Beatrycze Nowicka Opowiadania

Nacja (minirecenzja, E)

O tych, którzy ocaleli

Terry Pratchett, wyd. Rebis

Beatrycze Nowicka: 8/10

„Nacja” to naprawdę dobra powieść: mądra, chwilami przejmująca, często zabawna, lekka w stylu a ważka w treści, napisana z myślą o młodszym czytelniku ale oferująca ciekawą lekturę także nieco starszym odbiorcom, wreszcie – niosąca prawdziwie humanistyczne przesłanie. Mogę śmiało powiedzieć, że ujęła mnie już od pierwszych stron. Pomysł ze światem równoległym nie jest może pierwszyzną, za to osadzenie akcji w tamtejszym odpowiedniku Oceanii zdecydowanie wyróżnia utwór Pratchetta na tle wielu innych powieści fantastycznych. Wizja wysp i ich mieszkańców należy do udanych – widać, że została przemyślana, aż do licznych drobnych szczegółów, które przydają jej wyrazistości. Elementy zmyślone zostały zgrabnie wkomponowane pomiędzy te zaczerpnięte z naszej rzeczywistości. Wrażenie robi zarówno opis przyrody, jak i przedstawienie lokalnych zwyczajów i wierzeń. Autor kreśli przed oczyma czytelnika mały, rządzący się własnymi prawami świat, który na kartach książki żyje własnym życiem.

Para bohaterów pierwszoplanowych wypada ciekawie i wiarygodnie, relacja pomiędzy nimi także nakreślona została z wyczuciem i nie zatrąca o banał. Kilka drugoplanowych postaci również zasługuje na uznanie, przy czym dotyczy to przede wszystkim rodzimych mieszkańców wysp – wśród nich w pamięć zapada zwłaszcza stary kapłan Ataba, który szczęśliwie nie został przedstawiony płytko i jednostronnie (pomimo typu, na jakim został oparty). Styl Pratchetta stanowi kolejny ogromny atut – pisarz splata powagę z dowcipem w sposób, który nie ujmuje niczego żadnemu z nich. Humor jest niewymuszony, przemyślenia bohaterów naturalne, opisy sugestywne. Oto niewielka próbka: „czasem się śmiejemy, bo nie mamy już siły na płacz. Czasem się śmiejemy, bo zasady poprawnego zachowania przy stole na plaży wydają się zabawne. A czasem się śmiejemy, bo żyjemy, chociaż nie powinniśmy”, „zwracamy się więc do milczących bogów, bo są lepsi od ciemności”. I dla odmiany nieco mniej poważnie: „nie należy strzelać do ludzi, zwłaszcza jeśli nie zostało się im przedstawionym”.

Brawa niewątpliwie należą się także tłumaczowi. By jednak nie było zbyt pięknie, powiem, że spodobała mi się przede wszystkim pierwsza połowa książki: zalanie rodzimej wyspy młodego Mau – tytułowej Nacji – przez tsunami, poczynania chłopca i jego niespodziewanej towarzyszki tuż po katastrofie, przybycie innych ocalałych. Jest tu sporo naprawdę mocnych fragmentów (wśród nich chyba najbardziej ten, kiedy chłopak „grzebie” swoich bliskich). Potem jednak, jakby ktoś powiedział Pratchettowi „hej, to miała być książka dla dzieciaków a nie nowa wersja księgi Hioba” – przemyślenia nagle ustępują akcji, pojawia się też więcej motywów fantastycznych (wyprawa w zaświaty, odkrycie w jaskini). Paradoksalnie wprowadzenie sił nadnaturalnych odebrało temu światu sporo uroku, przynajmniej w moich oczach. Ponadto na Nację przybywają biali: czarne charaktery, którzy są już niestety do bólu sztampowi, i wszystko gwałtownie skręca w stronę powieści przygodowej.

W zakończeniu powraca trochę wcześniejszej zadumy, Pratchett zdecydował się także na rozwiązanie wątków bohaterów nie spełniające najoczywistszych oczekiwań czytelnika (choć może należałoby tu napisać – czytelniczki). Niezależnie od owych różnic w charakterze poszczególnych części, „Nacja” jest książką ze wszech miar wartą lektury. Warto polecić ją zwłaszcza osobom, które chciałyby bliżej poznać twórczość angielskiego pisarza, niekoniecznie zaczynając przy tym od książek ze Świata Dysku.