Beatrycze Nowicka Opowiadania

Redlum (minirecenzja, E)

Katarzyna Rupiewicz, wyd. Genius Creations

Beatrycze Nowicka: 5/10

Po „Redlum” sięgnęłam skuszona pozytywną recenzją koleżanki z redakcji Esensji, obiecującą błyskotliwy pomysł, czarny humor oraz budzącego sympatię bohatera. Koncepcja miasta, będącego czymś w rodzaju getta dla potworów może i nie jest ograna, jednak jej realizacja nie powaliła mnie na kolana. Z kolei wspominki o dawniejszej, bardziej zaawansowanej cywilizacji wypadły zdecydowanie mniej barwnie w porównaniu z wykorzystaniem tego motywu przez Marka Lawrence’a w powieściach ze świata Rozbitego Imperium.

Poczucie humoru jest kwestią bardzo subiektywną, mogę tylko stwierdzić, że w moje autorka nie trafiła. Jeśli zaś o bohaterach mowa – prolog, gdzie protagonista oddaje na pożarcie wampirom trójkę podpitych ludzkich młodzieńców, którzy zaczepiali posługaczkę w karczmie (w zamierzeniu to pewnie miał być ów czarny humor), zniechęcił mnie to tej postaci. Poza tym Słodki jest dosyć nijaki. Pozostali bohaterowie przewijają się na dalszym planie i żaden z nich nie przykuł mojej uwagi.

Choć „Redlum” jest powieścią, jeśli chodzi o strukturę, bliższa jest zbiorowi opowiadań, przez które przewijają się wspólne postaci i wątki. Przez pięć szóstych książki dominuje tematyka obyczajowa (ze szczególnym uwzględnieniem miłostek Słodkiego), z której wyłania się zarys większej intrygi. Na ostatnich kilkudziesięciu stronach nad Redlum zawisa niebezpieczeństwo, ale stanowi ono odwrotność tego, co rozumie się pod hasłem „epicki rozmach”. W efekcie zamiast podbudowy i gradacji napięcia, czytelnik dostaje przygarść epizodów z tytułowego miasta, zamkniętych nieprzekonującym finałem. Największą zaletą powieści jest lekki styl – czyta się ją bardzo szybko, lecz tuż po odłożeniu zawartość wietrzeje z pamięci.