Gniazdo (recenzja, E)
Nad oceanem drzew unoszę lekko się…
Maria Dahvana Headley, wyd. Galeria Książki
Drugi tom cyklu „Magonia”
Beatrycze Nowicka: 6/10
„Gniazdo” czyli drugi tom cyklu Marii Dahvany Headley wypadł nieco gorzej od części pierwszej, wciąż jednak potrafi wzbudzić w czytelniku żywsze uczucia.
„…i widzę własny cień – on wciąż oddycha/ Czy czujesz jak we mnie pulsuje życie? / Głęboko wciąż głębiej, a niebo się zamyka” (Edyta Bartosiewicz, „Ty rozumiesz”)
Po literaturę fantastyczną przeznaczoną dla nastolatków sięgam raczej rzadko, a sytuacje, gdy mam ochotę przeczytać drugi tom cyklu opowiadającego o losach kolejnej niezwykłej dziewczyny zdarzają się naprawdę wyjątkowo. „Magonia” Marii Dahvany Headley, choć nierówna, zwracała uwagę oryginalnością, interesującym stylem i przekonująco nakreślonymi portretami głównych bohaterów. I tym razem lektura wzbudziła we mnie ambiwalentne odczucia.
Po mocnym początku tomu pierwszego, sądziłam, że autorka będzie miała odwagę zmierzyć się z konsekwencjami przyjętych założeń fabularnych, czyli pochodzeniem Azy. Chodzi mi przede wszystkim o reakcję „ziemskiej” rodziny dziewczyny. Państwo Boyle poświęcili szesnaście lat opiece nad ciężko chorym dzieckiem, podporządkowali temu całe swoje życie. Ich młodsza córka stała się kolejną osobą, której zadaniem było pomagać siostrze. Rok po roku rodzina przeżywała ze świadomością, że może to już ostatnie wspólnie spędzone dni, że następny atak okaże się tym ostatnim. Tak jak się obawiano, Aza umarła im na rękach, pochowali ją i opłakali. Jakiś czas później, gdy już niemal wszyscy pogodzili się z losem, dziewczyna powróciła – w innym ciele, ze starymi wspomnieniami. Oraz historią, zgodnie z którą na niebie istnieje magiczne królestwo, zaś ona sama jest pochodzącym stamtąd odmieńcem. O ile rozumiem jeszcze, że skoro to porządni ludzie byli, nie wyrzucili jej ze słowami „przeklęte kukułcze pisklę, wynoś się i nie wracaj bez naszej prawdziwej córki!”, to jednak pominięcie tematu reakcji na takie rewelacje uważam za nieładny unik. Aza wspomina, że rodzice o tym z nią nie rozmawiają, w co jeszcze można uwierzyć, jednak szkoda, że Headley nie pokusiła się o próbę opowiedzenia o tym ustami innego bohatera. Nie przekonuje mnie też obraz rodziny, która usiłuje „żyć jak wcześniej”.
Bardzo żałuję, że autorka nie uczyniła narratorami większej liczby osób. Skoro odpada efekt nowości, wypadałoby poszerzyć perspektywę, rozbudować i pogłębić obraz, a najprościej byłoby uczynić to, oddając głos postaciom, które do tej pory przewijały się jedynie na dalszych planach, a miały potencjał. Przede wszystkim chodzi mi o obie biologiczne córki Boyle’ów – Eli i wychowywaną w Magonii Heyward, a także o Daiego. Oni zapowiadali się naprawdę interesująco i mogliby wzbogacić całą opowieść, tymczasem Headley potraktowała ich bardzo po macoszemu, oddając im niewiele „czasu antenowego”, i wręcz zarzynając niektóre związane z nimi wątki. Do tego prowadzenie narracji jedynie z perspektywy Azy i Jasona sprawia, że wiele kluczowych dla losów powieściowego świata wydarzeń dzieje się „poza kadrem”, podczas gdy dokładniejsze ich opisanie tylko przydałoby fabule rozmachu i wiarygodności.
