Beatrycze Nowicka Opowiadania

Wyczarowanie światła (recenzja, E)

Wyblakła czerwień

V. E. Schwab, wyd. Zysk i S-ka

Trzeci tom trylogii „Odcienie magii”

Beatrycze Nowicka: 5/10

Na polskie wydanie finału cyklu V. E. Schwab o antarich i kolorowych Londynach nie trzeba było czekać długo. Niestety, „Wyczarowanie światła” rozczarowuje.

Ze smutkiem stwierdzam, że mało jest w tym momencie cykli, na których kontynuację czekam z niecierpliwością. Trylogia V. E. Schwab należała do tej wąskiej grupki – finału historii Kella i Lili oczekiwałam z zainteresowaniem. Tym smutniej było więc przekonać się, że autorka zmarnowała potencjał tkwiący w świecie i bohaterach. W „Wyczarowaniu światła” zawiodły rozmaite elementy, przede wszystkim konstrukcja powieści, pomysł na fabułę, ale też kreacja postaci.

W części pierwszej dominowała akcja, w drugiej rozwijała się ona nieśpiesznie, jednak to pozwoliło pogłębić charakterystyki postaci. „Zgromadzenie cieni” kończyło się w emocjonującym momencie – mag został pojmany i groziły mu tortury, złodziejka pędziła mu na ratunek, a książę znalazł się na skraju śmierci. Wydawało się, że od tego momentu wydarzenia potoczą się wartko, nie zabraknie widowiskowych starć i dramatycznych wyborów. Tymczasem „Wyczarowanie światła” owszem, rozpoczyna się w miejscu, w którym zakończył się tom drugi, jednak do spodziewanego przyspieszenia akcji nie dochodzi. Narracja dotycząca Lili śpieszącej na ratunek Kellowi co i rusz przerywana jest przypomnieniami faktów z części poprzednich, niewiele wnoszącymi retrospekcjami, oraz opisami czuwania nad nieprzytomnym księciem. Stosunkowo szybko sytuacja się stabilizuje, po czym bohaterowie zaczynają debatować, co tu zrobić dalej.

W teorii do Czerwonego Londynu trafia istota, która zniszczyła cały swój świat. Spodziewać by się można spektakularnych starć, bohaterskich wyczynów w beznadziejnej z pozoru sytuacji i temu podobnych rozwiązań znanych z wielu innych cykli fantasy. W praktyce otrzymujemy niejako powtórkę z tomu pierwszego, tylko z odrobinę silniejszym przeciwnikiem i – na dodatkowe nieszczęście – bez pożądanej dynamiki. Na stanowczo zbyt wielu stronach bohaterowie snują się, prowadzą niekończące się rozmowy, z których zbyt często niewiele wynika, kłócą się, obwiniają i rozmyślają o osobach, w których się zakochali. Wyprawiają się po magiczny artefakt, przydatny w walce z wrogą magią (żeby chociaż czytelnik odniósł wtedy wrażenie, że znalezienie go i zdobycie będzie trudne i ryzykowne). Wchodzą też w posiadanie magicznych pierścieni oraz… lusterka, które ma pomóc jednemu z bohaterów przekonać drugiego o szczerości swych uczuć. Krótko pisząc, bieda.

Przyznam, że teraz dopiero uderzyło mnie, jak infantylna jest czwórka głównych postaci. Nie można też powiedzieć, by w „Wyczarowaniu światła” się rozwijali, czy zmieniali, a część traci sporo ze swojego uroku. Dla niektórych autorka nie miała sensownego pomysłu, co by tu z nimi dalej zrobić i jak pozwolić im odegrać jakąś większą rolę w wydarzeniach. Zdarzyły jej się też całkowicie chybione rozwiązania – jak scena, gdzie jeden z bohaterów tuż po tym, jak stracił ukochanego członka rodziny, dowcipkuje na temat swojej urody. Przecież to jest strzał w stopę! Owszem, zdarzają się sytuacje, gdy ludzie, a więc i postaci literackie, żartują w obliczu tragicznych wydarzeń, lub też szukają pocieszenia w miłości. Ale takie sceny naprawdę trzeba umieć pisać. Tymczasem, w „Wyczarowaniu światła” dostajemy błahe przekomarzanki, tudzież rozwleczone opisy, jak to ktoś kogoś po ręce gładzi, a ktoś wspomina, jak się całował. Bardzo skutecznie niszczy to wrażenie dramatyzmu sytuacji.

Schwab postanowiła natomiast rozbudować kilku bohaterów drugoplanowych. Tylko że w ostatnim tomie za późno na to, by zrobić rzecz porządnie. Czerwony Król i Królowa w „Mroczniejszym odcieniu magii” byli jedynie figurami z tła. W części drugiej awansowali na przeszkody na drodze głównych bohaterów. Teraz autorka wprowadza poświęcone im sceny i informuje o ich przeszłości, ale to tylko spowalnia akcję jeszcze bardziej. Zwłaszcza, że Schwab nie wymyśliła dla tej pary jakiejś ciekawej przeszłości, przemyśleń, czegokolwiek, co by te postaci pogłębiło. Czy informacja, że królowa często tłukła przedmioty i się tego bała, sprawi, że odbiorcy zacznie zależeć na jej losie? Zdecydowanie lepiej wyszło rozbudowanie wizerunku Hollanda, choć to należało zrobić znacznie wcześniej, jeśli planowało się, by odegrał dużą rolę w finale. Biały antari urasta do najciekawszej spośród postaci cyklu, ale i tak potencjał pomysłu na niego nie został wykorzystany. Schwab zmarnowała też kilka postaci drugoplanowych.

Zaletą cyklu były barwne opisy świata przedstawionego, w tomie ostatnim ich zabrakło, a urok nowości siłą rzeczy przepadł. Liczyłam na to, że w „Wyczarowaniu światła” dowiem się więcej na temat historii uniwersum, przede wszystkim kwestii odcięcia Czarnego Londynu. Spodziewałam się rozwinięcia wątku Białego Londynu i wyjaśnień zagadek z przeszłości bohaterów. Choć jeśli chodzi o to ostatnie, gdzieś czytałam, że zachęcona sukcesem trylogii Schwab planuje następną – może więc zostawiła sobie te kwestie na później. Lektura „Wyczarowania światła” zniechęciła mnie jednak do ewentualnych dalszych powieści z tego uniwersum.