Beatrycze Nowicka Opowiadania

Szamanka od umarlaków (minirecenzja, E)

Martyna Raduchowska, wyd. Fabryka Słów

Pierwszy tom cyklu „Szamanka od umarlaków”

Beatrycze Nowicka: 5/10

Debiutancka powieść Martyny Raduchowskiej jest przykładem książki średniej. Na plus można policzyć jej poprawny styl oraz pomysł na profesję głównej bohaterki – wprawdzie pojawiał się on już wcześniej, ale nie został jeszcze do cna wyeksploatowany. Podoba mi się też to, że Ida Brzezińska nie jest ani kolejną Mary Sue, ani ciamajdowatą szarą myszką na kształt Belli Swan. W pamięć zapada również ciotka dziewczyny, Tekla, głównie za sprawą specyficznego stylu wypowiedzi. Cieszy, że autorka umieściła akcję powieści w „umagicznionej” Polsce.

Brakuje mi natomiast w „Szamance…” jakiegoś charakterystycznego rysu, klimatu, czegoś, co przydałoby jej wyrazistości. Świat przedstawiony został dosyć pobieżnie – Raduchowska nie wgłębiała się zbytnio w opisywanie niuansów nadnaturalnej rzeczywistości (choć należy wspomnieć, że to pierwszy tom przygód Idy, więc zapewne w kolejnych częściach pojawią się dalsze wyjaśnienia i detale). Przyznam, że szczególnie zainteresowała mnie kwestia zaświatów – skoro jest piekło i demony, to czy jest jakieś niebo, a jeśli tak, to kto je zamieszkuje? Ciekawi mnie też, w jaki sposób wszelkiej maści czarodzieje tak skutecznie ukrywają swoją działalność przed zwykłymi ludźmi.

„Szamanka…” sprawia wrażenie rozbudowanego wstępu do większej całości. Wadą takiego rozwiązania jest to, że akcja rozwija się dosyć niemrawo. Nie mogę powiedzieć, bym się setnie znudziła, ale też i mnie nie wciągnęło. Od czasu do czasu pojawia się nieco humoru, co umila lekturę, aż chciałoby się więcej i ostrzej. Słabą stroną powieści są bohaterowie – poza Idą i Teklą wszyscy pozostali przewijają się jedynie na dalszym planie. Tak, jak „Dom wschodzącego słońca” Aleksandry Janusz bronił się przede wszystkim charakterystyczną i budzącą sympatię gromadką protagonistów, tak tutaj nie bardzo jest kogo lubić i komu kibicować. Pod koniec pojawia się grupa pogromców demonów, ale na razie trochę wyróżniają się z niej tylko dwie osoby. Szkoda też, że autorka nie rozbudowała bardziej Mikołaja i Karoliny Kwiatkowskich. Przez to starania Idy, by im pomóc, pomimo tego, że w tekście pojawia się uzasadnienie, nie wypadają przekonująco. Dokładniejszy opis tych postaci i poświęcenie uwagi relacji pomiędzy nimi a tytułową szamanką pozwoliłoby tchnąć w książkę więcej dramatyzmu. Trzeba napisać, że zakończenie powieści prezentuje się lepiej, niż początek, co pozwala mieć nadzieję, na to, że część kolejna, „Demon luster”, okaże się lepsza.

PS. Jeśli komuś podoba się koncepcja bohaterów przeprowadzających dusze w zaświaty, zdecydowanie polecam serial „Dead like me”.

Do tej pory (czerwiec 2022) ukazały się trzy tomy cyklu. Jeśli o mnie chodzi, nie wciągnęłam się na tyle, by sięgnąć po części kolejne, choć nie zarzekam się, że nigdy tego nie uczynię.