Bogowie pokazują klaty (recenzja, E)
Przesilenia
Bill Gaston, wyd. Marginesy
Zbiór opowiadań głównonurtowych
Beatrycze Nowicka: 7/10
Opowiadania Billa Gastona ze zbioru „Bogowie pokazują klaty” są inteligentne, dobrze napisane i oparte na intrygujących pomysłach, ale też w większości mocno przygnębiające.
Niezaspokojony głód książkoholika skłonił mnie ostatnio do wyglądnięcia poza fantastyczne poletko. W ramach tegoż sięgnęłam po zbiór opowiadań kanadyjskiego prozaika Billa Gastona pt. „Bogowie pokazują klaty”. Przyczyna była błaha, mianowicie przypadła mi do gustu okładka i zaintrygował tytuł (przyznam, że na podstawie jego i opisu wydawcy uznałam, że może będzie to coś podobnego do utworów Jonathana Carrolla). Zatem kupiłam, przeczytałam i przypomniałam sobie, dlaczego nie czytuję głównego nurtu.
W żadnym razie nie jest to książka zła pod względem literackim. Owszem, znalazły się tu opowiadania, po których usunięciu zbiorek nic by nie stracił, jednak większość z zaprezentowanych dziewiętnastu tekstów jest co najmniej niezła. Co okazuje się problemem z uwagi na unoszącą się nad „Bogami…” ponurą aurę. Być może przesadzam, bo nie jest tak, że wszyscy bohaterowie Gastona są całkowicie nieszczęśliwi, autor okrasił też niektóre z tekstów czarnym humorem. Niemniej, pisarz lubi portretować swoje postaci w chwilach, gdy zdają sobie sprawę, że ich życie zdryfowało w niepożądanym kierunku i, co gorsza, że nie mają żadnego sensownego pomysłu, jak z tego wybrnąć. W pakiecie czytelnik dostaje nieuleczalne choroby, rozpady związków oraz załamania nerwowe.
Jeżeli chodzi o konwencję, przeważają opowiadania realistyczne, bardzo rzadko pojawiają się w nich jakieś nie do końca wytłumaczalne zjawiska. W kilku miejscach autor kreśli karykatury – w posłowiu tłumacz wspomina o grotesce, choć jeśli nawet, to nie jest ona szczególnie jaskrawa. Gaston ma oko do obserwacji, umie też wiarygodnie przedstawiać przemyślenia różnorodnych postaci. Swoje opowiadania opiera zwykle na zaskakujących pomysłach.
Pochwalić warto też charakterystyczny, nieco szorstki styl Kanadyjczyka. Pozwolę sobie na kilka cytatów:
„Jeśli cokolwiek dziedziczymy po rodzicach, to klaustrofobiczny lęk przed ich wadami.”
„Tego ranka dowiedziała się, że Ray wziął urlop. Jeszcze o tym nie rozmawiali. Ostatnio w ogóle mało rozmawiają. (…) Rozmyślając nad tym, od kiedy tak jest, Marta zdaje sobie sprawę, że ciężko jest zauważyć brak, zwłaszcza jeśli coś gaśnie po trochu.”
„Adam wciąż był na tyle młody, by każdą swoją decyzję uważać za istotną.”
„Smutek to sprawa cielesna, nie sądzi Pan? Czuć go jeszcze głębiej niż w kościach. Nocą się w nim leży. Nad ranem to on nas budzi.”
„Brzydził się tym, co się z ludźmi porobiło. Teraz, kiedy tylko kończyły się im tematy – o pogodzie czy polityce nie dało się już rozmawiać, jedno i drugie stało się zbyt dziwaczne – zaczynali rozmawiać o sobie nawzajem. (…) W ich wypowiedziach królowały słowa takie jak »wyparcie« i »upodmiotowienie«, niczym te nowe przyprawy, o których niby tyle wiedzieli.”
„Rodzina to z definicji smutny mechanizm, czyż nie? Pociechy wyfruwają z gniazda, potem już tylko waśnie, śmierć i tak dalej – kwestia czasu. Smutne, ale rozpad jest wbudowany w konstrukcję.”
Być może czytelnik, który widzi przysłowiową szklankę w połowie pełną, dostrzeże pozytywne aspekty niektórych opowiadań – ciężko chorzy bohaterowie wyszarpują dla siebie choć odrobiny piękna, a członkowie rodziny z tekstu, z którego pochodzi ostatni z cytatów, mimo życiowych zawirowań potrafią się spotkać i być razem, przynajmniej przez chwilę. Zdarzają się też opowiadania o wydźwięku satyrycznym. Na mnie jednak twórczość Gastona zadziałała depresyjnie, a ponury nastrój zdominował wrażenia z lektury. Choć sądzę, że osoby mniej wrażliwe na emanujące spomiędzy słów poczucie przemijalności i bezsensu życia, mogą uznać „Bogów…” za interesującą lekturę.