Nieśmiertelny (minirecenzja, E)
Nie szukaj baśni w życiu swoim, baśni są okrutne
Catherynne M. Valente, wyd. MAG
Beatrycze Nowicka: 8/10
Twórczość Valente jest bardzo charakterystyczna, zarówno jeśli chodzi o pomysły, jak i język oraz wrażliwość. W „Nieśmiertelnym” świat z rosyjskiej historii i baśni odbija się w krzywym zwierciadle wyobraźni pisarki, by zaowocować wizją, która nosi już wyraźne odautorskie piętno. Choć charakter opowiadanej historii jest odmienny od poprzednich, można dostrzec elementy wspólne. Z „Opowieściami sieroty” łączy „Nieśmiertelnego” baśniowość, częste stosowanie powtórzeń oraz wizja zaświatów jako ponurego miejsca, z „Palimpsestem” zaś motyw współistnienia świata „zwykłego” i magicznego, wybrańców zdolnych postrzegać ten drugi świat, pragnących się tam dostać i przekonujących się, że po drugiej stronie lustra czeka miejsce tyleż fascynujące, co okrutne.
Valente wpada też w pewnego rodzaju pułapkę – pozwala swojej wyobraźni na wszystko, co sprawia, że w pierwszym zetknięciu z jej prozą czytelnik zostaje olśniony wizją, lecz w kolejnych zaczyna dostrzegać powtarzające się obrazy – krwawienie światłem, budynki z kości, tkani żołnierze, pewien wspólny rys, klimat, wydźwięk, sposób konstrukcji. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, jak bardzo Valente zbliża się do „rosyjskości”. Na pewno odbiega od stereotypowego obrazu Rosjan z amerykańskiej fantastyki, a jej bohaterowie dążą do samozniszczenia z zapałem godnym postaci Dostojewskiego. Z drugiej strony nie ma tu prawie nic o religii (rozumiem, że to czasy tuż po rewolucji, jednak nie sądzę, by ze społeczeństwa dało się tak szybko wykorzenić przekonania żywione przez stulecia), a magiczne stworzenia są bliższe istotom z innych książek Valente niż słowiańskiemu bestiariuszowi.
Muszę tu jednak napisać, że podczas lektury nieraz zdarzyło mi się zastanawiać, czy rozbuchana baśniowość była tej powieści potrzebna. Owszem, można po prostu lubić taki sposób obrazowania, ale na ile istotnie dodaje on głębi i wzbogaca znaczenie, a na ile jest tylko efektownym chwytem? Jest „Nieśmiertelny” opowieścią o toksycznych związkach, o kobiecym marzeniu znalezienia się w baśni, o pragnieniu intensywności uczuć, pułapce (?) do jakiej ono prowadzi, rozdarciu, wynikającym ze sprzecznych oczekiwań wobec mężczyzn, rozpadzie małżeństwa. Młoda Maria pozwala się porwać Kościejowi, ukształtować wedle jego woli. Inaczej niż Małgorzata z powieści Bułhakowa, która wystąpiła nago na balu u szatana, lecz zachowała czystość duszy, Moriewna przekreśla swoją niewinność. Potem jednak zaczyna zastanawiać się, co utraciła, kim mogłaby się stać, jakie inne życie prowadzić.
Pojawiają się w „Nieśmiertelnym” celne spostrzeżenia – jak to, gdy bohaterka tłumaczy swoją zdradę „chciałam znów poczuć, że żyję. Chciałam stać się kimś innym”, czy „nie ma czegoś takiego jak dobra żona ani dobry mąż. Każdy tylko gra na zwłokę”, „tylko głupiec jest tak niewinny, że próbuje się mierzyć z pierwszą miłością kobiety, próbuje się mierzyć z nieśmiertelnym”. Osobiście jednak uważam, że największą siłę emocjonalnego oddziaływania ma prostota.
Czytając książki Valente trudno mi uwierzyć, że pisze je tak młoda kobieta – tyle w nich rozczarowania światem i ludźmi, goryczy godnej staruszki, której życie nie oszczędzało. Oto miłość okazuje się przede wszystkim walką o władzę, w której zwycięstwo nie przynosi szczęścia. Maria słyszy nieustannie, że będzie żyła „z trudem i w smutku”. Żadnego krzepienia dusz. Pisząc o „Nieśmiertelnym”, nie sposób nie docenić pomysłów, przenikliwości, niebywałej inwencji językowej – stąd ocena. Jednakże, jeśli chodzi o mnie, czuję jak wrażliwość autorki rozmija się z moją.