Beatrycze Nowicka Opowiadania

Pazur Łagodziciela (recenzja, E)

Przypadek ojca Zosimy

Gene Wolfe, wyd. Książnica

Drugi tom cyklu „Księga Nowego Słońca”

Beatrycze Nowicka: 8/10

„Pazur Łagodziciela” – drugi tom „Księgi Nowego Słońca” Wolfe’a w niczym nie ustępuje „Cieniowi kata”. Pod niektórymi względami wydaje się nawet jeszcze odważniejszy od swojego poprzednika.

Choć generalizowanie jest grzechem, pozwolę sobie go popełnić. Spod piór słabych pisarzy często wychodzą teksty, sprawiające wrażenie zbioru niepasujących do siebie elementów. Dobrzy rzemieślnicy znają prawidła opowieści – wiedzą, jak należy przedstawić bohaterów, by wzbudzili sympatię, i jak prowadzić fabułę, by podtrzymać zainteresowanie czytelnika. Naprawdę dobrzy pisarze mogą sobie natomiast pozwolić, by owe prawidła łamać. Wolfe tak właśnie czyni.

Przy okazji „Cienia kata” wspominałam już nieco o sposobie narracji. W „Pazurze Łagodziciela” Wolfe idzie jeszcze dalej – stosuje konstrukcję szkatułkową – umieszcza w swojej powieści trawestację mitu oraz cokolwiek surrealistyczną sztukę teatralną autorstwa jednego z bohaterów. Chociaż „Cień kata” kończył się w momencie, gdy bohaterowie znaleźli się w nieokreślonym niebezpieczeństwie, zamiast podjąć akcję w tym momencie i wyjaśnić, o co chodziło, pisarz przeskakuje do przodu – czytelnik może jedynie próbować domyślić się tego, co się stało, z rozrzuconych wzmianek.

Podobnie główny bohater – Severian jest intrygujący, jednak trudno się z nim utożsamiać. Wolfe nie waha się pokazać go w sytuacjach, które sprawiają, że wydaje się wręcz odrażający. O ile w „Cieniu kata” przedstawiono młodsze lata bohatera i można go było tłumaczyć wychowaniem oraz tym, że nie znał innego życia, w „Pazurze…” Severian jest już młodym mężczyzną i nadal wykonuje swój zawód z oddaniem. Co warto zaznaczyć – żadna z książek nie epatuje okrucieństwem tak, jak można by przypuszczać, zważywszy na profesję protagonisty. Wolfe nie próbuje przyciągać czytelników opisami przemocy, w całej „Księdze…” znalazło się tylko kilka scen egzekucji, zazwyczaj relacjonowanych tonem rzeczowym i chłodnym. Ale właśnie ten rzeczowy i chłodny ton robi wrażenie. Choć to może wydać się dziwne, byłoby mi łatwiej zrozumieć bohatera, gdyby był zwyrodniałym sadystą (choć słusznie w pewnym momencie zostaje zauważone, że takie osoby nie powinny sprawować funkcji oprawcy), albo tępym prostakiem. Tymczasem Severian jest człowiekiem inteligentnym i skorym do refleksji. A jednak skwapliwie zgadza się pełnić funkcję narzędzia, będąc świadomym, że system, któremu służy, nie jest sprawiedliwy, ani nieomylny. Potrafi nawet okazać współczucie swoim – jak ich nazywa „klientom” (cóż za znakomity przykład tego, jak słowa wykorzystywane są do manipulacji umysłami), a potem pozbawić ich życia. Do tego ma swoją zawodową dumę – podczas egzekucji martwi się przede wszystkim o to, by zgrabnie wskoczyć na szafot, odciąć głowę jednym eleganckim ciosem, czy poradzić sobie w przypadku braku odpowiednich narzędzi. To ostre porównanie, ale skojarzyli mi się zarządcy obozów koncentracyjnych – wydaje się, że część z nich postrzegała swoje zajęcie, jako pożyteczną pracę, po której wracali do swoich żon, dzieci i domków z kwiatkami w oknach, w poczuciu spełnionego obowiązku.

Innym przykładem kontrowersyjnej koncepcji jest – również opisana powściągliwie, co nie przeszkadza jej być odpychającą – scena okultystycznej uczty, w trakcie której Severian zostaje „poczęstowany” trupem swojej ukochanej. Spożycie ludzkiego mięsa było sposobem na przejęcie wspomnień danej osoby – i choć sam pomysł, by kat stał się jednym z ofiarą jego konfraterni uważam za ciekawy, sposób osiągnięcia tego połączenia wydał mi się owocem wyobraźni nieco chorej. Żeby było dziwniej, wydaje mi się, że prędzej przełknęłabym opis sceny, w której jakiś szaman wyszarpuje z ciała pokonanego wroga krwawe strzępy, niż obecną w „Pazurze…” grupkę arystokratów serwujących sobie zmarłą krewniaczkę w postaci starannie przyrządzonej pieczeni.

„Pazur Łagodziciela”, podobnie zresztą jak „Cień kata”, jest też świadomie „literacki”, w tym znaczeniu, że Wolfe nie stara się, by jego opowieść „udawała” rzeczywistość. Garstka postaci rozstaje się i spotyka ponownie w rozmaitych okolicznościach, choć teoretycznie prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest niewielkie. Logika wydarzeń ustępuje logice opowieści. Najwyraźniej ta tendencja swego rodzaju umowności jawi mi się w wątku wędrownego teatru, choć i Agia w charakterze ścigającego bohatera cienia z przeszłości wpisuje się w ów trend. Podobnie postaci – choćby takie jak doktor Talos, Jonas, czy Jolenta, są bardziej figurami, powracającymi archetypami, niż bohaterami z krwi i kości – a jednak mają przebłyski, w czasie których wydają się boleśnie ludzcy. Nieraz zdarzało mi się także zastanawiać nad prawdopodobieństwem psychologicznym postępowania postaci, w tym samego Severiana (dotyczyło to zwłaszcza jego nieustannego „zakochiwania się”). A jednak, pomimo wyżej wspomnianych kwestii, zarówno pojedyncze rozmowy, czy refleksje, jak i całość, wydają się przekazywać głębszą prawdę o człowieku.

Również tutaj pozwolę sobie przytoczyć kilka cytatów: „naszym niewybaczalnym grzechem jest to, że możemy być tylko tym, kim jesteśmy”, „niewinność ma najwięcej wrogów, ponieważ budzi lęk”, „jeżeli raz ocalimy komuś życie, już na zawsze znajdziemy się w jego władzy”, „nikt bowiem nie może żyć długo po tym, jak umrą jego marzenia”, „ludzie nie chcą, żeby inni ludzie byli po prostu ludźmi. Nadają im różne nazwy, które są jak skorupy zamykające człowieka na całe życie.”

Wydaje mi się, że cechą, która wyróżnia prawdziwych Pisarzy jest przenikliwość spojrzenia. „Księga Nowego Słońca” zawiera liczne przykłady, świadczące o tym, że jej autor posiada tę umiejętność.