O ile zresztą w wątku Azy dzieje się dużo, a akcja biegnie wartko, tak rozdziały poświęcone chłopakowi składają się głównie z monologów wewnętrznych, w których to bohater raz za razem wyznaje swoją miłość i kaja się za popełniane błędy. Chwilami trudno to znieść, a opinie innych czytelniczek wskazują, że Jason awansował na najbardziej nielubianą postać cyklu. Powinnam wykazać się zrozumieniem dla człowieka, który jest chory psychicznie i w dodatku wychowywał się bez męskiego wzorca osobowego. Niemniej nieustanne jęki, samobiczowanie się oraz wyznania, jak to dzieciak jest zagubiony, roztrzęsiony i w rozpaczy potrafią porządnie zirytować. Podczas gdy Aza próbuje zrozumieć siebie i wybrać własną drogę, Jason tylko kwęka. Co gorsza, miłość, o której tak często i rozwlekle mówi, jest rodzajem obsesji, jakby uczucie do dziewczyny było tylko kolejnym natręctwem udręczonego chłopaka. Zastanawiam się, co Headley z tym zrobi, jeśli napisze dalsze tomy (w „Gnieździe” najważniejszy wątek został rozwiązany, lecz jednocześnie jest wiele furtek dla kontynuacji).
„Magicznej” warstwie świata wciąż czegoś brakuje – liczyłam na ciekawsze i bardziej rozbudowane opisy Maganwetaru, podobnie sam punkt kulminacyjny powinien sprawiać wrażenie epickiego starcia, a tak niestety nie jest. Uwagę zwracają też niekonsekwencje – skoro mieszkańcy Magonii pozyskują pożywienie z ziemi, jakim cudem mnóstwo magicznych istot zamieszkuje niebo nad Antarktydą?
Spodobało mi się natomiast to, że autorka porusza takie tematy, jak skażenie środowiska, zmiany klimatu czy nieczyste polityczne zagrania, jakie Stany Zjednoczone (i nie tylko) mają w zwyczaju stosować w celu rozciągnięcia swojej strefy wpływów.
Choć powyżej padło wiele uwag krytycznych, nie mogę „Gniazda” potępić. Przede wszystkim dlatego, że Headley potrafi poruszyć. Kreśli także przekonujący portret nastoletniej psychiki – w postawie Azy sarkazm łączy się z idealizmem. Chwilami jest tu sporo patosu, czasem powieść osuwa się w kicz, jednak jest tu też prawda – o młodzieńczym głodzie życia, o tych latach, w których marzy się o samodzielnym decydowaniu o sobie, ale nie czuje się jeszcze tego, że każdy podjęty wybór przekreśla tak wiele innych, kiedy wciąż ma się nadzieję na to, że można „chwytać wszystko”. Jakkolwiek można oceniać „Gniazdo” w kategoriach estetycznych, wydaje się ono szczere.
Na koniec pozwolę sobie na kilka cytatów:
„Seks nie zawsze jest magiczny. To kłamstwa. Czasami, chociaż jest w tym miłość i tak dalej, seks przypomina jazdę na rowerze z przebitą oponą.”
„Czuję, że powinnam jej wyjaśnić, dlaczego Ziemia jest taka piękna, dlaczego widok zachodu słońca może sprawić, że uwierzy się w szczęście, i jakie ważne są urodziny w otoczeniu ludzi, których zna się od urodzenia. Czemu to wszystko ma znaczenie. Czemu powinno się to zachować. Czemu ludzie kochają i czemu warto być przez nich kochanym, nawet, gdy cię ranią.”
„Miłość nie wystarcza, żeby ochronić człowieka przed wszystkim. Nie wystarcza nawet, żeby ochronić człowieka przed nim samym.”
–
PS. W kwestii przekładu, żałuję tylko, że zamiast próbować jakoś przetłumaczyć „Aerie” zdecydowano się na „Gniazdo” podczas gdy w książce słowo to pada jedynie w kontekście rodzaju powietrznych tratw, na jakich poruszają się niektórzy mieszkańcy Magonii.
–
Dalsze tomy cyklu do tej pory się nie ukazały, a Headley zabrała się za pisanie innych książek. Czyżby zarzuciła tę serię? W sumie po tomie drugim widać było, że nie do końca miała pomysły na rozwinięcie fabuły.