Beatrycze Nowicka Opowiadania

Potomek Kusziela (recenzja, E)

Cierpienia młodego Imriela

Jacqueline Carey, wyd. MAG

Pierwszy tom „Trylogii Imriela”, dziejącej się w tym samym uniwersum co „Trylogia Kusziela”

Beatrycze Nowicka: 4/10

„Potomek Kusziela” Jacqueline Carey stanowiłby sympatyczną i relaksującą lekturę… gdyby skrócić go o ponad połowę, a najlepiej jeszcze zmienić narratora.

Gdy spoglądam na pierwszy tom drugiej trylogii o d’Angelinach, oczami wyobraźni widzę rozmowę Jacqueline Carey z jej agentką, w której ta ostatnia usiłuje namówić autorkę do stworzenia kontynuacji. Oczywiście nie dowiem się, jak było naprawdę – lecz „Potomek Kusziela” sprawia wrażenie, jakby Carey nie miała specjalnego pomysłu na fabułę książki, a obiecano jej sowite wynagrodzenie zależne od ilości tekstu.

W pierwszej trylogii Fedra i Joscelin zdążyli dokonać takiej ilości bohaterskich czynów, że, powiedzmy sobie szczerze, trudno byłoby wymyślić coś, co przebiłoby ich dokonania. Carey stanęła więc przed dylematem, co uczynić treścią książki. Jeden z jej wyborów był moim zdaniem słuszny – mianowicie rezygnacja z Fedry jako narratorki. Historia kurtyzany dobiegła końca, wątki zostały rozwiązane, sprawy załatwione. Odesłanie hrabiny „na emeryturę” i zwrócenie się ku innemu bohaterowi wnosi pewien powiew świeżości. Jest on jednak mniejszy, niż można by się spodziewać.

Głównym bohaterem uczyniła Carey przybranego syna Fedry i Joscelina, znanego już z „Wcielenia Kusziela”, Imriela. Niestety, pierwszoosobowa narracja z punktu widzenia dorastającego chłopaka nie udała się autorce. O ile w przypadku Fedry towarzyszące relacjonowaniu akcji rozważania brzmiały naturalnie, wewnętrzne monologi młodego księcia wypadają strasznie nieprzekonująco. Sam chłopak nie budzi też szczególnej sympatii czy zainteresowania czytelnika. Pozostali bohaterowie wydają się o niebo ciekawsi – dobrze wypadają widziani oczami Imriela Fedra i Joscelin, w pamięć zapadają Eamonn mac Grainna, Klaudia Fulwia, Lucjusz Tadiusz oraz takie postaci drugoplanowe jak księżniczka Alais, Brygitta, senator Dekkus Fulwiusz, kondotier Gallus, Canis. Lista jest długa. Ważne, że większość z nich czymś się wyróżnia. Imriel zaś… też się wyróżnia, głównie tym, że cały czas smęci.

Książę bowiem nieustannie ma jakieś problemy i wewnętrzne dylematy, które roztrząsa w setkach akapitów, przeważnie wracając do tej samej kwestii wielokrotnie. Przez to także wydaje się potwornie zniewieściały. Tu jęczy, że ktoś go nie lubi, tam nie może się zdecydować, czego właściwie chce. Popłakuje sobie od czasu do czasu. Nie jestem mężczyzną, ale ci, których zapytałam, utrzymują, iż nie mają w zwyczaju snuć niekończących się i do niczego zazwyczaj nie prowadzących dywagacji. Zresztą nawet gdyby niektórzy tak rzeczywiście myśleli, nie jest to najfortunniejszy pomysł na kreację głównego bohatera książki fantasy. Nie mówię od razu, że taka postać musi być zdeterminowana i silna, ale już nawet buńczuczny kogucik byłby bliższy prawdzie. Ostatecznie „Potomek Kusziela” ma być, zdaje się, powieścią o dojrzewaniu nastolatka.

Gdybyż to jeszcze było wszystko w kwestii psychologicznego (nie)prawdopodobieństwa. Ale nie – wszak Imriel w przeszłości doświadczył wyjątkowo traumatycznych przeżyć, a na dokładkę Carey wyposażyła go w spuściznę po przodkach w postaci sadystycznych ciągot. I tu najbardziej zawodzi wybór autorki. Nigdy nie uwierzę w to, że ktoś, kto w dzieciństwie został porwany, wywieziony do innego kraju, tam zaś znęcano się nad nim, wykorzystywano seksualnie, na jego oczach gwałcono i zarzynano ludzi, okupiłby to jedynie melancholijnym usposobieniem, skłonnością do rozważań na temat natury ludzkiej oraz obawami o kształt przyszłego pożycia seksualnego. Jestem raczej skłonna przypuszczać, iż tego rodzaju doświadczenia doprowadziłyby do poważnych zaburzeń psychicznych. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się także wyparcie tych wydarzeń ze świadomości, a nie ciągłe ich wspominanie. Sądzę, że wiarygodna kreacja takiego bohatera jest trudna, a już opis jego psychiki stanowi zadanie karkołomne. Tutaj Carey poległa na całej linii. A że powieść koncentruje się na poczynaniach i przemyśleniach Imriela, porażka autorki na tym polu pogrąża książkę.

