Beatrycze Nowicka Opowiadania

Pośród cieni, W mocy wichru (recenzja, E)

Tropem żmija

Agnieszka Hałas, wyd. Rebis

Drugi i trzeci tom cyklu „Teatr węży”

Beatrycze Nowicka: oba 5/10

Wszystkim tym, którym spodobała się debiutancka powieść Agnieszki Hałas pt. „Dwie karty”, drugi i trzeci tom „Teatru węży” powinny również przypaść do gustu.

Przyznaję, że niełatwo mi pisać o „Pośród cieni”, przede wszystkim z tego powodu, że wiele lat temu byłam wielką fanką opowiadań o Krzyczącym w Ciemności, wydawanych w „Science Fiction” i później zebranych w „Między otchłanią a morzem”. Przez lata docierały do mnie plotki o tym, że powstaje cykl o przygodach żmija, co rozbudzało apetyt. Kiedy wreszcie powieści trafiły w moje ręce, powtórzył się casus Świdziniewskiego i jego „Kłopotów w Hamdirholm” – powrót po latach okazał się mniej satysfakcjonujący.

W przypadku Hamdirholm uważałam, że znaczącą rolę odegrała zmiana stylu autora. W tomiku wydanym przez Fabrykę Słów był on bardziej wygładzony, niestety doprowadziło to do utraty „pazura”, zacięcia tych humorystycznych tekstów. Pierwsze opowiadania Agnieszki Hałas były pisane nieco chropowatym, rwanym stylem, z wielokropkami, kursywą, oddzielaniem kropkami pojedynczych słów, czy wydzielaniem fragmentów zdań w osobnych linijkach. W powieściach należących do „Teatru węży” wszystko spisano płynną, poprawną polszczyzną, dzięki której zarówno „Dwie karty”, jak i „Pośród cieni” czyta się bardzo przyjemnie. Jednym słowem – poprawa, choć powiem, że tamte nieoszlifowane teksty wydawały mi się bardziej nasycone emocjami.

Teksty zamieszczone w „Między otchłanią a morzem” opisywały różne etapy życia Krzyczącego w Ciemności. Pisząc „Teatr węży”, autorka zdecydowała się rozpocząć akcję tuż po przybyciu ka-ira do Shan Vaola, co poniekąd wymusiło reset całej historii – jako że opowiadania nierzadko przedstawiały momenty dla bohatera przełomowe, brak opisu tych wydarzeń w powieściach wywołałby wrażenie istotnych luk. I tak, „Pośród cieni” w dużej mierze składa się z trzech znanych już wcześniej opowiadań. Trzeba od razu dodać, że pojawiły się nowe postaci, wątki i spojenia, dzięki którym powieść zdecydowanie bardziej niż w przypadku „Dwóch kart” sprawia wrażenie spójnej całości (choć nadal fabuła jest opisem kolejnych przygód, połączonych postaciami, a nie jakimś nadrzędnym, głównym wątkiem). Niektóre wydarzenia zostały rozegrane inaczej, w innych przypadkach autorka zadbała o lepszą podbudowę, np. cieszy rozwinięcie postaci Lorraine. Jako zmianę na gorsze oceniam rozwiązanie kwestii klątwy – w „Białych dłoniach” miało ono więcej dramatyzmu. Dla czytelników, którzy znajomość z Krzyczącym w Ciemności rozpoczęli od powieści, „Pośród cieni” będzie zgrabną kontynuacją „Dwóch kart”, natomiast dla osób pamiętających opowiadania premierowy materiał stanowić będzie tylko pewien ułamek książki.

„Pośród cieni” rozpoczyna się od informacji na temat natury magii występującej w wykreowanym przez Hałas świecie. Koncepcja przypomina nieco tę z Jordana – dwie szkoły, z których jedna została skażona, przez co jej praktykowanie naraża na szaleństwo. Inaczej niż w „Kole Czasu” rozdział przebiega nie po linii płci, a raczej „zakresów” – czarni magowie byli pierwotnie wiązani ze snami, zaświatami i wędrówkami po innych sferach, natomiast srebrni to bardziej czarodzieje-naukowcy, co więcej, szaleństwo nie jest nieuniknioną konsekwencją parania się czarną magią. Dwa rodzaje mocy mają też trochę wspólnego z podejściem Jedi – srebrni gloryfikują umysł i starają się powściągać emocje, podczas gdy ka-ira mogą wręcz „napędzać się” uczuciami.

Głównym tematem „Pośród cieni” są perypetie bohaterów silnie z magią związanych – oprócz Krzyczącego w Ciemności istotnymi postaciami są wzmiankowana wcześniej Lorraine, posiadająca umiejętności medium, inna żmijka – Marshia Lavalle, oraz Anavri – dziewczyna, w której rodzinie obudził się czarny talent. W porównaniu z tomem pierwszym na kartach „Pośród cieni” dzieje się więcej – Brune nieraz musi ratować skórę, poszukuje odpowiedzi na temat swojej przeszłości i spotyka się z rozmaitymi postaciami, które od czasu do czasu udzielają mu (zazwyczaj mętnych) wyjaśnień. Trochę szkoda, że więcej miejsca nie poświęcono Elicie – w końcu to najważniejsi i najniebezpieczniejsi wrogowie głównego bohatera (oraz innych ka-ira). Kilka scenek z udziałem srebrnych magów nie wystarcza, by wykreować ich na liczących się antagonistów.

