Beatrycze Nowicka Opowiadania

Smok Griaule (recenzja, E)

Literacki test Rorschacha

Lucius Shepard, wyd. MAG

Beatrycze Nowicka: 8/10

„Smok Griaule” to zbiór niebanalnych opowiadań i noweli. Lucius Shepard nie tylko ma ciekawe pomysły, ale też dysponuje bardzo dobrym warsztatem, a jego teksty skłaniają do refleksji.

Chociaż mogłoby się wydawać, że smok stanowi motyw literacki mocno wyeksploatowany (zwłaszcza w fantasy), w opowiadaniach i nowelach o Griaule’u Lucius Shepard pokazał, jak można użyć go w sposób oryginalny i interesujący. Jeśli wierzyć słowom pisarza [1], nie czuje się on szczególnie przywiązany do fantastyki. Podobne wrażenie ma się podczas lektury „Smoka Griaule’a” – tytułowa istota została raczej użyta w charakterze symbolu i choć pierwiastek nadnaturalny jest integralną częścią utworów, są one bardzo odległe od standardowego ujęcia tematu – można wręcz umiejscowić je na przeciwległym biegunie względem typowych opowiadań fantasy, poświęconych mitycznym bestiom. Shepard pisze w duchu, który kojarzy mi się z czasami Nowej Fali, kiedy to fantastyka była polem literackich eksperymentów, zanim została w znacznej mierze skonwencjonalizowana [2].

Tym, co zwraca uwagę już od pierwszych stron, jest styl – bardzo wyrazisty i wypracowany. Nie jest to standardowa gładka narracja dla czytelników preferujących lekturę lekką, szybką i przyjemną, jaką z chęcią stosuje wielu autorów – jakby to ujęli Anglosasi – literatury gatunkowej. Można nazwać go malarskim, choć jeszcze nie barokowym czy kwiecistym. Słowa dobierane są w pełni świadomie, starannie i elegancko – w warstwie formalnej niewiele można zarzucić zebranym utworom (wyjąwszy może ostatni, gdzie narracja bywała rwana i chaotyczna, a mnie trudno było stwierdzić, czy to efekt zamierzony, czy raczej skutek niechęci do dopracowania tekstu). A jeśli już o potknięciach mowa – Shepard najwyraźniej nie pilnował chronologicznej spójności swojego uniwersum – porównanie pojawiających się w opowiadaniach informacji na temat upływu czasu wykazuje istotne niezgodności [3].

Kim jest Griaule? Możliwe odpowiedzi stanowią całą litanię: skomplikowaną zagadką, Tajemnicą, światem w świecie, bogiem, demonem, mitem, zwierzęciem, soczewką, w której skupiają się cechy ludzi, katalizatorem wydarzeń, usprawiedliwieniem dla zła. Jak stwierdził Shepard w wywiadzie udzielonym w numerze trzecim polskiej edycji Fantasy & Science Fiction, jego własna wizja zmieniała się podczas pisania kolejnych tekstów. Będąc świadomym pisarzem, autor zazwyczaj powstrzymywał się od narzucania interpretacji, co zdecydowanie wyszło utworom na dobre. Nie tylko przydało im to głębi, ale także sprawiło, że opowieści o smoku są dla czytelnika lustrem. Można odpowiadać sobie na pytania o naturę Griaule’a – jednak tak naprawdę więcej powie to o nas samych.

Sylwetka spętanego zaklęciem smoka góruje, dosłownie i w przenośni, nad wszystkim, co znajduje się i dzieje w utworach. Griaule jest dla nich punktem odniesienia, tłem, ukrytym duchem sprawczym, jednak teksty Sheparda mówią o ludziach. Autor kreśli sylwetki swoich bohaterów zgrabnie i przenikliwie, a przy tym bezlitośnie, obnażając przed czytelnikiem wszystkie ich brudne sprawki. Nikt nie jest niewinny, choć niemal wszyscy chętnie rzucają kamieniami, a potem skwapliwie oznajmiają, że działali podpuszczeni przez smoka.

To ostatnie nie jest zresztą nieuprawnione, choć czytelnik nieustannie zadaje sobie pytania o przyczyny, skutki i zasięg mocy prastarego gada. Niedaleko jego cielska leży miasteczko zamieszkane przez bandytów – ale czy stało się tak dlatego, że złowroga aura zdeprawowała tych ludzi, czy też przyciągnęła ich tam ponura sława miejsca? Griaule nader często wybiera na wykonawców swoich zamiarów osoby mające na koncie wybuch morderczego gniewu. Nierzadko tłumaczą oni później atak agresji wpływem smoka, jednak mogło być też tak, że Griaule zwrócił na nich uwagę już po tym, jak stracili nad sobą kontrolę, gdyż uznał ich za łatwiejszych do zmanipulowania. Albo też ich wściekłość była uczuciem, które unieruchomiona na tysiąclecia bestia rozumiała najlepiej, i to pozwoliło jej stworzyć silniejszą więź. Czy też po prostu – czynienie dobra przychodzi ludziom trudniej i dlatego smokowi łatwiej było kierować ludźmi poprzez skłanianie ich do zła.

