Beatrycze Nowicka Opowiadania

Z miłości do prawdy (minirecenzja, E)

Bo to twarda kobieta była

Karina Pjankowa, wyd. Fabryka Słów

Pierwszy tom cyklu „Z miłości do prawdy”

Beatrycze Nowicka: 5,5/10

„Z miłości do prawdy” Kariny Pjankowej to typowy przykład lektury „do pociągu”. Nie zachwyca, ale też nie odrzuca. Jeśli nie ma się dużych oczekiwań, można nią sobie umilić parę godzin.

W komentarzach pod recenzją „Wiernych wrogów” Olgi Gromyko żartowałam na temat kolejnych wariantów historii o tym, jak to ona i on z początku byli wrogami zmuszonymi do współpracy przez okoliczności, a potem… Tymczasem, po lekturze „Z miłości do prawdy” zaczynam się zastanawiać, czy oto w fantasy zza wschodniej granicy nie powstała już osobna podkonwencja bazująca na tym schemacie fabularnym. W powieści Pjankowej główne role zostały obsadzone przez ludzką dziewczynę i przedstawiciela starszej rasy, zwanej kahe (takie stepowe elfy, mam wrażenie). Oczywiście on jest arystokratą, znakomitym szermierzem oraz zdolnym magiem. Ona zaś jeszcze lepszą odeń czarodziejką, szczerze oddaną swojej pracy w charakterze Śledczej.

Niestety, autorka przeszarżowała i Rinnelis Tyen stanowi wręcz chodzącą doskonałość (przynajmniej jeśli chodzi o umiejętności, kompetencje oraz siłę charakteru). Czytelnik dowiaduje się, że jest ona najbardziej rozpoznawalną i budzącą powszechny przestrach przedstawicielką miejskiej Straży. Diabelnie inteligentną, nieprzekupną, nieustraszoną, tak twardą i opanowaną, że najprawdopodobniej wygrałaby z Chuckiem Norrisem pojedynek na spojrzenia. Po wzmiance, jak to Śledcza lata całe pracowała na swoją pozycję, zdziwiłam się na wieść o tym, że panna Tyen ma nieco ponad dwadzieścia wiosen, a owych lat stażu było całe trzy. Pjankowa nie ustaje w wyliczaniu przymiotów swej bohaterki, co czyni zarówno ustami samej Rinnelis (z której perspektywy napisana została część podrozdziałów), jak i jej współpracowników i znajomych. Dobrze, że chociaż w części opinie te znajdują potwierdzenie w czynach dziewczyny. Choć nie jest tak zawsze – szczególnie razi to, że dopiero gdzieś około sto czterdziestej strony Tyen odkrywa motywację mordercy, którego tropi (podczas, gdy już spojrzenie na okładkową notkę pozwala odgadnąć mroczny plan antagonisty). Raz też, gdy bohaterce urywa się trop, autorka ratuje ją szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Oprócz talentów wszelakich Pjankowa obdarowała Rinnelis trudnym charakterem, cynizmem i perfekcjonizmem. Bardziej ludzkiego oblicza ma za to przydać dziewczynie miłość do rodziny, lojalność wobec przyjaciół, a także zamiłowanie do gotowania. Najwyraźniej jednak mam słabość do tego rodzaju bohaterek, bo perypetie Tyen czytało mi się całkiem przyjemnie, zaś ona sama, a także jej krewni i znajomi budzili raczej pozytywne uczucia. Mogę zrozumieć, czemu ta postać jest właśnie taka, choć już początkowa wrogość pomiędzy nią a kahe wydała mi się nieco przesadzona.

W kwestii kreacji świata w zasadzie nie ma o czym pisać – zamieszkują go w większości standardowe rasy (elfy, krasnoludy, orkowie, zwierzołaki, wampiry), miejsce akcji zostało opisane wyjątkowo skąpo. Pomysł na policjantkę w świecie „typowego fantasy” uważam za dobry, choć nie do końca przemyślany – np. skoro można czytać w myślach, po co w ogóle bohaterka przesłuchuje podejrzanych. Całość czyta się szybko i płynnie, można się też od czasu do czasu uśmiechnąć (mój ulubiony cytat to: „Riencharn patrzył na uczciwą, ale czerwoną jak burak twarz chłopaka z uczuciem wielkiego malarza, który nagle stwierdził, że namalował kicz: wstydzisz się, ale wiesz, że to twoje dzieło”), choć pod względem humoru powieść Pjankowej zdecydowanie ustępuje książkom Gromyko.

W porównaniu z „Wiernymi wrogami” czy „Jesiennymi ogniami” Walerii Komarowej, „Z miłości do prawdy” wypada gorzej. Z drugiej strony jednak, jeśli komuś nie przeszkadza Mary Sue w roli głównej i prosta fabuła, powieść Pjankowej może dostarczyć rozrywki na kilka wieczorów. Sama nawet sięgnęłabym po tom kolejny (który jednak nie został wydany w Polsce). Stąd ocena.

Znalazłam w sieci informację, że całość liczy trzy tomy, choć chyba losy panny Tyen zamykają się w dwóch (albo też w trzecim pojawia się na planie dalszym). Fabryka Słów nie kontynuowała wydawania serii.