Beatrycze Nowicka Opowiadania

Awantura na moście (minirecenzja, E)

Marcin Hybel, wyd. Erica

Beatrycze Nowicka: 4/10

W przypadku humorystycznej fantasy, ocena w dużej mierze zależy od tego, czy poczucie humoru autora jest zbieżne z poczuciem humoru czytelnika. Dlatego sądzę, że mogą znaleźć się odbiorcy, którym „Awantura na moście” bardziej przypadłaby do gustu. Styl Marcina Hybla jest całkiem przyzwoity, potoczysty, z odrobiną swady: „Lentak (…) uśmiechnął się w kierunku ponętnej żony młynarza. Co prawda, w przeciwieństwie do Melmira, jego twarz do reprezentatywnych nie należała z uwagi na nielichą absencję uzębienia, jednakże pocieszał się, że nadrabia to osobistym wdziękiem i atletyczną sylwetką. Skąd powziął takie przeświadczenie, nikt nigdy nie zgadł.” Widać, że autor bawi się konwencją, wplata też w swój świat budzące uśmiech na twarzy czytelnika odniesienia do współczesności, jak choćby w tym fragmencie: „Rotupal nie mógł zapomnieć, że właśnie z nim budował szajkę od podstaw (…). Czy śnieg, czy deszcz, szlajali się po karczmach w poszukiwaniu chętnych, obiecujących oprychów. Agitowali i roznosili pergaminowe ulotki (…). Organizowali kółka: >>Gdy nożownik musi radzić sobie sam<<, daremnie wystawali w kolejkach po królewskie dotacje, motywując swe prośby zapewnieniem pracy dla miejskich strażników.”

Owe zabawy i nawiązania nie są może specjalnie wyszukane (vide metroseksualny syn kasztelana, któremu wprawdzie bogowie nie poskąpili urody, za to rozumu i zręczności już tak, obłudny przeor klasztoru, czy banda zbójów nieudaczników), podobnie nieskomplikowana jest fabuła, ale też całość miała być lekką, niezobowiązującą lekturą. I w zasadzie taką jest, o ile czytelnikowi nie przeszkadza humor, który w miarę kolejnych rozdziałów coraz bardziej zmierza w stronę tego spod znaku „Happy tree friends”. Osiąga też chwilami poziom, jaki skojarzył mi się z anegdotką o pewnej sesji RPG, gdzie dzielna drużyna łupiła karawany, grożąc zatrzymanym kupcom, że jeśli nie oddadzą pieniędzy, to na ich oczach grupowo zgwałcą drużynowego maga (czy też drużynowy mag zgwałci niedźwiedzia, po tylu latach nie pomnę zbyt dokładnie). Temu, komu takie poczucie humoru odpowiada, „Awantura…” może dostarczyć paru godzin niezłej rozrywki. Dla pozostałych czytelników będzie to raczej strata czasu.