Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza (recenzja, E)
Wszystko za Nangę
Dominik Szczepański, wyd. Agora
Non-fiction
Beatrycze Nowicka: 6,5/10
„Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza” Dominika Szczepańskiego to godna uwagi książka o nietuzinkowym człowieku.
Od śmierci Tomasza Mackiewicza minęło już kilka lat. Pamiętam relację medialną i mieszane uczucia, które mi wtedy towarzyszyły. Dramatyczny finał historii himalaisty wydobył na światło dzienne to, co w mediach i w ludziach szlachetne i paskudne. Z jednej strony setki tysięcy osób głęboko przejęły się losem nieznanego sobie bliżej człowieka, z drugiej zaś – przez polski Internet przetoczyła się fala krytyki oraz złorzeczeń. Wielu dziennikarzy nie miało skrupułów, czy to w ujawnianiu faktów z przeszłości Mackiewicza, czy w rozbudzaniu niepotrzebnych nadziei, pisząc o ewentualnych kolejnych akcjach ratunkowych. Nie słyszałam też, żeby którykolwiek z medialnych potentatów wyłożył pieniądze na pomoc himalaistom, choć ich losy dostarczyły materiału na co najmniej kilka dni – a przecież koszt wysłania helikopterów był niższy niż cena kilku minut reklamy telewizyjnej w godzinach największej oglądalności. Przyznam, że zastanowiło mnie także, dlaczego akurat ta historia wzbudziła tyle emocji, także we mnie.
Może po trosze dlatego, że Tomasz Mackiewicz to postać wpisująca się w mit. Jeden z marzycieli, nie wahających się grać o wysokie stawki. Człowiek z przeszłością, który zdołał odmienić swoje życie. Ktoś, z wyobrażeniem o kim można się utożsamić – po trosze „jeden z nas”, a po trosze ten, kim czasami w skrytości ducha chcielibyśmy być. Buntownik. Jego tragiczna śmierć na stokach Nangi jeszcze bardziej czyni z niego symbol. Zawalczył i zdobył szczyt, on, lekceważony przez wielu profesjonalistów i pozbawiony solidnego zaplecza finansowego. To może inspirować. Ale i zginął, schodząc, więc jego śmierć dostarcza rozgrzeszenia tym, którzy odłożyli swoje marzenia na półkę.
„We have all been livin’ in a lie/ Makin’ money for the man till the day that we die (…)/ You can’t buy peace of mind in a f* store/ You could do with less but you all want more”
Dlatego, pisząc książkę poświęconą Mackiewiczowi Dominik Szczepański miał trudne zadanie – bo przecież rolą takiej pozycji jest przedstawienie człowieka, a nie mitu. Po lekturze sądzę, że nie w pełni temu sprostał, ale też nie wiem, czy dało się inaczej. „Czapkins” powstał przecież niedługo po śmierci himalaisty. W obecnych czasach szybkiego życia i szybkiego zapominania, pewnie nie warto było czekać latami, żeby móc opowiedzieć o Mackiewiczu z dystansu, a i pewnie trudniej byłoby w takim przypadku zebrać informacje. Z drugiej strony autor otrzymał ogromną pomoc od krewnych i znajomych wspinacza, którzy udzielili wywiadów i dostarczyli materiały źródłowe. W wielu przypadkach zapewne oznaczało to rozdrapanie wciąż świeżych ran. Wykorzystanie tej dobrej woli po to, by dogrzebać się do, kolokwialnie pisząc, brudów, byłoby niegodziwe.
Niestety oznacza to także, że Szczepański pisał bardzo ostrożnie, starając się nikogo nie urazić i w efekcie powstał portret wygładzony. Bohater książki nie jest może przedstawiany jako wzór cnót, ale z reguły ostatnie słowo mają ci, którzy mówią o nim dobrze, zwłaszcza druga żona himalaisty. Wyraźnie widać, że Tomasz Mackiewicz był jej wielką miłością i że po jego śmierci pragnęła go uhonorować, pomagając w pracy nad książką. Na podstawie zamieszczonych materiałów można też odnieść wrażenie, że miała o mężu lepsze mniemanie niż on sam o sobie. Z powodu jej znacznego udziału w powstawaniu „Czapkinsa” czytelnik bardzo często ma okazję widzieć bohatera książki przez pryzmat jej postrzegania.
Warto zaznaczyć, że sięgając po książkę Szczepańskiego nie należy spodziewać się biografii. Autor nie omijał całkowicie kwestii związanych z życiem prywatnym Mackiewicza, jednak – zwłaszcza w drugiej połowie – skupił się przede wszystkim na rekonstruowaniu przebiegu wypraw wysokogórskich.
„Cause I’m a native crazy man/ I hold my freedom in my hand/ I’m a dreamer, I’m a shaman/ I’m connected to the land”
W porównaniu z książką o Adamie Bieleckim, narracja w „Czapkinsie” wydała mi się mniej płynna. Autor zastosował zbliżoną konstrukcję – pierwszy rozdział niejako „wrzucający” czytelnika w środek wyprawy, kilka rozdziałów o dzieciństwie i młodości bohatera, a następnie omawianie kolejnych wypraw. Również tutaj Szczepański wplata liczne dygresje. Tyle że „Spod zamarzniętych powiek” sprawiało wrażenie solidnie zredagowanego wywiadu-rzeki i zachowało nieco gawędziarski ton. Takie rozwiązanie było niemożliwe przy pracy nad „Czapkinsem”, przez co książka wydaje się posklejana z kawałków.
Pomimo powyższych uwag krytycznych nie żałuję czasu spędzonego nad lekturą, która potrafiła zainteresować, skłonić do refleksji i przybliżyć czytelnikowi jej bohatera. Poza tym sądzę, że o Tomaszu Mackiewiczu warto pamiętać z co najmniej kilku powodów.
„They can’t tell me what to do./ They can’t tell me what to say (…)/ I don’t need no one’s permission/ To live my life ’cause that’s been given (…)/ Well, f* them and f* their rules and we’ll just dance until we die!” (Omnia, „Dance until we die”)
–
PS. „Czapkins” nie jest jedyną książką poświęconą Tomaszowi Mackiewiczowi, nie czytałam jednak „Nanga dream”, więc nie mogę porównać obu pozycji.