Beatrycze Nowicka Opowiadania

Miecz liktora, Cytadela Autarchy (recenzja, E)

Wędrówką życie jest człowieka

Gene Wolfe, wyd. Książnica

Trzeci i czwarty tom cyklu „Księga Nowego Słońca”

Beatrycze Nowicka: oba 7/10

„Miecz liktora” i „Cytadela Autarchy” nie zawiodą tych, którym przypadły do gustu dwa pierwsze tomy.

W dwóch kolejnych tomach „Księgi Nowego Słońca” Wolfe kontynuuje opowieść o losach Severiana. Można w nich znaleźć to, co zwracało uwagę w częściach poprzednich – wnikliwe obserwacje, zagnieżdżone osobne historie, dyskusje i rozważania oraz grę z czytelniczymi nawykami. Co najważniejsze, historia katowskiego czeladnika nadal wciąga.

Muszę tu przyznać, że nierzadko zastanawiałam się, dlaczego „Księga Nowego Słońca” potrafi tak zaabsorbować – nie jest to zasługa tempa akcji, choć już w „Pazurze Łagodziciela” działo się więcej niż w „Cieniu kata”, a w przypadku „Miecza liktora” tendencja ta zostaje zachowana. Z pewnością ma w tym swój udział styl Wolfe’a. Amerykański pisarz dysponuje świetnym wyczuciem języka. Pisze w sposób wyważony – nie ma tutaj efekciarstwa, czy przeładowania barwnymi określeniami, a jednak myśli posiadają swoją wagę, a opisy – wyraźnie odczuwalny nastrój. Trudno mi jest uchwycić istotę tego sposobu pisania, mogę tylko powiedzieć, że odróżnia się od innych i stanowi kolejny wyraz artystycznej odrębności autora. Kiedyś, recenzując antologię „Miecze i mroczna magia”, opowiadanie Wolfe’a pt. „Krwawa gra” określiłam mianem onirycznego – określenie to odnosi się również do „Księgi Nowego Słońca”. W tym miejscu nie sposób nie pochwalić tłumacza. Nie porównywałam z oryginałem, jednak sam tekst brzmi bardzo dobrze. Sądzę też, że przekład nie należał do łatwych, dlatego tym bardziej należą się brawa.

„Miecz liktora” jest częścią najbardziej zbliżoną do „tradycyjnej” narracji, typowej dla fantastycznej powieści drogi. Severian dociera do Thraxu i zostaje liktorem, niedługo potem zaś zmuszony jest uciekać z miasta, przemierza niegościnne góry, wreszcie dociera nad jezioro Diuturna, gdzie bierze udział w bitwie. Wolfe pieczołowicie opisuje kolejne miejsca w rodzaju wodospadu i ozdobionej starożytnymi wzorami skalnej ściany, opuszczonego miasta w górach, wierzchołkom których nadano kształt sylwetek dawnych królów, czy pływających wysp na jeziorze. Na swojej drodze Severian niespodziewanie spotyka starych znajomych oraz poznaje nowe postaci. Stawia czoła licznym przeciwnościom, cierpi głód i pragnienie, bywa także więziony. Można pokusić się o stwierdzenie, że to najbardziej „przygodowy” ze wszystkich tomów. Jednocześnie pojawiają się tutaj sceny i wątki o znacznym ładunku emocjonalnym, jak np. rozmowa z Dorcas w oberży, ale przede wszystkim historia małego chłopca – imiennika głównego bohatera.

Subtelnie, acz konsekwentnie, Wolfe pokazuje, jak jego bohater zmienia się pod wpływem wydarzeń i podjętych decyzji. Jest to zresztą wielka zaleta „Księgi…” – na różnych etapach swojego życia Severian jest innym człowiekiem, a jednocześnie nie zatraca się wrażenia ciągłości. Postać kata wciąż potrafi zadziwić – choć bezwzględnie wykonywał cudze wyroki, sam rzadko feruje własne, często też zdobywa się na przebaczenie względem swoich krzywdzicieli. Jednego razu zabija bez mrugnięcia okiem, innego zaś pomaga bliźnim.

Wydaje się, że Wolfe’a interesują zachowania irracjonalne, trudne do wytłumaczenia postępki, sprzeczności składające się na ludzką naturę. W „Cieniu kata” padają słowa: „Prastwórca z całą pewnością utrzymuje wszystkie rzeczy w należytym porządku, a teologowie mawiają, że światło jest jego cieniem, lecz czy nie może być tak, że w mroku ów porządek nieco się zatraca i kwiaty wyskakują z nicości prosto w palce dziewczyny (…) gdy noc zamyka nam oczy, na świecie zapanowuje większy bezład, niż gotowi byśmy byli uwierzyć.” W „Księdze Nowego Słońca” ów chaos znajduje swój wyraz.

W „Cytadeli Autarchy” Severian powraca do Nessus a Wolfe – do konstrukcji zbliżonej do tomu drugiego. Choć „Miecz liktora” również zawierał włączoną weń wewnętrzną historię, w tomie czwartym zagnieżdżone opowieści zajmują znacznie większą objętość. Znowu czytelnicze nawyki zostają zburzone – pod koniec części trzeciej autor zapowiada, że w tomie następnym jego bohater weźmie udział w wojnie. Owszem – tak jest, jednak znacznie więcej miejsca poświęcone zostaje wędrówce Severiana przez las z ocalonym przez niego żołnierzem, późniejszemu pobytowi bohatera w lazarecie, gdzie ranni żołnierze urządzają konkurs na najlepszą opowieść, a przypadkowo napotkani ludzie przedstawiają historie swojego życia. Później Severian odwiedza pustelnika, którego dom ma piętra znajdujące się w różnych czasach, i dyskutuje z nim o przyszłości Urth. Pojawiają się także wrogowie Wspólnoty wzorowani na społeczeństwach totalitarnych. Orwell stwierdził w „1984”, że ograniczenie języka jest środkiem zniewolenia umysłu – podobnie jest i tu – Ascianie posługują się jedynie wyświechtanymi formułkami, zatwierdzonymi przez ich władzę. Wreszcie koło się zamyka – Severian ponownie odwiedza Cytadelę już jako Autarcha, odnajduje swoje korzenie i wyświadcza przysługę osobie, która była mu bliska.

Na koniec kolejna garść myśli, które zwróciły moją uwagę: „wydaje mi się, że każde z nas, prowadząc z kimś intymną rozmowę, zwraca się w gruncie rzeczy do wyobrażenia, jakie ma o tym człowieku”, „w najgłębszych zakamarkach duszy każdego z nas znajduje się coś w rodzaju kasy, do której przychodzimy, by spłacić długi przeszłości fałszywymi pieniędzmi teraźniejszości”, „nawet pozornie bezużyteczny cud stanowi niewyczerpane źródło nadziei, ponieważ udowadnia nam, że nie rozumiemy wszystkiego, a tym samym nie zdajemy sobie sprawy, że nawet nasze porażki – tylekroć liczniejsze od mało istotnych sukcesów – także mogą mieć jakieś ukryte znaczenie”, „mistrz Palaemon mawiał, że wszystko, co niewytłumaczalne istnieje po to, byśmy nie odczuwali upokorzenia lękając się nocnego wiatru”.

Na tym etapie cykl stracił już nieco ze swojej świeżości, jednak wciąż stanowi spójną całość i zachowuje niepowtarzalny klimat. Dla tych, którym przypadły do gustu części poprzednie – lektura obowiązkowa. Jeśli jednak twórczość Wolfe’a nie zrobiła do tej pory dobrego wrażenia, teraz także nie należy liczyć na odmianę.