Beatrycze Nowicka Opowiadania

Kwantowy złodziej (minirecenzja, E)

Atrapa SF

Hannu Rajaniemi, wyd. MAG

Pierwszy tom trylogii o Jeanie le Flambeur

Beatrycze Nowicka: 3,5/10

Po „Kwantowego złodzieja” sięgnęłam skuszona pochlebnymi recenzjami, mając nadzieję na porządne SF. Niestety, spotkało mnie gorzkie rozczarowanie. Powieść Rajaniemiego to raczej atrapa SF, książka, która poprzez epatowanie terminologią ma zamydlić czytelnikowi oczy. Pseudonaukowy bełkot wprost wylewa się z kart powieści. Już sam tytuł powinien mnie ostrzec – dodam, że kolejna część cyklu to „Fraktalny książę” (mam parę pomysłów na następne: „Nanocząsteczkowy zabójca”, „Bozonowy mściciel”, „Różniczkowy mesjasz”).

Przez pierwsze strony jeszcze próbowałam szukać w tym sensu, co zmęczyło mnie bardziej niż lektura prawdziwych naukowych artykułów i doprowadziło do frustracji tak ciężkiej, że aż musiałam dać jej wyraz w osobnym tekście. Później zmusiłam się do względnego ignorowania stosowanego przez autora słownictwa i lektura stała się znośniejsza. Tak czy owak, tekst nie brzmi dobrze. W dodatku od czasu do czasu autor postanawia w poetycki sposób oddać stan wewnętrzny któregoś z bohaterów: „poczucie winy czepia się jego pleców, brzucha i ramion, mokre i ciężkie jak morski starzec”, „Mielli czuje bliskość śmierci jak ostrze noża”. Do wszelakich koherentnych subkwantowych splątanych dziwnocząstek ma to się trochę nijak, ale i tak mój prywatny numer jeden to „mroczne pseudodrzewa”.

Co pozostaje po odrzuceniu całej tej piany słownej? Owszem, trochę malowniczych pomysłów, których sensowność przy głębszym zastanowieniu częstokroć budzi wątpliwości. Kilku bohaterów, dosyć sztampowych, płaskich i niezbyt przekonujących. Jean le Flambeur jeszcze ma w sobie trochę uroku, jego towarzyszka przez większość książki stanowi personifikację męskiego lęku przed kobietami, reszta zaś ginie w zalewie pojęciowej waty. Fabuła z rodzaju „propozycja nie do odrzucenia i wyprawa w celu odzyskania ukrytego wcześniej łupu” nie poraża oryginalnością, choć scenografia jest barwna. Jedyną dużą zaletą jest dość szybko biegnąca akcja (narracja w czasie teraźniejszym dodatkowo zwiększa to wrażenie). Choć nie, niejedyną – jeszcze to, że powieść jest dość krótka i ma ładną okładkę.

Cała trylogia została wydana w Polsce, nie byłam zainteresowana lekturą części kolejnych.