Beatrycze Nowicka Opowiadania

Śniło ci się (recenzja, E)

Skazany na firmę

Tom Holt, wyd. Prószyński i S-ka

Drugi tom cyklu „J. W. Wells & Co.”

Beatrycze Nowicka: 6/10

Największym atutem kontynuacji „Przenośnych drzwi” jest specyficzny styl Toma Holta. „Śniło ci się” to całkiem przyzwoita fantastyka rozrywkowa.

Czytając „Przenośne drzwi”, miało się nieodparte wrażenie, że pomysł, bohaterowie i wykreowany na potrzeby książki świat mają potencjał i autor raczej nie poprzestanie na jednej powieści. Z drugiej strony, głównym i zasadniczym wątkiem był nakreślony ze sporym znawstwem tematu wątek romansu Paula i Sophie. Jako że ów wątek zakończył się happy endem, nasuwało się pytanie – jeśli będzie jakieś potem, to co ma w nim nastąpić i drugie, ważniejsze nawet – co tym razem będzie osią wydarzeń?

W „Śniło ci się” Tom Holt rozłożył akcenty inaczej. Sophie została odsunięta na plan dalszy, natomiast więcej uwagi poświęcone zostało intrygom magicznego półświatka, które tym razem nie rozgrywają się jakby mimochodem, tylko stanowią istotny element fabuły. Poza tym wątek (nie)radzenia sobie Paula w jego nowej wspaniałej pracy jest kontynuowany sumiennie i konsekwentnie – tym razem młody adept sztuk magicznych ma odbywać praktyki kolejno we wszystkich działach firmy, poczynając od stażu w charakterze pogromcy potworów. Jakby tego było mało, w myśl przysłowia o chodzących parami nieszczęściach, będzie to dopiero początek mniej lub bardziej dziwacznych i niezbyt pomyślnych wydarzeń, które przytrafiać się zaczną początkującemu bohaterowi. Pomoc nieocenionej mamy pana Tannera okaże się nieodzowna także i tym razem, choć – co trzeba zaznaczyć – przynajmniej kilkakrotnie sam Paul wykaże się pewną inicjatywą.

Słuszne wydaje mi się to, że główny bohater nieco się zmienia. Owszem, dalej jest uosobieniem pojęcia „oferma”, tym niemniej w chwilach prawdziwej desperacji zaczyna przejawiać postawę, może nie zdecydowaną, ale nie będącą już tylko całkowitą rezygnacją. Spodziewam się kolejnych części i mam przy tym nadzieję na dalszą ewolucję tej postaci. Poza nim sympatię budzi wspomniana wcześniej mama pana Tannera (ta raczej się nie zmienia), co do innych bohaterów zaś, niestety trudno nazwać ich wyrazistymi.

W pierwszym tomie najbardziej zwracał uwagę styl autora – pełen zabawnych porównań i nawiązań, a przy tym potoczysty i lekki. To właśnie dzięki niemu, czytając „Przenośne drzwi” można było nieraz wybuchnąć śmiechem. W „Śniło ci się” siłą rzeczy nie wydaje się on już tak świeży, jednak nadal bawi. Wystarczy spojrzeć choćby na kilka przykładów: „Sophie spojrzała na niego wzrokiem, którym można by zeskrobywać pąkle z platformy wiertniczej”, „Paul podziękował z całą szczerością urzędującego ministra”, „Przez tak dużą część swojego życia był w błędzie, że stał się on wręcz jego stałym miejscem zamieszkania”, „paranoja, powiedział sobie; doskonała wymówka, ale kiepski styl życia”, „sprawy ludzi żywych wydawały się odległe, niesmaczne i cokolwiek śmieszne, jak polityka amerykańska”. Również dialogi są tak samo dobrze napisane, zgrabnie skomponowane i często zabawne. Sądzę, że wyrazy uznania należą się także tłumaczowi, bo marny przekład z pewnością odebrałby książce większość jej uroku.

Szkoda, że tym razem mniej miejsca poświęcono obserwacjom obyczajowym – celne spostrzeżenia, zwłaszcza te dotyczące rozmaitych relacji międzyludzkich były atutem „Przenośnych drzwi”. W „Śniło ci się” nie ma aż tylu okazji do ich snucia, często zresztą są wciąż trafne, lecz dość smutne ot, choćby takie jak to, w którym Paul myśli o swoim życiu: „było jak wypożyczona z biblioteki książka, do której lektury człowiek zabiera się dopiero tuż przed terminem oddania (…). Nie żebym kiedykolwiek miał coś z nim zrobić, coś, co nadałoby mu sens i zmieniło świat na lepsze. To było po prostu życie, na ogół nudne albo straszne” albo „ludzi czasem łatwo przeoczyć. Dużo trudniej nie zauważyć pustych miejsc, które po nich zostają”.

Ogólnie „Śniło ci się” sprawiło na mnie wrażenie książki miejscami ponurej – pomimo żartów, ripost, parodii urzędowego stylu oraz zabawnych wydarzeń. Spod fantastycznej otoczki raz po raz wyziera Paul – życiowy nieudacznik, który bez ogródek przyznaje, że jest swoim największym wrogiem, zmuszany do pracy w oględnie mówiąc nielubianym przez siebie miejscu dla osób, które wszystko postrzegają w kategoriach zarobku bądź straty. Choć zapewne odbiór jest w dużej mierze kwestią dystansu czytelnika do tej postaci.

Tym, co zmieniło się na lepsze w porównaniu z częścią pierwszą, jest konstrukcja fabuły. W „Przenośnych drzwiach” trudno nawet było mówić o fabule jako takiej – poza wątkiem romansowym wszystko pozostałe sprawiało wrażenie garści wydarzeń umieszczonych po to, by stanowiły kolejne okazje do gagów. W „Śniło ci się” narracja prowadzona jest w sposób bardziej spójny, choć ma się wrażenie, że główna intryga została potraktowana nieco zbyt powierzchownie. Pozostaje mieć nadzieję, iż tendencja zwyżkowa utrzyma się w następnych tomach.

„Śniło ci się” to książka przede wszystkim mająca dostarczyć rozrywki i jako taka nie zawodzi. Z jednym wyjątkiem – osoby, które w niedalekiej przyszłości zamierzają szukać pracy, lub też pracują w biurze i szczerze tego nie znoszą, mogą nie uznać jej za śmieszną. Pozostali powinni dobrze się bawić podczas lektury.