Beatrycze Nowicka Opowiadania

Las ożywionego mitu (recenzja, E)

W gąszczu dendrytów i drzew

Robert Holdstock, wyd. Zysk i S-ka

Pierwszy tom cyklu „Las ożywionego mitu”

Beatrycze Nowicka: 7/10

Dla czytelników szukających fantastyki opartej na niebanalnym pomyśle „Las ożywionego mitu” Roberta Holdstocka stanowi powieść godną polecenia.

Jest taki wiersz Leśmiana, którego podmiot liryczny zwraca się do adresata z pytaniem, co ten drugi zobaczy w ostatniej chwili swojego życia – wspomnienie, twarz bliskiej osoby, nic, czy też może z głębin pamięci wychynie „nagły, niespodziany, zapomniany las”. Dziś w wielu krajach dawne puszcze skurczyły się do niewielkich enklaw, a utrata ich znaczenia dla społeczności znalazła swoje odzwierciedlenie w kulturze. Czasem wystarczy jednak znaleźć się w lesie po zachodzie słońca, czy podczas załamania pogody, by poczuć napływ atawistycznego lęku. Coś jednak w nas zostało.

Robert Holdstock zbudował swoją wizję, wykorzystując owe trudne do doprecyzowania uczucia, jakie wciąż budzi w ludziach las, oraz czerpiąc inspirację z poglądów Junga. Dodać do tego można jeszcze stojącą u podstaw wielu fantastycznych światów koncepcję ścieżek i bram prowadzących w nieznane. Efekt końcowy okazał się bardzo interesujący.

Rozpoczęcie powieści (na marginesie dodam, że przetłumaczenie „Mythago Wood” na „Las ożywionego mitu” wydało mi się rozwiązaniem wysoce nietrafionym [1]) przywodzi na myśl klimat starych horrorów czy opowieści niesamowitych. Huxleyowie mieszkają w starym domostwie na obrzeżu lasu. Las ów, jak na polskie warunki niewielki, jednak (sądząc z rozmów bohaterów) jak na brytyjskie rozległy, stał się obsesją ojca rodziny. Huxley senior regularnie urządzał tam wielotygodniowe wyprawy, skąd wracał chory, wycieńczony, a czasami i ranny. Swój gabinet zamienił w muzeum przyniesionych stamtąd osobliwości, prowadził też enigmatycznie brzmiący dziennik oraz kreślił mapy. Zamknięty w sobie i skupiony wyłącznie na swym celu unieszczęśliwił swoich bliskich – żona popełniła samobójstwo, a synowie zaczęli darzyć go uczuciami bliskimi nienawiści. Kiedy wybuchła wojna, jeden z nich, Steven, wyruszył na front. Do domu wrócił kilka lat później, po śmierci ojca, by odkryć, że jego brat zachowuje się dziwnie. Wkrótce okazuje się, że to, co wydawało się wyrazem obłędu starego człowieka, istnieje naprawdę i wywiera coraz większy wpływ na bohaterów.

Największą zaletą utworu Holdstocka jest pomysł na miejsce tytułowe – pojawił się on zresztą najpierw w opowiadaniu, którego sukces zachęcił pisarza do stworzenia powieści, dającej początek cyklowi. Z zewnątrz niepozorny lasek kryje w sobie cały, rządzący się swoimi prawami świat, krainę, gdzie czas płynie inaczej. Sama puszcza jest obdarzona mocą i – być może – czymś w rodzaju świadomości, pozwalającej jej otwierać i zamykać ścieżki, którymi bohaterowie wędrują ku wnętrzu. Knieja ma też swoich nietypowych mieszkańców. Huxley senior uważał las za miejsce mocy, gdzie materializują się istoty i obiekty istniejące w ludzkiej podświadomości – prastare bóstwa, archetypy, bohaterowie legend i mitów. Sądził też, że to właśnie jego umysł nada im formę i spędził wiele lat, usiłując stworzyć, czy też przyzwać określony mitotwór. Kiedy w miarę lektury czytelnik poznaje kolejne fakty, nasuwają się inne interpretacje – istnieje więcej „wejść” do puszczy poprzez inne lasy, ona sama zaś okazuje się o wiele bardziej rozległa i dziwna, niż mogło się z początku wydawać – być może więc mitotwory są kształtowane przez umysły całej ludzkości. Albo – choć to już może być nadinterpretacja – jest dokładnie na odwrót i to tamten świat jest pierwotniejszy względem „naszego”.

Fabuła, oparta na konflikcie pomiędzy braćmi oraz wątku kobiety-mitotworu, wydaje się bardziej pretekstem, dzięki któremu autor mógł posłać swoich bohaterów w głąb lasu. Postaci są dosyć prosto skonstruowane. Najbardziej jednak żałuję, że „Las ożywionego mitu” nie został napisany lepszym stylem. Nie jest on może niepoprawny, czy koślawy, jednak bardziej literacki, wyrazisty język mógłby wznieść tę powieść na wyżyny.

Niezależnie od tego, koncepcja Holdstocka jest niesamowicie nośna i pobudzająca wyobraźnię. Napotkane w lesie istoty oraz niezwykłe miejsca – od bardziej typowych dla fantasy, aż po surrealistyczne wizje, robią wrażenie i zachęcają do wymyślania własnych.

Zastanawiałam się nad tym, jak wyglądałaby ta puszcza opisana przez Le Guin, która wyznała, że darzy drzewa szczególnym sentymentem, opisując lasy umiała stworzyć sugestywny klimat, napisała też własną powieść, gdzie podmiejski zagajnik prowadził do innego świata, w którym bohaterowie musieli zmierzyć się z własnymi lękami (jej tytuł „Miejsce początku” to także słowa użyte w utworze Holdstocka na określenie serca kniei). Wyobrażałam sobie także „Las…” jako dzieło Jonathana Carolla, czy Luciusa Sheparda (w „Viatorze” pojawił się zbliżony nieco wątek „leśnej kobiety”), albo jako animację Miyazakiego (stare bóstwo o postaci dzika, na którego pysku wymalowana została biała ludzka twarz mogłoby się spodobać japońskiemu reżyserowi, podobnie konflikt pomiędzy zaakceptowaniem dzikiej natury puszczy i jej istot a obsesją kontroli). Rozmyślałam nad tym, jak wyżej wymienieni twórcy poprowadziliby akcję, na co położyli nacisk, jak rozwiązali główny wątek. Powieść Holdstocka mogłaby też stanowić punkt wyjścia dla sesji RPG w klimatach Zewu Cthulhu.

Pisząc krótko – „Las ożywionego mitu” okazał się świeży i niezwykle inspirujący. Mógłby zostać napisany lepiej, ale stanowi niezwykle ciekawy punkt wyjścia, a autorowi należy się pochwała za oryginalność. Tym razem nagroda World Fantasy Award wydaje się zasłużona.

[1] Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, gdy w tytule pojawia się nazwa własna, wydawcy zamiast ją tak zostawić, muszą ją koniecznie wyjaśniać – i tak np. „Avempartha” stała się „Wieżą elfów”, „Percepliquis” – „Pradawną stolicą”. W przypadku powieści Holdstocka, o ile „Mythago” brzmiało tajemniczo, to „Las ożywionego mitu” wprawdzie oddaje istotę rzeczonego lasu, jednak zaczyna się kojarzyć z tytułem opracowania z dziedziny literaturoznawstwa.