Beatrycze Nowicka Opowiadania

Król poza bramą (recenzja, E)

Życie jest farsą odgrywaną przez głupców, a oto jeden z nich, który mówi – dość

David Gemmell, wyd. Mystery

Tom drugi „Sagi Drenajów”

Beatrycze Nowicka: 5/10

W „Królu poza bramą” widać zarówno niedostatki warsztatowe, jak i zapowiedź tego, co w przyszłości będzie stanowić atuty prozy Davida Gemmella. Rzecz raczej dla fanów pisarza.

„Król poza bramą” jest drugim tomem cyklu o Drenajach i zarazem drugą z opublikowanych książek Davida Gemmella. Przy całej mojej sympatii dla autora, muszę napisać, że spośród jego powieści przeczytanych przeze mnie do tej pory tę uważam za najsłabszą. Widać, że warsztat pisarza dopiero się kształtuje.

Charakterystyczna dla prozy Anglika jest duża oszczędność środków wyrazu, co czasami bywa wadą. W późniejszych utworach Gemmell bardziej starał się nakreślić realia świata, nieco więcej uwagi poświęcał też swoim postaciom. „Król poza bramą” jest pod tym względem bardzo surowy, chwilami sprawia wrażenie raczej szkieletu powieści czy podstawy scenariusza. Zwłaszcza dialogi wydają się ubogie – postaci mówią tylko to, co jest potrzebne dla rozwoju akcji, nakreślenia ich charakterystyk czy przedstawienia sytuacji świata. Przez to ich rozmowy nierzadko wypadają sztucznie. Również opisy są dosyć skąpe. Zdarza się, że taki lakoniczny ton przydaje danej scenie wyrazistości (jak choćby w scenie śmieci żony Tenaki Khana), zwykle jednak pozostawia wrażenie niedosytu i nie wykorzystanego potencjału.

Najgorzej ze wszystkiego prezentuje się główny przeciwnik bohaterów – ten na kartach powieści pojawia się jedynie dwukrotnie (i na krótko), przez co jest ledwie obecny. Jego mroczni pomagierzy wypadają blado i schematycznie. O tym, że w Drenanie dzieje się źle, czytelnik dowiaduje się przede wszystkim z rozmów postaci, co jest kiepskim rozwiązaniem w powieści, której tematem są bohaterowie występujący przeciwko złemu władcy i jego rządom terroru. Ciekawy pomysł na Spojonych nie doczekał się odpowiednio barwnej realizacji – ludzie-bestie pojawiają się jedynie sporadycznie.

Po lekturze kilku książek Gemmella muszę też stwierdzić, że dość często się on powtarza. Pewne pomysły (np. powołanie rycerzy), sceny (jak bohaterska śmierć w obronie dzieci), typy bohaterów (morderca z zamiłowaniem do ogrodnictwa, młody człowiek, odnajdujący w sobie odwagę, skrzywdzony weteran, silna, pragmatyczna kobieta z ludu), czy wreszcie poglądy (w dodatku wygłaszane podobnymi słowami w zbliżonych okolicznościach) pojawiają się wielokrotnie. Nie polecałabym czytania powieści autora „Legendy” w niewielkich odstępach czasu.

Jest jednak w „Królu…” coś, co bardzo lubię – pewna ostrość spojrzenia. O ile umiejętności pisarskie można rozwinąć, to zdolności dostrzegania okruchów prawdy o życiu i ludziach już się nauczyć nie można. Pozwolę sobie na kilka cytatów, które przypadły mi do gustu: „[Scaler] był człowiekiem religijnym. Bogów postrzegał jako zgrzybiałych Starców (…) nieustannie płatających ludzkości figle w kosmicznie złym guście”, „jestem obcy. Nie musisz przede mną udawać ani kłamać. Tylko przed przyjaciółmi potrzebujesz maski. (…) – Przecież tylko wśród przyjaciół można czuć się swobodnie. – Z obcymi jest łatwiej, gdyż dotykają twego życia tylko przez chwilę. Nie rozczarujesz ich, bo niczego im nie zawdzięczasz i niczego od ciebie nie oczekują. Przyjaciół łatwiej zranić, bo oczekują od ciebie wszystkiego”, „jakie to dziwne stworzenia – kobiety. Zakochują się w mężczyźnie a potem starają się go zmienić. Najczęściej im się to udaje, po czym resztę życia spędzają, zastanawiając się, jak mogły poślubić takiego nudnego konformistę”, „wszystko co mam, to ja sam i szacunek do samego siebie.”

Jeśli chodzi o tłumaczenie, zasadniczo jest ono poprawne, choć zdarza się kilka dość rażących błędów w postaci niewłaściwych przypadków. Wydaje mi się też, że niektóre nazwy własne (zwłaszcza te związane z Nadirami), lepiej brzmiałyby przetłumaczone na polski. Tymczasem nie dość, że np. nazwy plemion pozostają po angielsku, to jeszcze tłumacz odmienia je, dodając polskie końcówki, np. Wolfsheadów, co brzmi dość pokracznie. Wilczogłowi, czy Wilcze Łby moim zdaniem brzmieliby o wiele lepiej.

Czytelnikom rozpoczynającym znajomość z twórczością Gemmella radziłabym sięgnąć po jego późniejsze powieści. Choć jeśli ktoś zdążył już polubić książki angielskiego pisarza, może śmiało sięgnąć po „Króla poza bramą”.