Beatrycze Nowicka Opowiadania

Cień kata (recenzja, E)

A jak królem, a jak katem będziesz

Gene Wolfe, wyd. Książnica

Pierwszy tom cyklu „Księga Nowego Słońca”

Beatrycze Nowicka: 8/10

W „Księdze Nowego Słońca” Gene Wolfe odwołuje się do tradycji literackiej a przy tym tworzy rzecz odrębną, wytycza na fantastycznej mapie własną ścieżkę.

Tradycyjne już niemal porównania do Tolkiena, zdobiące tylną okładkę „Cienia kata” z początku jedynie mnie rozśmieszyły. Już po lekturze mogę powiedzieć, że trudno byłoby porównywać „Księgę Nowego Słońca” z „Władcą pierścieni”, jednak istotną cechą wspólną jest zakorzenienie obydwu dzieł w spuściźnie literackiej i kulturowej. Cykl Wolfe’a pobrzmiewa wieloma echami – motywy, wątki, czy nawet sama struktura powieści przywodzą na myśl inne utwory, mity, podania i baśnie. Lekturze towarzyszy poczucie obcowania z opowieściami powtarzanymi od wieków w kolejnych, zmienionych wersjach. Mimo to dzieło amerykańskiego pisarza jawi się jako rzecz osobna, oryginalna, naznaczona autorskim piętnem. W świecie powieści ustawione naprzeciwko siebie lustra mają moc otwierania korytarzy do innych miejsc i czasów oraz przyzywania żywych istot. Pisząc „Księgę Nowego Słońca”, Gene Wolfe rozstawił zwierciadła, pomiędzy którymi narodził się nowy byt.

Obrana przez pisarza ścieżka nie okazała się łatwa – wielu twórców mniejszego formatu uzyskało znacznie większy rozgłos, Wolfe nie doczekał się także hordy naśladowców (choć to akurat lepiej). „Księga Nowego Słońca” znalazła się na uboczu fantastycznych mód – tym bardziej jednak zasługuje na poznanie.

Otwierający cykl „Cień kata” zawiera wszystkie cechy, stanowiące o niezwykłości „Księgi…”. Koncepcja wyjściowa nie wydaje się niczym nowym – w świecie przypominającym stworzoną przez Jacka Vance’a Umierającą Ziemię, aczkolwiek bardziej od niej przepełnionym atmosferą upadku i rozkładu, młody chłopak, wychowanek katowskiej konfraterni, dorasta i wstępuje na drogę, u końca której stanie się kimś znacznie ważniejszym, niż przypuszczał. Tyle że Wolfe opowiada tę historię inaczej. Już niemal na samym początku zdradza, kim zostanie Severian, a przede wszystkim stosuje pierwszoosobową narrację tylko częściowo zgodną z chronologią wydarzeń. „Cień kata” i wszystkie kolejne tomy mają formę spisywanych po latach wspomnień. Samo w sobie nie jest to jeszcze czymś niespotykanym, jednak większość autorów wybierających ten sposób narracji ogranicza się do relacjonowania akcji i przedstawiania towarzyszącym wydarzeniom uczuć, od czasu do czasu jedynie wtrącając wyrażenia w rodzaju „wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo to spotkanie odmieni moje życie”. Wolfe nie porządkuje w ten sposób opowiadanej przez siebie historii – owszem, w pewnym momencie Severian stwierdza, że będzie się starał przedstawić swoje dzieje możliwie kompletnie, jednak akcja stanowi tylko pewną część powieści, mającej formę bardziej zbliżoną do snutych leniwie rozmyślań. Narrator nierzadko wybiega w przyszłość lub w przeszłość, pozwala sobie na dygresje, komentarze i skojarzenia. Przytacza inne opowieści i anegdoty. Niektóre rzeczy opuszcza, inne opisuje bardzo pobieżnie, by za chwilę skupić się na jakimś szczególe. We wspomnieniach kata fakty mieszają się z przypuszczeniami i wyobrażeniami, sny i wizje są tak samo ważne jak wydarzenia. Wyrazisty efekt uzyskuje Wolfe, kiedy konfrontuje działania podjęte przez Severiana-dziecko z ich interpretacjami i przemyśleniami na ich temat snutymi przez protagonistę po latach. Widać wtedy, jak bardzo wiek i doświadczenia zmieniły głównego bohatera.

Dzięki takiemu zabiegowi cała „Księga…” to nie tylko historia życia tej postaci, ale też jej przesłanie. Wolfe każe Severianowi dokonać swego rodzaju wiwisekcji – odsłania przed czytelnikiem jego pragnienia, przekonania, i motywacje. Wydaje się, że narrator stara się być szczery sam wobec siebie – nie ucieka od samooskarżeń, nie próbuje zaprzeczać, gdy jego pobudki okazywały się egoistyczne i przyziemne. Nie waha się nazywać rzeczy po imieniu – ot, choćby wtedy, gdy otrzymuje możliwość opuszczenia bractwa: „miałem do wyboru niewolę lub pustkę wolności” – stwierdza, tłumacząc dlaczego nie skorzystał z okazji, gdy mógł opuścić ludzi, którzy najpewniej więzili i zabili jego matkę. Pisałam kiedyś, że przy narracji pierwszoosobowej trudno jest stworzyć postać niejednoznaczną i zagadkową – Wolfe’owi się to udało.