Motywem powracającym w utworach jest uwięzienie i wyzwolenie. Uwięziony jest sam Griaule, który z kolei zmusza ludzi (i nie tylko) do realizowania swoich celów. Bohaterowie opowiadań różnie odnoszą się do woli smoka – buntują się, godzą z losem, skwapliwie służą. Co ciekawe, kilkoro z nich pomimo cierpienia i ponoszonych kosztów odnajduje w smoku sens. Podczas rozpamiętywania swojej przeszłości w chwilach gorzkich objawień uświadamiają sobie, jak bardzo ich życie „przed Griaulem” było pozbawione celu, błahe i zbędne. W smoczej niewoli czują się częścią większej całości, skomplikowanego planu (choć to, czy jest on aż tak bardzo skomplikowany, jest kwestią dyskusyjną). W końcu nadchodzi moment, gdy wypełniają swoje zadanie i wtedy Griaule pozwala im odejść, często nawet udzieliwszy nagrody. Każde z opowiadań kończy się uwolnieniem, ale niemal zawsze Shepard każe się czytelnikowi zastanawiać, czy to wyzwolenie jest faktyczne, czy tylko pozorne.

We wszystkich tekstach zbioru pojawia się też trójkąt – mężczyzna, kobieta oraz Griaule jako ich fatum. Pary bohaterów łączy coś więcej niż seks i zwykle coś mniej niż miłość. Shepard różnie rozgrywa te relacje. Najczęściej bywają one wymuszone przez okoliczności (czy nawet samego smoka), albo też są rodzajem obsesji bohaterów. Uwypuklone zostały wątki erotyczne – pożądanie stanowi istotną motywację do działania, seks jawi się jako jedna z sił kształtujących postaci. Nader często autor eksponuje także wynaturzenia w tej sferze – pedofilia, kazirodztwo i gwałty są w jego świecie na porządku dziennym.

Spotkałam się zresztą z opinią, że świat przedstawiony przez Sheparda jest wyjątkowo parszywy, a mieszkający w nim ludzie to łajdacy. Z drugiej strony, z czytanych od czasu do czasu reportaży, czy wypowiedzi osób podróżujących po Ameryce Łacińskiej (która dla autora była źródłem inspiracji), wynika, że jest tam wiele miejsc, gdzie życie ludzkie nie ma wartości. Zapewne nie należy generalizować, oceniając ludzi mieszkających w tamtym regionie, lecz kreślony przez pisarza ponury obraz jest ostry i wyrazisty. Shepard przypomina, jak cienka granica oddziela spokój i dobrobyt od rozkładu, nędzy i wszechobecnej przemocy, jak krucha jest powłoka, pod którą ludzie skrywają brzydką część swojej natury.

„Smok Griaule” mieści w sobie sześć utworów. Pierwszym z nich jest „Piękna córka poszukiwacza łusek”, gdzie największą uwagę zwraca sam pomysł unieruchomionego smoka, którego rozległe wnętrze stanowi rządzący się własnymi prawami sugestywnie opisany świat, posiadający swoją florę, faunę oraz mieszkańców. Fabuła kojarzy się nieco z baśnią – tytułowa piękna młoda dziewczyna zostaje na wiele lat uwięziona w trzewiach bestii. Kolejny tekst „Ojciec kamieni” jest jednym z najlepszych w zbiorze. Ma zupełnie inny charakter, kojarzy się bardziej z kryminałem w stylu retro – jest morderstwo, śledztwo prowadzone przez adwokata, błyskotliwie przedstawiony proces, intryga, mroczny kult i femme fatale, wodząca głównego bohatera na pokuszenie. Shepard umiejętnie dawkuje informacje i rozmieszcza poszlaki, intryguje kryminalną zagadką, ale też przy okazji przedstawia moralny upadek swojego protagonisty.

Opowiadanie trzecie „Człowiek, który pomalował smoka Griaule’a” uważam za najlepsze w tym zbiorze. Świetny jest zarówno pomysł, jak i specyficzny, melancholijny nastrój. Wreszcie jest to tekst, w którym smok wydaje się najbardziej wieloznaczny. Jeśli przyjąć sugestię, że sam był do pewnego stopnia odpowiedzialny za plan Cattanaya, można pomyśleć, że chciał umrzeć, bo miał już dosyć swojego losu, ale postanowił wybrać śmierć, która pozwoli mu pozostawić echo swych myśli i pragnień. Wpatrującym się w jego oczy ludziom Griaule przesyła swoje i cudze wspomnienia, tak jakby pod koniec życia zapragnął kontaktu i zrozumienia.

