Beatrycze Nowicka Opowiadania

Opowieści niesamowite (recenzja, E)

Historie rozmaite

Marcin Rusnak, wyd. Fantazmaty

Beatrycze Nowicka: 5/10

Dostępny za darmo w wersji cyfrowej tomik opowiadań Marcina Rusnaka pt. „Opowieści niesamowite” uważam za nierówny, choć można znaleźć w nim kilka niezłych tekstów.

Autor najpierw wydał go samodzielnie, później zaś dzięki staraniom ekipy od „Fantazmatów” ukazała się edycja rozszerzona. Na plus należy zdecydowanie policzyć styl Rusnaka – lekki, potoczysty, przyjemny w lekturze. Co do wad, główna to taka, że teksty ze zbiorku wpisują się w obrane konwencje sztafażem i motywami, jednak większości brakuje bardziej osobistego, oryginalnego wyrazu.

Zbiorek otwiera „Zaginięcie Benedicta Constantine’a”, osadzone w świecie Wolsunga. Mam spory sentyment do tego uniwersum, więc czytało mi się je dobrze, wyjąwszy może miejscami nadmierne epatowanie szczegółami (nie jest to pierwszy tekst, jaki znam, napisany pod świat RPG, w którym ta maniera jest widoczna). Odbiór popsuł mi nieco pomysł, w myśl którego tajne służby miałyby zadać sobie trud całkowitego wymazania z przestrzeni publicznej dzieł popularnego malarza. I to w dodatku w przeddzień ceremonii upamiętniających wojnę, którą ów artysta przedstawiał w swoich dziełach. Działanie takie uważam za bezsensowne – tylko przyciąga uwagę, zamiast ją odwracać.

W postapokaliptycznych „Kołysankach dla umarłych” zabrakło mi podbudowy świata, jednak ogólne wrażenie z lektury było przyjemne. „Zły szeląg” okazał się jedynie historyjką osadzoną w cyberpunkowym sztafażu, ale „bez duszy”. O zgrzytanie zębów przyprawiła mnie wzmianka o tym, jak to koncerny farmaceutyczne płacą ludziom za szmuglowanie do miasta chorób, a wśród podanych przykładów znalazły się… nowotwór i stwardnienie rozsiane [1]. Jak to się stało, że ani autor nie wiedział, ani też nikt z licznej ekipy redakcyjnej nie oświecił go w porę? Jakkolwiek zgadzam się z poglądami Rusnaka, w „Pielgrzymce” wykłada on je nazbyt wprost. Choć może to dobrze – ostatecznie strategia spod znaku „mądrzy ludzie milczą lub mówią ostrożnie” doprowadziła do obecnie trwającej istnej eksplozji zadowolonej, ba! – dumnej z siebie głupoty. Krótki „Pojedynek” ma klimat i niezły pomysł.

Zgodzę się z kolegą z redakcji Esensji, że najlepiej w całym zbiorku prezentują się opowiadania fantasy. „Bociani zagon” Ameryki nie odkrywa, ale zwraca uwagę przyzwoicie nakreślonymi postaciami i sensownie budowaną atmosferą. „Farid Tkacz i latający dywan” bardzo przypadł mi do gustu z uwagi na baśniowy klimat, zgrabne prowadzenie fabuły oraz zaskoczenie w finale. Bardzo dobre wrażenie robi także „Zabijając ptaki”, choć tutaj już zakończenie lekko mnie rozczarowało – mogłoby być mniej oczywiste. Dwa krótkie teksty „Opowieść, którą znam tylko ja” i „Białe piekło” nie zapadły mi w pamięć.

W zbiorku znalazły się także dwa opowiadania w duchu Lovecrafta („Koszmar z Yelland” oraz „Pudełko pełne cudów”). Przyznam, że nie rozumiem, dlaczego ciągle znajdują się osoby próbujące pisać w sposób nawiązujący do twórcy mitologii Cthulhu. Ani to straszne, ani przekonujące. Przynajmniej przewrotny, zamykający zbiorek „Ostatni śnieg w roku” nieco zaciera złe wrażenie, choć sądzę, że potencjał nie został w pełni wykorzystany – można było uczynić tę historię duszną i bardziej niepokojącą.

Jak już wspomniałam, „Opowieści…” są darmowe – dlatego uważam, że warto po nie sięgnąć dla tych lepszych tekstów.

[1] W kwestii nowotworów, niektóre wirusy są onkogenne, jednak wciąż ich nosicielstwo nie oznacza „nosicielstwa nowotworu”. Jeżeli chodzi o stwardnienie rozsiane, wciąż niewiele o nim wiadomo, jednak przyczyny mogą być albo genetyczne, albo jest to choroba autoimmunologiczna (a możliwe, że obydwie na raz). W każdym razie nie da się nią zarazić.