Poza Severianem w „Cieniu kata” pojawia się oczywiście galeria innych postaci. Chociaż wielu z nich poświęcono stosunkowo mało miejsca (wyjąwszy może Theclę), Wolfe kreśli ich portrety wyjątkowo udanie – w kilka akapitów potrafi przedstawić danego bohatera tak, by wizja wydała się czytelnikowi kompletna. Również dialogi zasługują na uznanie – zwłaszcza te, które mają oddać więź pomiędzy bohaterami. Szczególnie interesująco została przedstawiona relacja Severiana i Thecli.

Wolfe potrafił także nadać swojemu światu zapadający w pamięć klimat. Rozległe miasto Nessus i wieńcząca go Cytadela stanowią rozpadający się pomnik dawnej świetności. Czasy cywilizacyjnego rozkwitu dawno już minęły, pozostawiając po sobie niszczejące biblioteki i nieliczne wytwory zaawansowanej technologii. Pustoszejącą metropolię zamieszkują w większości biedacy, żyjący na poziomie przywodzącym na myśl wieki średnie. Niewydolna władza nie jest w stanie zorganizować społeczeństwa, które pogrąża się w coraz większym chaosie. Gdzieniegdzie jednak wciąż zachowały się dawne cuda – jak Ogrody Botaniczne, stanowiące osobny świat w świecie, rozciągające się poprzez czas i przestrzeń daleko poza widziane z zewnątrz przeszklone budynki.

Jeżeli chodzi o akcję, w „Cieniu kata” nie dzieje się zbyt wiele – na plan pierwszy wysuwają się przemyślenia, dygresje, opisy miejsc, okruchy wspomnień, pomysły w rodzaju kwiatów śmierci, czy wspomnianych wyżej ogrodów. W pamięć zapadają spostrzeżenia Severiana – niektóre budzą podziw dla ich trafności, inne sprzeciw. Nie wszystkie są zupełnie nowe, jednak zwracają uwagę celnymi sformułowaniami. Bohater Wolfe’a snuje refleksje na temat czasu, przemijania i pamięci: „tak jak wszystko co niezniszczalne dąży do samozagłady, tak i te najbardziej nawet ulotne chwile powracają wciąż na nowo”, „nagle poczułem olbrzymi ciężar czasu; jest to nieomylny sygnał świadczący o tym, że pozostawiliśmy już za sobą nasze dzieciństwo”, „mówi się, że czas ma szczególną właściwość utrwalania wydarzeń, a czyni to poprzez uprawdopodobnianie naszych uprzednich kłamstw i przeinaczeń”. Zastanawia się nad naturą ludzką: „związki między zwierzyną a myśliwym, kupującym i sprzedającym, mężczyznami i kobietami (…) niczym nie różnią się od związku między katem i jego ofiarą. Wszyscy kochają tych, których niszczą i wykorzystują”, „nadzieja jest psychologicznym mechanizmem całkowicie niezależnym od zewnętrznej rzeczywistości”. W „Cieniu kata” znajdą się także rozważania na temat religii i władzy: „nie można zbudować nowej teologii na Niczym, nic zaś nie stanowi mocniejszej podstawy od przeciwieństwa. Spójrz na naszych poprzedników z przeszłości: wszyscy twierdzili, że ich bóstwa władają całym wszechświatem, a jednocześnie potrzebują ochrony i opieki (…) albo że władza, która nie karze nikogo, dopóki istnieje jakakolwiek nadzieja na poprawę, ukarze wszystkich, kiedy nie będzie już żadnej szansy, że ktokolwiek na tym skorzysta”, „słabi ludzie wierzą w to, co im zostanie narzucone, a mocni w to, w co chcą uwierzyć, sprawiając, że staje się to rzeczywistością. Kim jest Autarcha, jak nie człowiekiem, który wierzy w to, że jest Autarchą, i zmusza innych, żeby w to wierzyli?”, „uważamy, że to my tworzymy symbole, natomiast prawda jest taka, że to one nas tworzą.”

„Cień kata” stanowi wymagającą lekturę, która jednak z nawiązką wynagradza poświęcony jej czas i uwagę. Chociaż osadzona w fantastycznych realiach, swoją konstrukcją i charakterem bliższa jest utworom uznanych pisarzy głównego nurtu. Przykładem niech będzie pojawiająca się refleksja na temat pisarstwa. Wolfe wyjawia w niej, że próbuje godzić sprzeczności – lekkość z bogactwem i głębią, a przy tym dodać „jakiś szczegół, choćby najdrobniejszy, który należy wyłącznie do niego i nie pojawi się nigdzie indziej.” Czy mu się to udało? Według mnie tak.