Beatrycze Nowicka Opowiadania

Wurt (recenzja, E)

Iluzyt

Jeff Noon, wyd. MAG

Beatrycze Nowicka: 7/10

„Wurt” Jeffa Noona to smakowity kąsek dla wielbicieli literackich eksperymentów i gry w interpretacje.

Pisanie o „Wurcie” to trudne piórko do zgryzienia. Pierwszym przymiotnikiem, który przychodzi na myśl, jest „dziwaczny”, nawet jak na fantastykę, ba – spośród znanych mi książek z serii „Uczty wyobraźni” ta plasuje się wśród najbardziej nietypowych.

Lektura powieści zamiast pozostawić mnie z listą względnie uporządkowanych wniosków i spostrzeżeń wywołała raczej szereg luźnych skojarzeń, ech, cytatów, takich jak, „życie jest snem wariata”, czy „słowa wymyślono po to, by kłamać”. Pod pewnymi względami „Wurt” przypomina „Palimpsest” – bohaterowie mogą podróżować pomiędzy światami i uzależniają się od tych wycieczek, chociaż po drugiej stronie lustra czyhają niebezpieczeństwa i czeka cierpienie. Inaczej jednak niż u Valente, w „Wurcie” istnieje więcej „warstw”, pomiędzy którymi granice są bardziej płynne. Zamiast płaszczyzny „rzeczywistej” oraz „baśniowej” istnieje szereg przenikających się struktur, niczym z grafik Eschera.

Noon nie dba także o spójność swojego uniwersum, czym z kolei kojarzy mi się z Jonathanem Carollem. O ile jednak powieści autora „Całując ul” zaczynały się względnie normalnie, a do dezintegracji świata dochodziło stopniowo, „Wurt” już od początku stanowi jazdę bez trzymanki. Zasadniczo nie podobają mi się tego typu rozwiązania, w fantastyce cenię wewnętrzną logikę świata, dążenie do „realizmu” w obrębie przyjętych założeń. Stąd taka kreacja powieściowego uniwersum dość długo mnie raziła. W pewnym momencie autor podsuwa tropy, pozwalające wyjaśnić obraz świata nakreślony na kartach powieści. Nie jest to jednak interpretacja jedyna, raczej zaproszenie do zabawy w to, którą – jeśli którąkolwiek – „warstwę rzeczywistości” uznać za „tę prawdziwą”. Iluzja w iluzji, sen, piórko, piórem wszak się pisze.

„Wurt” powinien być lekturą obowiązkową dla początkujących pisarzy. Pokazuje, jak wiele znaczy styl i warsztat. Pomysły Noona bywają karkołomne, chwilami wręcz obrzydliwe. Jednak całość ma w sobie swoisty magnetyzm, żywotność wizji. W wykonaniu kogoś o mniejszych umiejętnościach te same koncepcje i wątki stałyby się przyprawiającą o ból głowy grafomanią. Podobnie jest z trzema umieszczonymi po powieści opowiadaniami – to faktycznie okruchy, a jednak autorowi udało się nasycić je niepowtarzalnym nastrojem.

Kolejne skojarzenie, tekst piosenki[1], której tytułu użyłam także dla tej recenzji: „powiedz mi, gdzie ja wczoraj byłam/ czy naprawdę stamtąd wróciłam/ powiedz mi, co tam się zdarzyło/ nic nie wiem, może tylko się śniło/ pamiętam jakieś ciemne schody/ oczy kotów, oczy kotów/ pamiętam długie korytarze/ echo kroków, echo kroków/ zduszone piski i cichy szept/ upadek w otchłań a za mną śmiech (…) Powiedz mi, czy ciągle tu jestem/ powiedz mi, jak długo tak jeszcze/ gonić będę czas, co straciłam/ chwile, w których się zagubiłam (…) Po obcych błądzę okolicach/ karmiąc się cudzymi snami/ tam szarzy ludzie na ulicach nie wytykają mnie palcami/ gdy zbieram potłuczone lustra/ z małych okruchów składam siebie”. O tym właśnie jest powieść Noona. Choć nie tylko, oczywiście.

Szalona, narkotyczna wędrówka Skryby zakończona nieoczekiwanym objawieniem potrafi zadziwić, choć sądzę, że ze względu na swoją specyfikę przypadnie do gustu raczej wąskiemu gronu odbiorców. Mnie wydał się bardziej literackim fajerwerkiem, efektowną błyskotką, niż czymś, co zapadnie w pamięć na lata, co nie zmienia faktu, że „Wurt” wart jest lektury.

[1] Zespołu Closterkeller, z płyty „Blue”.