. Każda z postaci spotyka na swojej drodze nauczycieli jej przychylnych i wrogich, nawiązuje przyjaźnie i sojusze. Można też wskazać inne elementy wspólne – podobną postać zdrajcy, albo posiadaną przez bohaterki moc władania cieniem.

Jeśli o mnie chodzi, wolę „Czerwoną siostrę”. Choć trudno nazwać tę powieść realistyczną (postaci są nie do zdarcia), Lawrence nie wykazuje aż takich skłonności do przesady, jak jego kolega po piórze. Kristoff starał się też za wszelką cenę szokować czytelnika, na każdym kroku podkreślać, że oto jego protagonistka uczy się w klasztorze wyznawców mrocznej bogini na najlepszą skrytobójczynię w historii. W „Czerwonej siostrze” wszystko jest bardziej stonowane – Abeth to surowy świat, ale nie tak jednoznaczny, jak ten stworzony przez autora „Nibynocy”. Siostry z klasztoru Świętej Łaski wprawdzie słyną ze swoich umiejętności bojowych, jednak tylko nieliczne parają się magią, lub zostają wojowniczkami. Pozostałe sprawują obrzędy religijne i pielęgnują wiedzę. Swoim adeptkom stawiają wysokie wymagania, ale też się nimi opiekują. W przeciwieństwie do szkoły zabójców, w klasztorze mieszkają wyłącznie kobiety. Poza tym Nona jest jeszcze dziewczynką – dzięki temu odpadają wszelkie wątki romansowo-erotyczne, co przynajmniej na razie sprawdza się bardzo dobrze. Styl Lawrence’a uważam za lepszy.

Obawiałam się tego, jak twórca Jorga i Jalana poradzi sobie z kreacją postaci Nony. Tym razem pisarz zdecydował się na narrację trzecioosobową – może i lepiej, bo napisanie zajmującej i opasłej powieści fantasy z punktu widzenia dziecka byłoby znacznie trudniejsze. Można się zastanawiać, czy dziewczynka nie bywa zbyt dojrzała jak na swój wiek, choć z drugiej strony okoliczności zmusiły ją do szybkiego dorośnięcia. Lawrence’owi udało się uchwycić charakterystyczną dla dzieci rozpaczliwą wręcz chęć przynależności do grupy, potrzebę akceptacji i kontaktu. Największym pragnieniem Nony jest posiadanie przyjaciół. By nie wzbudzać zazdrości u innych adeptek, dziewczynka sporo wysiłku i uwagi poświęca temu, by zbytnio się nie wyróżniać i nie okazywać lepszą w rozmaitych konkurencjach. Ściśle strzeże swojej tajemnicy, bojąc się reakcji otoczenia. Pozostali bohaterowie zostali zepchnięci na plan dalszy i nie wyróżniają się ani na plus, ani na minus.

„Czerwona siostra” została bardzo starannie skonstruowana, chwilami odnosi się wrażenie, że aż za dobrze. Sceny wybiegające w przyszłość oraz retrospekcje zostały odmierzone z aptekarską wręcz precyzją, wszystkie strzelby Czechowa wypalają w odpowiednich momentach: każda zdobyta przez bohaterkę informacja, każdy znaleziony przedmiot, czy element scenografii, na który zwrócono uwagę czytelnika, zostają wykorzystane. Jedynie w finale wyczucie nieco zawiodło autora – chciał spleść ze sobą dwie oddalone w przestrzeni kulminacje, jednak rozmył przez to dramatyzm finałowej walki. Niepotrzebnie też kazał Nonie wygłaszać zdania o tym, jak to jej przeznaczeniem jest sianie zniszczenia. Nadmierna kwiecistość szkodzi też prologowi, interludium i epilogowi.

Gdy dowiedziałam się, że pierwszy tom „Księgi Przodka” wyda MAG, miałam nadzieję, że to zapewni lepszą jakość przekładu. Informacja, że będzie za niego odpowiadał Michał Jakuszewski ostudziła mój zapał. Sama wychwyciłam trochę błędów, jakie popełnił, tłumacząc cykl o Matthew Swifcie [2], jednak później natrafiłam na dość długi artykuł poświęcony temu, jak bardzo przekład odbiega od oryginału i okazało się, że np. w polskim wydaniu popełniona przez bohatera kradzież stała się kupnem. W „Czerwonej siostrze” Jakuszewski ponownie pokazuje, że nie zna idiomów (co dziwi, zważywszy na jego dorobek) – oto jedna z bohaterek prosi drugą o szczegółowe wyjaśnienie sytuacji słowami „namaluj mi obraz”. W innym miejscu pojawia się „przesunięcie emfazy na jakiś z pozoru nieistotny szczegół”. Dosyć często natrafić można na literówki.

Wiek bohaterki oraz nazwijmy to „wątek szkolny” sprawiają, że po „Czerwoną siostrę” pewnie sięgną czytelnicy nieco młodsi. Choć nie zaklasyfikowałabym tej powieści jako „głównie dla nastolatków”. To bardzo solidna fantasy z intrygującym światem i ciekawie zarysowującą się fabułą. Będę czekać na części kolejne [3].

[1] Jedyną – jak na razie – grą z czytelnikiem jest wątek Wybranej.

[2] Między innymi tłumaczenie „I can’t help it” na „nie mogę pomóc”.

[3] Autor na swoim blogu zapewnia, że całość została już napisana, więc nie trzeba się martwić, że nagle zabraknie mu weny i trzeba będzie latami czekać na kontynuację.

PS. Żałuję, że przy projektowaniu okładki nie wykorzystano grafik z wydań anglojęzycznych, bo są o wiele ładniejsze i bardziej zachęcające. Przy okazji warto nadmienić, że postać Nony została zainspirowana grafiką naszego rodaka Tomasza Jędruszka. I jeszcze na koniec, cytat, który utkwił mi w pamięci: „Niektóre rzeczy trzeba (…) robić szybko albo wcale. Jeśli ktoś cię zapyta, czy go kochasz, nie możesz się wahać. Są drogi, które można pokonać tylko biegiem.”