Beatrycze Nowicka Opowiadania

Wiedźmie opowieści (recenzja, E)

Dla tych, co stęsknili się za wiedźmą

Olga Gromyko, wyd. Papierowy Księżyc

Czwarty tom „Kronik Belorskich”

Beatrycze Nowicka: 5,5/10

Zbiór opowiadań Olgi Gromyko pt. „Wiedźmie opowieści” to pozycja przede wszystkim skierowana do fanów Wolhy Rednej.

Wyprzedane nakłady kilku pierwszych wydań świadczą o tym, że humorystyczne powieści fantasy Olgi Gromyko cieszą się sympatią polskich czytelników. Wśród nich jest także trzytomowy cykl o Wolsze Rednej – pierwszy, z jakim mieli okazję zapoznać się odbiorcy znad Wisły. Teraz rudowłosa czarownica powraca w tekstach zebranych w tomiku „Wiedźmie opowieści”. Warto tutaj zauważyć, że książka wydana przez Papierowy Księżyc zawiera utwory wydane po rosyjsku w dwóch tomach: „Ведьмины байки” (właśnie „Wiedźmie opowieści”), czyli zbiorek sześciu opowiadań o przygodach W. Rednej oraz „Сказка – ложь, узнайте правду!” (słusznie przetłumaczone na „Bajka kłamie, poznajcie prawdę!”), zawierający dwa dłuższe opowiadania, będące humorystycznym przetworzeniem baśni i motywów z ruskiego folkloru.

Fanom twórczości białoruskiej pisarki lektura „Wiedźmich opowieści” powinna sprawić przyjemność. Gromyko funduje czytelnikom powrót do tego, co znają i lubią, czyli humor, sympatyczne postaci oraz ładne opisy. Niestety, nie ma tutaj niczego nowego. Wszystkie opowiadania o Wolsze zbudowane zostały wedle tego samego schematu – wiedźma przyjeżdża w jakieś miejsce, dostaje zlecenie, pojawia się potwór, z którym bohaterka sobie radzi, zabijając go lub dogadując się z nim. Oczywiście w międzyczasie dochodzi do rozmaitych zabawnych sytuacji. Choć sama Redna uważa się za profesjonalistkę, na widok jej poczynań Geralt dostałby chyba zawału – z pomroką wiedźma walczy zwykle w stylu cokolwiek rozpaczliwym, ciągle się okazuje, że a to broni odpowiedniej nie zabrała, a to moc magiczną zużyła za szybko. Pomyślne rozwiązanie sytuacji rudowłosa zawdzięcza głównie szczęściu oraz radosnej improwizacji. Bywa to śmieszne, owszem, jednak odnoszę wrażenie, że Gromyko chwilami przesadza. Wszak Redna miała być zdolną absolwentką magicznej uczelni, a nie pocieszną, lekkomyślną ciamajdą, zawdzięczającą żywot jedynie autorskiej sympatii. Przyznam, że opowiadania śmieszyły mnie nieco mniej niż poprzednio wydane książki, choć trudno mi orzec, na ile wynika to z samych gagów i dialogów, a na ile z przyzwyczajenia do sposobu pisania autorki „Wiernych wrogów”. Niemniej, wciąż stanowiły sympatyczną i poprawiającą humor lekturę. Najbardziej spodobał mi się „Pan” ze względu na pojawiającą się tam nieco poważniejszą nutkę. Zapamiętałam też opisy alkoholowego upojenia z „Piwniaka” oraz pomysłowego potwora z „Roju”.

Cieszę się, że do historii o Rednej dodano też opowiadania „bajkowe”, ponieważ to właśnie „Baśń o biednym Kościeju i pięknej carewnie” ubawiła mnie najbardziej z całego tomu. Kościej faktycznie jest biedny, gdyż świeżo poślubiona małżonka charakterek ma niczego sobie. Ale że to baśń przecież i to przez Gromyko pisana, tych dwoje doczeka się szczęśliwego zakończenia. Pamiętam ponurą wariację na temat losów Kościeja z „Nieśmiertelnego” Catherynne Valente – przyjemnie było zestawić oba tak odmienne od siebie w charakterze utwory i śledzić, jak różnie rozegrane zostały te same motywy. Druga z historii, „Źle się dzieje w państwie mawim”, przypadła mi do gustu nieco mniej, może dlatego, że w zdecydowanej większości nie znałam „oryginalnych” historii, do których Gromyko nawiązywała.

Korekta i redakcja tradycyjnie już powinny być lepsze (że zacytuję: „czy dobrze rozumiem, że wobec stryczak również nie pozostałby pana obojętnym”, „- A co ona zamierza tu robić do północy? (…) – Powiedziałabym, że jednak zdecydowanie nie pielęgnacją i bez tego rozłożystych rogów pana szanownej małżonki!”). Pani Makarevskaya radzi sobie dobrze, jednak wypadałoby, aby ktoś to potem przejrzał i poprawił takie drobiazgi jak „korzeń słowa”, „z racji na wczesną porę”, albo „lewa noga mi do reszty oniemiała”.

„Wiedźmie opowieści” stanowią raczej miły dodatek do historii Wolhy niż samodzielną pozycję. Osobom nie znającym twórczości Gromyko, radziłabym sięgnięcie po „Wiernych wrogów”, w celu sprawdzenia, czy taki sposób pisania im odpowiada.