Beatrycze Nowicka Opowiadania

Grendel (minirecenzja, E)

Grendel jako sfrustrowany humanista i psychopata w jednym

John Gardner, wyd. Replika

Beatrycze Nowicka: 3,5/10

Wedle Sapkowskiego „Grendel” to „znakomity retelling legendy o Beowulfie”. Mam wrażenie, że czytaliśmy dwie różne książki.

W mojej osobistej klasyfikacji w ogóle nie zaliczyłabym „Grendela” do fantasy. Utwór Gardnera wpisuje się w długą tradycję dyskursu z klasyką.

Autor nawet nie usiłuje kreślić sensownego świata przedstawionego – miejsce Grendela jest gdzieś w krainie słów, idei, literackich gier. Oto jak rozmawiają bohaterowie, odpowiednio stary chłop oraz kapłan: „Państwo to zorganizowana forma gwałtu, monopolista w dowolnie przez siebie rozumianym «usprawiedliwionym użyciu przemocy». Rewolucja zaś, mój drogi książę, nie zastąpi niemoralnego moralnym, nie zastąpi też przemocy usprawiedliwionej przemocą słuszną”, „Król Bogów jest rzeczywistym bytem, którego moc nadaje całej wielości wiecznotrwałych obiektów stopniowalny związek z kolejnymi fazami ich własnego urzeczywistniania (…) Cel, jaki Główny Bóg upatruje w twórczym wzroście, to ewokacja nowej intensywności (…) Objawiona mi ultymatywna mądrość leży w umiejętności dostrzeżenia powolnego procesu unifikacji.”

Takim zresztą stylem napisana została całość. Istnieje pewna granica, do której uważam język za kwiecisty i interesujący, a od której postrzegam tekst jako pustosłowie. „Grendel” znajduje się daleko poza tą granicą: „leżę pośród nocy, nagi pod chłodną maszynerią gwiazd. Nade mną śmiga prędka jak sokół przestrzeń, narastając niczym śmiertelna choroba czy nieodwracalna krzywda. Chłód nocy niesie upragnioną realność”, „mówić, mówić, rzucać zaklęcia, rozpinać skórę słów, która zamyka się wokół jak trumna. Mowa, której od dawna nikt nie rozumie, prędka fala zwyrodniałych, niewyraźnych dźwięków. Pcham ją przed sobą, gdziekolwiek idę”, „pojąłem, że świat jest niczym, że jest mechanicznym chaosem rządzonym przez bezmyślną, bydlęcą agresję, na którą nakładamy nasze lęki i nadzieje”. Specjalnie zamieściłam tyle cytatów – jeśli ktoś przeczytawszy je poczuł się zaintrygowany, „Grendel” to książka dla niego. Ja takiej formy nie przyswajam.

Pamiętając, jak Sapkowski przedstawiał potwory w wiedźmińskim cyklu uznałam, że utwór Gardnera będzie opowieścią o biednej istocie prześladowanej przez krwiożerczych ludzi. Tak jednak nie jest – owszem, ludzie zostali przedstawieni jako żałosne, prymitywne stworzenia, jednak Grendel pozostaje potworem. Głównie dlatego, że ci pierwsi pomimo całej swojej ułomności marzą i dążą do czegoś lepszego, potwór zaś snuje swoje filozoficzne refleksje, co nie przeszkadza mu zjadać poddanych Hrothgara żywcem i nienawidzić całego świata. W sieci trafiłam na interesującą interpretację, wedle której tragizm tej postaci polega na konflikcie pomiędzy krwiożerczą naturą a intelektem. To ciekawy trop, niemniej ja tego tak nie odczułam, a zatem i nie żywiłam dla bohatera szczególnego współczucia. Morałem tej historii zdaje się słynne zdanie, że absurdem jest, żeśmy się urodzili i absurdem, że umrzemy. Niemniej, w przypadku Grendela, kiedy wreszcie nastąpiła jego śmierć, uznałam ten konkretny absurd za wyjątkowo satysfakcjonujący.