Fabuła przez większość czasu nie porywa. Przez pierwsze kilkaset stron Carey opisuje kolejne lata życia księcia – pobyty w wiejskich posiadłościach, dworskie rozrywki w rodzaju pikników i polowań. Wszystko kolorowe i ładne – arystokracja bawi się wesoło, niższe warstwy społeczne godzą się z takim stanem rzeczy bez szemrania, wieśniaczki oddają się ochoczo swoim panom, generalnie sielanka. Nieco przed połową książki Imriel wyjeżdża do Tyberium, by pobierać nauki na tamtejszym uniwersytecie, gdzie prowadzi przysłowiowe studenckie życie – pije, romansuje i dyskutuje z przyjaciółmi. Wreszcie na ostatnich dwustu stronach przypadkiem zostaje uczestnikiem dramatycznych wydarzeń i dopiero wtedy zaczyna się dziać coś poważniejszego. Ktoś mógłby powiedzieć, że fantastyka nie musi być przygodowa. Tyle że skupienie się na wątkach obyczajowych w przypadku, gdy zarówno bohater, jak i świat wypadają dosyć sztucznie, jest kiepskim rozwiązaniem.

Tutaj należałoby także wspomnieć o scenach erotycznych, które były swego rodzaju „znakiem rozpoznawczym” trylogii pierwszej. W przypadku książek o Fedrze sceny te były niejako uprawnione z racji zawodu bohaterki i przydawały pewnego kolorytu. Natomiast czytając „Potomka Kusziela”, ma się wrażenie, jakby autorka chciała i tu „wyrobić normę”. Imriel więc od czasu do czasu przesypia się z jakąś kobietą, odwiedza zamtuzy i wikła się w romans. Dodatkowo, podobnie jak wszystko inne, tak i sceny erotyczne są opisywane dość rozwlekle, co im nie służy. Już w poprzednich tomach autorce wychodziły różnie (przeważnie obfitując w zwroty w rodzaju „z pełną czułości furią wziął mnie na jesiennych różach”). Tym razem są opisywane z „męskiego” punktu widzenia – i znów, jakoś nie wyobrażam sobie faceta relacjonującego ze szczegółami stan swojego członka oraz poziom pożądania. Zapewne gdyby „Potomka Kusziela” wydano w czasach, kiedy miałam jakieś 13-14 lat, pochłaniałabym owe opisy z wypiekami na twarzy, teraz jednak jeśli mnie coś ogarniało, to głównie śmiech przy zdaniach w rodzaju „świat skurczył się do jej pierwotnej ciemności”, „cal po calu (…) nadziewała się na mój pal” i temu podobnych (włącznie z niezbyt trafionym porównaniem do… dojenia). Zaiste, byłoby lepiej, gdyby autorka odpuściła sobie „momenty”.

„Potomek Kusziela” w większości jest książką potwornie nudną, choć (poza owymi scenami miłosnymi) napisaną poprawnym stylem. Carey zdołała nawet przebić dalsze tomy „Koła czasu” – w pewnym momencie utknęłam na dobre i minęło kilka miesięcy, zanim znowu po nią sięgnęłam, raczej dla zasady, niż z ciekawości. Inni bohaterowie, niektóre dialogi i końcówka, gdzie pojawił się dość ciekawy pomysł, a opisywane wydarzenia wreszcie nabrały nieco dramatyzmu, sprawiły, że zastanawiałam się nad wyższą oceną. Ostatecznie jednak dłużyzny i smętne dywagacje Imriela przeważyły na niekorzyść. Nie polecam powieści nikomu, kto nie jest fanem serii.

PS. Na koniec parę gorzkich słów o wydaniu. Po pierwsze – cena dość wysoka, bo 49 zł za książkę w miękkiej oprawie. Po drugie – redakcja i korekta pozostawiają wiele do życzenia. Liczne literówki, niewłaściwe końcówki gramatyczne, zaimki osobowe nie tych rodzajów, co trzeba, pomyłki (w rodzaju użycia imienia nie tego bohatera, o którym akurat autorka pisze), pisownia imion (np. raz Fawriela, raz Favriela) i moje prywatne kuriozum nr 1 – zdanie „usiadłem i okraczyłem gargulec”… Wydaje mi się, że poprzednie tomy zostały wydane zdecydowanie staranniej.

W oryginale ukazała się już całość i jeszcze jedna trylogia z tego uniwersum. W Polsce dalsze tomy cyklu o Imrielu nie zostały wydane. Choć gdyby polskie przekłady się w końcu pojawiły, chyba bym sobie darowała.