Przysięga stali (recenzja, E)
Drothe spoczciwiał nieco, lecz wciąż gadane ma
Douglas Hulick, wyd. Wydawnictwo Literackie
Drugi tom „Opowieści o Kamratach”
Beatrycze Nowicka: 6,5/10
Wszyscy ci, którym spodobał się „Honor złodzieja”, nie powinni poczuć się zawiedzeni „Przysięgą stali”. Wartka akcja, sprawny styl i dobrze nakreśleni bohaterowie w dalszym ciągu stanowią atuty cyklu o Kamratach.
Napisanie „Honoru złodzieja” zajęło Hulickowi dziesięć lat. Dobre przyjęcie debiutu umożliwiło autorowi kontynuację cyklu, oznaczało jednak, że z częścią drugą musi uwinąć się szybciej. Stwarzało to ryzyko, że „Przysięga stali” okaże się gorsza od poprzedniczki. Na szczęście pisarzowi udało się utrzymać przyzwoity poziom.
Pewnej zmianie uległa konwencja, która tym razem jest już typowo awanturnicza. O ile poprzednio fabuła opierała się na tym, że wszyscy wokoło chcieli dopaść głównego bohatera, ponieważ ów za dużo wiedział, w „Przysiędze stali” Drothe wyrusza do sąsiedniego państwa prowadzić własne poszukiwania. Nietrudno zgadnąć, że na miejscu czekają go rozmaite komplikacje oraz konieczność układania się z lokalnymi strukturami przestępczymi. Akcja rozkręca się odrobinę wolniej niż w części pierwszej, jednak gdy to już nastąpi, można w pełni cieszyć się śledzeniem kolejnych niespodziewanych zagrożeń, nagłych sojuszy, spotkań, walk i ucieczek, czyli wszystkiego tego, do czego Hulick zdążył przyzwyczaić czytelników części pierwszej. Jeśli chodzi o samą fabułę, jest odrobinę gorzej, o tyle, że autor dość często ucieka się do rozwiązywania sytuacji szczęśliwymi zbiegami okoliczności.
Zmianie konwencji towarzyszy też nieco bardziej pozytywny obraz świata i bohaterów. „Honor złodzieja” zdecydowanie nie był tak przesiąknięty cynizmem jak powieści Abercrombiego, jednak środowisko Kamratów wydawało się dosyć ponure i bezwzględne. W „Przysiędze stali” Hulick zbacza w stronę bardziej malowniczego wizerunku przestępcy: kodeks honorowy, brawura i spryt, ryzykowne przekręty, gra o wysokie stawki. Nie umniejsza to przyjemności płynącej z lektury, ale sprawia, że cykl o Kamratach upodabnia się do innych powieści modnego ostatnio łotrzykowskiego nurtu.
Powyższa obserwacja dotyczy również postaci. W „Honorze złodzieja” Drothe, że tak to kolokwialnie ujmę, wystawił do wiatru swojego wieloletniego przyjaciela, co nie było chwalebne, ale odróżniło go na tle innych bohaterów. W „Przysiędze stali” złodziej, czy może raczej świeżo upieczony Szary Książę pała wielką chęcią odkupienia win i pojednania się ze swym druhem. By zrealizować ten cel nie cofnie się przed ryzykiem i poświęceniem. Trzeba przyznać, że z każdym kolejnym rozdziałam protagonista budzi coraz większą sympatię, ale zarazem traci na oryginalności. Choć przynajmniej pozostaje tak samo wygadany, cwany i bezczelny, jak poprzednio. Pozostali bohaterowie zostali nakreśleni bardzo przyzwoicie i to zarówno ci znani z tomu pierwszego, jak i nowi. W pamięć zapada ochroniarka Drothe’a – Drapieżna Jess, młoda zabójczyni Aribah, kolejny przedstawiciel zakonu Deganów i oczywiście siostra głównego bohatera. Ta pojawia się tylko w jednej scenie, jednak i tak wypada ciekawie. Przedstawianie skomplikowanej relacji pomiędzy rodzeństwem wychodzi autorowi całkiem sugestywnie.
Budując swój świat, Hulick pisze tak, jak poprzednio – od czasu do czasu wplata w narrację krótkie opisy. Przyznam, że trochę brakuje mi bardziej drobiazgowego przedstawiania miejsca akcji, czegoś, co pozwoliłoby lepiej „poczuć” to uniwersum. Tymczasem autor skupia się raczej na relacjonowaniu wydarzeń i dialogach (do których ma niezłe pióro – wypadają potoczyście i dynamicznie), niż budowaniu klimatu. Osobiście wolę bardziej skomplikowane i barwne światy fantasy, jeśli jednak ktoś ceni przede wszystkim wartką akcję i budzących sympatię bohaterów, nie powinien mieć powodów do narzekań.
Cykl o Kamratach zrobił na mnie mniejsze wrażenie, niż „Niecni dżentelmeni”, „Cienie pojętnych”, czy „Korona gwiazd”, które były bardziej wyraziste i oryginalne. Z drugiej strony doceniam warsztatową sprawność Hulicka, no i zdążyłam już polubić Drothe’a.
–
Niestety, dalsze tomy się już nie ukazały (także za oceanem), wygasła też strona autora, z czego wnoszę, że chyba zarzucił on swoją literacką karierę. Żałuję, bo miałam ochotę poznać dalsze losy Drothe’a.