Beatrycze Nowicka Opowiadania

Pęknięta korona, Czarcie słowa (recenzja, E)

Mnich i rycerze na tropie zbrodni

Grzegorz Wielgus, wyd. Initium

Pierwsze dwa tomy cyklu o bracie Gotfrydzie

Beatrycze Nowicka: oba 5,5/10

Otwierająca serię o bracie Godfrydzie „Pęknięta korona” oraz tom drugi „Czarcie słowa” mogą zapewnić przyjemną rozrywkę na kilka wieczorów.

Z twórczością Grzegorza Wielgusa po raz pierwszy zetknęłam się, czytając sieciowe magazyny „Silmaris” oraz „Biały Kruk”, gdzie do tej pory pojawiło się całkiem sporo opowiadań autora „Pękniętej korony”. Niektóre z nich budziły we mnie ambiwalentne odczucia, jeśli chodzi o ich ocenę, jednak ostatecznie zalety przeważyły. Teksty zostały napisane całkiem zgrabnie i miały w sobie coś, co sprawiło, że zapamiętałam ich autora. Akcja części z nich toczy się w ufantastycznionej wersji średniowiecznej Europy. Z jednej więc strony – znane nam nazwy geograficzne oraz postaci historyczne, z drugiej zaś – mityczne istoty, magia, czy postaci w rodzaju zakonnicy-wojowniczki w żelaznej masce. Zwykle tego rodzaju mieszanka mnie irytuje (pytam wtedy, czemu w takim razie autor czy autorka nie umieścił/a akcji w jakimś całkowicie fikcyjnym świecie), jednak Wielgusowi udało się sprawić, bym przyjęła tę konwencję z dobrodziejstwem inwentarza. Sięgając po „Pękniętą koronę”, spodziewałam się zatem bardziej fantasy niż powieści historycznej.

A czym pierwszy tom cyklu o bracie Gotfrydzie jest w istocie? Określiłabym go jako powieść kryminalno-przygodową osadzoną w historycznym sztafażu. W przeciwieństwie do wyżej wzmiankowanych opowiadań, wątki typowo fantastyczne tu nie występują (to znaczy – lud wierzy w rozmaite dziwa i moce nadprzyrodzone, te jednak nie pojawiają się osobiście na kartach powieści). Akcja toczy się w czasie rozbicia dzielnicowego, a konkretniej za panowania Bolesława Wstydliwego. Pewnego dnia, jeden z trójki głównych bohaterów, młody rycerz Jaksa, znajduje w Wiśle świeże zwłoki. Twarz nieboszczyka zmasakrowano, na podstawie ubioru można jednak wnioskować, że był to człowiek zamożny. Zaintrygowany Jaksa informuje o tym znajomego dominikanina, słynącego z bystrego umysłu i dociekliwości brata Godfryda. Wkrótce potem do śledztwa włącza się przyjaciel rycerza, Lambert. Cała trójka szybko nabiera podejrzeń, że zbrodnia ma podłoże polityczne, mimo to nie przestają drążyć. Trupów przybywa, a sprawa zatacza coraz szersze kręgi. Wydarzenia biegną wartko, choć nie sądzę, by autorowi udało się zaskoczyć fana opowieści detektywistycznych, intryga jest na to zbyt prosta. Nie znaczy to jednak, że „Pękniętą koronę” czyta się źle – po prostu w pewnym momencie aspekt przygodowy zdecydowanie przeważa.

W części drugiej, czyli „Czarcich słowach”, Wielgus posyła swoich bohaterów na zamek Rappottenstein, gdzie odbywa się turniej rycerski. Na komplikacje nie trzeba długo czekać. W okolicznych lasach grasuje morderca, oprócz zwłok zostawiający za sobą wyryte na pniach drzew słowa. Nieciekawie dzieje się też na dworze – nieudany zamach na jednego z niemieckich książąt-elektorów to dopiero początek, a że na turniej zjechali przedstawiciele skłóconych frakcji politycznych, sytuacja łatwo może przerodzić się w otwarty konflikt. I tym razem trójka bohaterów angażuje się w poszukiwania sprawców i tropienie spisków. W porównaniu z „Pękniętą koroną”, w „Czarcich słowach” intryga została nieco bardziej skomplikowana. Autor porozmieszczał też gdzieniegdzie fałszywe tropy (szkoda tylko, że pozwolił swoim bohaterom podążać nimi raczej krótko).