Kolejne utwory podobały mi się już mniej – mam wrażenie, że Shepard zaczął odcinać kupony. W „Domu kłamcy” i „Łusce Taborina” powraca schemat: Griaule ma jakąś potrzebę, więc zmusza ludzi do jej zaspokojenia. Owszem, teksty mają swoje ciekawe sceny, czy trafnie sportretowane postaci, jednak wydają się wtórne. Byłoby też chyba lepiej, gdyby „Dom kłamcy” znalazł się na początku zbioru, gdyż wydarzenia w nim opisane dzieją się najwcześniej wedle chronologii świata. Jeśli już o powtarzalności mowa – niczym bohaterka „Domu latających sztyletów” Griaule umiera raz za razem – oczywiście w każdym następnym tekście okazuje się, że jednak nie do końca.

Na tym etapie smok traci sporo swojej tajemniczości – jeśli się zastanowić, przekonanie mieszkańców doliny Carbonales o subtelności zamysłów Griaule’a nie pasuje do wniosków płynących z lektury. Wychodzi na to, że potrzeby smoka zazwyczaj są proste: wyeliminować zagrożenia, utrzymać się w zdrowiu (jeśli można tak to ująć), mieć potomstwo. Oprócz tego bestia wciąż śni o lataniu i jest próżna. Nie wydaje się czerpać przyjemności ze znęcania się nad ludźmi – po prostu używa ich, kiedy są jej potrzebni. W moim odbiorze Griaule raczej jest potężnym zwierzęciem, nieskrępowanym moralnością, sumieniem, czy chęcią zaprzeczania swojej naturze.

Wreszcie ostatni utwór „Czaszka” – jeśli rozpatrywać go jako samodzielny tekst, jest udany i mocny, natomiast niespecjalnie podoba mi się w charakterze zwieńczenia tomiku. Przede wszystkim dlatego, że Shepard stawia w nim przysłowiową kropkę nad i. O ile poprzednie teksty w pewien sposób budowały mit Griaule’a, w tym ostatnim zostaje on rozbity. Bohaterowie stają ze smokiem twarzą w twarz, a ten okazuje się istotnie zły, prymitywny i prostacki. Choć oczywiście jest w tym nauka – nader często ludzie wyobrażają sobie zło jako coś wyrafinowanego, skomplikowanego. Wolą Lucyfera w swej dumie strąconego z niebios, zamiast oprycha gwałcącego małe dziewczynki czy dzieciaka z karabinem, który w każdej chwili bez większej refleksji może pociągnąć za spust. Czy nie jest ponurą myśl, że najbardziej odrażającym staje się Griaule w swoim najbardziej ludzkim wcieleniu? Jednak nawet, gdy ta jego strona ujawnia się w pełni, przedostatnia scena jest wstrząsająca.

Niemniej, ogólny poziom tekstów jest dosyć wyrównany – są w „Smoku Griaule’u” utwory świetne oraz po prostu solidne. Do tej pory tłumaczone na język polski teksty Sheparda pojawiały się sporadycznie. „Smok Griaule” jest pierwszym zbiorem jego autorstwa ukazującym się w Polsce. Warto się z nim zapoznać, by wyrobić sobie własną opinię na temat autora, zwłaszcza że niebawem ukażą się jego następne utwory.

[1] Choć porównanie znajdujących się w różnych miejscach wypowiedzi autora każe traktować je z pewną podejrzliwością.

[2] Zapewne podniosą się głosy, że także teraz tworzą liczni oryginalni autorzy. Nie zamierzam z tym polemizować, chodzi mi raczej o udział w rynku wydawniczym – a tutaj dominują klony sprawdzonych historii i to one są w dużej mierze odpowiedzialne za ogólny obraz.

[3] I tak, w „Człowieku, który pomalował smoka Griaule’a” Merric Cattanay pojawia się w Teocinte w 1853 roku. Praca zajmuje mu około czterdziestu lat. Potem przez pewien czas jeszcze ciało smoka spoczywa w miasteczku – staje się atrakcją turystyczną, budowane są nawet hotele („Łuska Taborina”). W „Czaszce” z kolei wspomniane zostało, że czaszka Griaule’a była przez dwadzieścia lat przewożona, potem zaś znajdowała się w posiadaniu czterech z kolei królów, aż nastała rewolucja i autor wtedy wspomina o latach dwudziestych XX wieku. Inna sprawa, że teksty o Griaulu były pisane w sporych odstępach czasu. Najwyraźniej Shepard nie sprawdzał szczegółów, albo też dopasowywał „czasy” do charakteru opowiadanych historii, niespecjalnie przejmując się spójnością swojego świata.

MAG wydał także powieść Sheparda, której akcja toczy się w tym samym uniwersum. Do tej pory jej nie przeczytałam.