W tym miejscu znów nie potrafię uniknąć porównań z opowiadaniami. To tylko moje subiektywne wrażenie, jednak świat wykreowany na potrzeby „Między otchłanią a morzem” wydawał mi się zdecydowanie bardziej mrocznym miejscem, przesyconym duszną atmosferą rozkładu, balansującym na krawędzi upadku. Niektóre elementy jego kreacji w większym stopniu rzucały się w oczy – np. różnego rodzaju symbiotyczne organizmy, wykorzystywane przez mieszkańców miast nad Zatoką Snów. Podobnie główny bohater jawił się mi jako niejednoznaczna postać, zgorzkniały, skrzywdzony, zaszczuty, cyniczny i samotny człowiek, który jednak zachowuje resztki honoru i współczucia, zwłaszcza dla najbardziej dotkniętych przez los. Wszystko to wyróżniało utwory Hałas na tle tekstów innych młodych autorów.

Tymczasem uniwersum „Teatru węży” wydaje mi się bliższe (w charakterze) innym światom fantasy, Brune zaś jest porządnym facetem. Co nie zmienia faktu, że „Pośród cieni” są przyzwoicie napisaną, przygodową fantastyką, z budzącymi sympatię bohaterami.

Wszyscy ci, którym spodobały się „Dwie karty” i „Pośród cieni”, znajdą w części trzeciej to, co zdążyli polubić – znanych z tomów poprzednich bohaterów (ze szczególnym wskazaniem na samego Krzyczącego), demony, magię, połączenie wątków przygodowych z obyczajowymi oraz całkiem przyjemny w lekturze styl. „W mocy wichru” jest przy tym najdłuższą z trzech powieści i zawiera całkowicie premierowy materiał.

O ile poprzednio akcja toczyła się przede wszystkim w Shan Vaola, w tomie ostatnim bohaterowie najczęściej przebywają w Sferach – tam ka-ira mają swoje kryjówki, tam też odbywa się zdecydowana większość spotkań, walk i wypraw. Ten element kreacji świata przedstawionego prezentuje się nader ciekawie. Opisy kolejnych podświatów są plastyczne, barwne i różnorodne. Z kolei przedstawione w powieści miasta kreślone bywają dosyć szkicowo – protagoniści pojawiają się w świecie „głównym” na krótko, załatwiają swoje sprawy, po czym wracają w Sfery.

Całemu „Teatrowi węży” brakuje dużego wątku przewodniego, który stanowiłby oś cyklu. Pierwsze dwa tomy nader często sprawiały wrażenie bardziej zbiorów opowiadań, niż powieści. W części trzeciej jest nieco lepiej – przez całą powieść przewija się wątek poszukiwania przez Brune’a informacji na temat swojej przeszłości oraz konfliktu z pewnym demonem. Kwestia poprzedniego życia Krzyczącego zostaje w znacznym stopniu wyjaśniona, choć autorka pozostawiła jeszcze kilka pytań i furtek na przyszłość. Na podstawie pojawiających się w dotychczasowych utworach o Krzyczącym wzmianek wyobrażałam sobie, że ów był młodym i zdolnym muzykiem, który podczas zarazy zaprzedał własną duszę w zamian za życie ukochanej, lecz władca Doliny Popiołów spełnił życzenie flecisty odbierając mężczyźnie pamięć, a dziewczynę przemieniając w demona. Rozwiązanie zaprezentowane przez autorkę okazało się jednak bardziej skomplikowane.

Dwa znajdujące się odpowiednio na początku i przy końcu większe fragmenty dotyczące pojedynku Marshii oraz lochów Mohellena wydają się do pewnego stopnia osobnymi historiami, choć konsekwencje stawania w szranki z demonem okazują się niebagatelne dla dalszych losów postaci. W pojawiających się od czasu do czasu scenach rozwijany jest także wątek seryjnego zabójcy, dość oderwany od reszty, lecz pod koniec wnoszący nieco informacji związanych z kwestią tożsamości Brune’a.

Wydaje się, że bardziej nawet niż poprzednio Hałas skupiła się na „aspekcie obyczajowym”, związanym z życiem codziennym bohaterów, ich emocjami i wzajemnymi relacjami. Brune poszukuje prawdy o sobie, co prowadzi go do kryzysu. Anavri nie może się pogodzić ze swoim niedawno ujawnionym talentem, choć zdaje sobie sprawę z tego, że jej przeżycie zależy od tego, jak szybko i jak dobrze opanuje swoje nowe umiejętności. Tych dwoje bohaterów połączy zresztą więcej niż zwykła zawodowa solidarność – należy tu przyznać, że autorka prowadzi wątek romansowy z wyczuciem i nie popadając w sztampę. Skoro już o postaciach mowa, rozbudowane zostają portrety Marshii i Lorraine. Ta ostatnia prezentuje się dość ciekawie – o ile czytając „Dwie karty” zastanawiałam się, czy bohaterka „Białych dłoni” po resecie całej historii nie stała się Anavri (Lorraine pojawia się dopiero w „Pośród cieni”, jako kuzynka panny Vaneisen), tak na etapie „W mocy wichru” obydwie szlachcianki znacząco różnią się od siebie osobowością.

Będąc opowieścią o czarnoksiężnikach, „W mocy wichru” obfituje w zgrabnie, dynamicznie i barwnie opisane pojedynki z wykorzystaniem mocy. Magia w świecie Hałas nadal pozostaje jednak magią fabularną – bohaterowie mogą tyle, ile akurat jest potrzebne w danej scenie.

Sądzę, że znającym tomy poprzednie nie trzeba „W mocy wichru” polecać, pozostałym radziłabym raczej sięgnąć po „Dwie karty”, by zobaczyć, czy taka konwencja im odpowiada.

Zawiedziona niedostateczną mrocznością Krzyczącego w porównaniu z debiutanckimi opowiadaniami, nie kontynuowałam lektury cyklu, choć nie wykluczam, że kiedyś do niego powrócę, zwłaszcza, że recenzje kolejnych tomów są generalnie bardzo pozytywne.