Beatrycze Nowicka Opowiadania

Ostatnia odzywka (recenzja, E)

Viva Las Vegas!

Tim Powers, wyd. Zysk i S-ka

Tom pierwszy trylogii „Linie uskoku”

Beatrycze Nowicka: 7/10

„Wrota Anubisa” nie rzuciły mnie na kolana, ale też nie zniechęciły do twórczości Tima Powersa, sięgnęłam zatem po – jeśli wierzyć internetowi – jego najbardziej znane dzieło, nagrodzoną World Fantasy Award „Ostatnią odzywkę”.

Okładkowy opis pozwala spodziewać się czegoś oryginalnego – i rzeczywiście, powieść Powersa wyróżnia się rozwiązaniami dalekimi od standardowej fantasy. Trzy główne atuty utworu amerykańskiego pisarza to interesująca koncepcja magii oraz jej powiązań z rzeczywistością, oparcie się na innym schemacie fabularnym, wreszcie osadzenie akcji w środowisku hazardzistów.

Akcja „Ostatniej odzywki” toczy się w Ameryce końca lat osiemdziesiątych, choć w prologu i retrospekcjach narrator sięga po kilkadziesiąt lat wstecz. Powers zgrabnie przedstawia tamtejsze realia, ale co ciekawsze, potrafi opisać niektóre miejsca tak, że wydają się one zupełnie nie z tej ziemi. Dotyczy to przede wszystkim samego Vegas, tonącego w blasku neonów, jego hoteli i kasyn, królestwa kiczu i mamony. Choć nie tylko – położone na środku pustyni miasteczko, wyrosłe dookoła kilku stacji benzynowych, osada z przyczep, czy zapora Hoovera, również robią interesujące wrażenie. Okazuje się, że niekoniecznie trzeba stwarzać alternatywny świat, żeby uzyskać wrażenie egzotyki i pewnego rodzaju nierzeczywistości opisywanych miejsc. Nawet bez działającej magii, ten świat wydaje się dziwny. Kiedy zaś w to wszystko wkraczają pradawne bóstwa i moce, robi się jeszcze ciekawiej.

Bardzo dobrym pomysłem jest zastosowana tutaj koncepcja magii, którą nazwałabym na własny użytek magią chaosu, gdyż najchętniej manifestuje się tam, gdzie – wydawać by się mogło – rządzi przypadek. Magię tę można sobie zjednać, odprawiając rytuały lub korzystając ze specjalnych kart tarota, tym niemniej pozostaje ona żywiołem niebezpiecznym, wpędzającym część swoich adeptów w szaleństwo. Największymi potęgami są archetypy, z którymi można się komunikować, lub też, co otwiera największe możliwości – połączyć się z nimi. Stanie się ludzkim awatarem archetypu jest możliwe, choć niełatwe. Głównym wątkiem „Ostatniej odzywki” jest walka o pozycje Króla i Królowej-bogini. Podobały mi się odniesienia do mitologii, a także przytaczane przez Powersa cytaty, elegancko wpasowujące się w klimat powieści i adekwatne do rozgrywających się wydarzeń.

Karty „Ostatniej odzywki” zaludnione zostały galerią barwnych, i podobnie jak w przypadku „Wrót Anubisa” przerysowanych, postaci. Adepci magii to głównie hazardziści i gangsterzy, choć znalazło się też kilku dziwaków-samotników. Jest więc stary zły Król – rządzący półświatkiem właściciel jednego z kasyn, a także kilku młodych mężczyzn, aspirujących do strącenia go z tronu – między innymi facet paradujący w stroju Elvisa. Są postaci pomagierów, czy psychopatycznych zabójców, kojarzących mi się sposobem kreacji z dawno czytaną książką Koontza z uwagi na dziwaczne obsesje. Jest stary wróżbita, mieszkający w przyczepie kempingowej na pustyni, szalony dzieciak, oraz doświadczony pokerzysta, wiedzący co nieco o magicznej stronie hazardu. A skoro już o tym wspomniałam – Powers interesująco opisuje rozgrywki, przesądy graczy (nie wiem, na ile wzorowane na faktycznych, w każdym razie dla laika brzmi to przekonująco), udanie przedstawia też atmosferę kasyn.

Fabuła „Ostatniej odzywki” jest typowa dla konwencji thrillera, tyle że we wszystko mieszają się siły nadprzyrodzone. Główni bohaterowie początkowo są zwierzyną łowną, jednak w miarę jak coraz bardziej rozumieją reguły gry, sami stają się rozdającymi karty. Nie brakuje samochodowych pościgów, strzelanin, wybuchu bomby, przebieranek, czy karambolu na autostradzie. Autorowi udał się punkt kulminacyjny, gdzie w wątkach różnych postaci jednocześnie dochodzi do kluczowych wydarzeń. Tak, jak już wcześniej pisałam – Powers ma niesłychanie filmowy sposób narracji, aż dziw, że jeszcze nie powstała adaptacja tej książki.

Na pewno „Ostatnia odzywka” podobała mi się bardziej niż np. „Nigdziebądź” Gaimana. Zastrzeżenia mam w zasadzie jedynie do tego, że mimo dość szybkiego tempa akcji nie wciągnęło mnie na tyle, bym nie mogła w dowolnym momencie powieści odłożyć, ale to już bardzo subiektywna kwestia. Uwagi mam też do tłumaczenia, gdzie pojawiają się typowe błędy: „patetyczny”, kiedy z kontekstu wynika „żałosny”, „akcelerator” zamiast „pedał gazu”, spotkałam się także z „oszczędzaczem monitora”, czy dosłownie tłumaczonymi zwrotami: „najpierw nie potrąciło to w mojej głowie żadnego dzwonka”, „proch do prochu”. Zdecydowanie warto polecić powieść Powersa tym, którzy szukają niebanalnej fantasy, opartej na intrygującej koncepcji, z wyrazistym klimatem oraz bohaterami stanowiącymi grupkę barwnych indywiduów.

Dwa kolejne tomy serii zostały wydane w Polsce (co ciekawe, drugi przez Prószyńskiego, a trzeci znów przez Zyska). Do tej pory ich nie przeczytałam.