Nie sądzę, by należało czytać powieści Wielgusa, przykładając do nich historyczno-realistyczną miarę, choć część postaci oraz wydarzeń została zaczerpnięta z kronik. Autor raczej bawi się sztafażem i inspiracjami, przemyca przy tym nieco ciekawostek.

Lektura obu powieści wzbudziła we mnie nostalgię za fantasy sprzed lat (choć powieści Wielgusa do fantasy bym nie zaliczyła, z uwagi na wspomniany wyżej brak wątków nadprzyrodzonych). Oto mamy bohaterów podróżujących przez pola i lasy, zamki, rycerzy, turnieje i bitwy. Bohaterowie też są nieco w starym stylu – Jaksa i Lambert to wręcz ilustracja pojęcia „męska przyjaźń” – do wypitki i do wybitki. Przyznam, że brakowało mi tego na kartach książek, jakie ostatnio czytałam. Wykreowani przez Wielgusa rycerze nie są może szczególnie oryginalni, jednak wzbudzili moją sympatię. Obaj starają się postępować porządnie, bywają w gorącej wodzie kąpani, ale nie są głupi. Lambert to znakomity szermierz, Jaksa z kolei lepiej zna się na tropieniu, a walczy tylko niewiele gorzej niż jego kompan. Mężczyźni nieustannie przerzucają się złośliwościami, choć gotowi są za sobą wzajem i w ogień skoczyć. Dla odmiany brat Godfryd, starszy i bardziej powściągliwy, słynie ze swojej kamiennej twarzy i monologów, w których wykłada wyniki własnej dedukcji. Tutaj Wielgus odrobinę przerysował tę postać, jednak nie na tyle, by mnie to zniechęciło.

Jak już wspomniałam, styl autora „Pękniętej korony” jest całkiem niezły. Dobrze wychodzą mu opisy zarówno postaci, jak i miejsc, a także budowanie atmosfery. Dodatkowym smaczkiem są (tłumaczone w przypisach) cytaty po łacinie, które bohaterowie wplatają w swoje wypowiedzi. Zaprezentowany na kartach powieści humor generalnie do mnie trafia. W porównaniu z opowiadaniami, narracja wydała mi się bardziej uporządkowana – albo Wielgus się wyrobił, albo to zasługa redaktora. „Pęknięta korona” miała także dobrą korektę (w „Czarcich słowach” przemknęło już kilka zauważalnych błędów i jeden nieusunięty komentarz redaktorski).

Na zachętę przytoczę dwa cytaty:

„U podnóży zamku znajdowały się zabudowania Myślenic, wyrastające u brzegów lśniącej w słońcu Raby. Rzeka brała swój bieg spod zielonych szczytów Gorców, by spłynąć pomiędzy samotnymi kopułami Beskidu i wpaść w koryto Wisły. Będąc góralską córą (…) wiła się w wężowych splotach, z dnem przyozdobionym niezliczonymi kamieniami, przywodzącymi na myśl zatopione w toni łuski.”

„Za życie. – Burgrabia uniósł kielich, wypił zeń kilka łyków, po czym oddał go inkwizytorowi. – Ono cię zabije.”

Tym, czego mi zabrakło w powieściach, było stopniowanie napięcia. Zarówno w „Pękniętej koronie”, jak i w „Czarcich słowach”, odkąd zawiązała się akcja, wydarzenia biegły zbliżonym tempem przez całą książkę. Owszem, nie było przestojów, jednak zabrakło też punktów kulminacyjnych, czegoś, co bardziej wyróżniłoby się na tle reszty fabuły.

Po skończeniu powieści wydarzenia i okoliczności dość szybko zaczęły rozmywać mi się w pamięci, jednak samą lekturę wspominam dobrze i mam zamiar sięgnąć po tom kolejny (sądząc z informacji na Facebooku jest on w planach).

Na razie (czerwiec 2022) kolejny tom się nie ukazał.