Beatrycze Nowicka Opowiadania

Front burzowy (recenzja, E)

Rycerz w zdezelowanym samochodzie

Jim Butcher, wyd. MAG

Pierwszy tom cyklu „Akta Dresdena”

Beatrycze Nowicka: 6/10

Mimo że mniej liczna w utwory [1] w porównaniu z historiami o magicznych wybrańcach z akcją osadzoną w quasi-średniowiecznych neverlandach, urban fantasy jest konwencją żywotną, odróżniającą się od innych i obdarzoną sporym potencjałem. Kiedy najbardziej klasyczna fantasy była odpowiedzią na pragnienie innego, barwniejszego, mitycznego świata, jej młodsza koleżanka pozwoliła, by magia odmieniała codzienne życie mieszkańców „naszej” rzeczywistości. Jej twórcy zamiast zamczysk i leśnych ostępów opisywali świat znany i bliski, łączyli mityczne istoty i nadnaturalne moce z realiami XX/XXI wieku. Choć definicje bywają płynne, za najbardziej klasyczne urban fantasy uważam utwory, których akcja toczy się w umagicznionych odpowiednikach rzeczywistych metropolii. Do takich zaliczają się także „Akta Dresdena”. Cykl ten w ojczyźnie autora, odniósł duży skukces, a że Jim Butcher, niejako wbrew swemu nazwisku, nie ma ochoty zarzynać kury znoszącej złote jaja i pisze kolejne tomy, obecnie seria liczy sobie siedemnaście tytułów plus opowiadania.

Autor „Frontu burzowego” nie był pierwszym autorem urban fantasy, odwołującym się do twórczości Chandlera (by wspomnieć choćby serię Glena Cooka). Jego bohater to detektyw, ciągle borykający się z problemami finansowymi i żywiący słabość do pięknych kobiet, która nieodmiennie wpędza go w tarapaty.

Od razu pojawiają się skojarzenia ze starszym o trzynaście lat „Na tropach jednorożca” Mike’a Resnicka. Jeśli wierzyć przeczytanym w internecie opiniom, następne tomy przygód detektywa Mallory’ego są dużo gorsze, podczas gdy Butcher wyrabia się w miarę pisania swojego cyklu. Gdy jednak ograniczyć się tylko do pierwszych części, przyznam, że powieść Resnicka spodobała mi się bardziej, i to nie tylko dlatego, że na jej tle „Front burzowy” wypada dosyć wtórnie. Choć obie książki są lekką rozrywkową fantastyką okraszoną humorem, „Na tropach jednorożca” uważam za śmieszniejsze i lżejsze.

Butcher od czasu do czasu uderza w poważniejsze tony i każe swojemu bohaterowi wygłaszać monologi na temat przyzwoitości, pokus czarnej magii oraz pozostawania dobrym czarodziejem. Bije z nich typowy, trudny do zniesienia (przynajmniej dla mnie) amerykański patos.

Harry Dresden wydaje się być skrojony pod oczekiwania szerokiej publiczności – sympatyczny, szlachetny z natury, zawsze chętny do ratowania dam w opałach. Przy tym obarczony Mroczną Tajemnicą z Przeszłości, nieco staroświecki i paranoiczny. Nierzadko obrywa i popełnia błędy, ale ostatecznie zwycięża swoich przeciwników. Po lekturze „Frontu burzowego” trudno o nim rzec wiele więcej. Ot, czytelnik ma go polubić na tyle, by mu kibicować i sięgnąć po kolejny odcinek jego przygód.

Mnie osobiście nieco drażniło to, że Dresden jest cokolwiek, że tak to kolokwialnie ujmę, ciapowaty. Co najmniej kilkakrotnie można się było domyślić powiązań, przyczyn i konsekwencji znacznie szybciej niż detektyw. A już w osłupienie wprawiła mnie scena, gdzie w ręce Harry’ego trafia dowód w sprawie i zarazem ważny trop, a bohater zamiast zapoznać się z informacjami, po prostu je niszczy. Z jednej strony Dresden jest potężnym magiem, z drugiej często pada ofiarą fizycznej przemocy. Inną problematyczną kwestią jest posiadany przez niego odpowiednik wzroku astralnego. Powstaje pytanie, dlaczego bohater nie korzysta z niego częściej [2]. Regularnie pojawiają się sceny, w których protagonista najpierw użala się nad tym, jak to znalazł się w poważnych opałach, bo zapomniał swojej laski, nie ma odpowiedniego amuletu, moc mu się wyczerpała itp., by za chwilę znajdować sposób przezwyciężenia tych trudności. Raz na tom takie rozwiązanie byłoby emocjonujące, ale że autor stosuje je kilkakrotnie, czytelnik zastanawia się, dlaczego w takim razie Dresden nie zaczął bardziej się zabezpieczać, albo – jeśli i tak sobie radzi – czemu z taką emfazą narzeka po raz kolejny.

Magia we „Froncie burzowym” jest „magią fabularną” – bohater może (lub nie) to, co jest potrzebne do takiego a nie innego poprowadzenia wątku. Butcher zdecydował się na rozwiązanie klasyczne, a mianowicie moc jest siłą czerpaną z natury. Magia i technologia są sobie przeciwstawne – np. Dresden jako silny czarodziej samą swoją obecnością zakłóca działanie wszelkiego rodzaju urządzeń. Na kartach książki pojawiają się dosyć typowi przedstawiciele fantastycznej gromadki ras – wampiry i elfy. Sądząc po opowiadaniu z antologii „Niebezpieczne kobiety”, im dalej w cykl, tym więcej rozmaitych istot, w większości znanych z legend i mitów. Jeśli chodzi o kreację świata, Butcher nie odsłania zbyt wielu kart, choć to wydaje się zrozumiałe w przypadku pierwszej części wielotomowego cyklu.

Autor „Akt Dresdena” posługuje się przezroczystym stylem podporządkowanym przedstawianiu wydarzeń. Od czasu do czasu pojawiają się celne i zwięzłe opisy: „niebo było coraz ciemniejsze od narastających zwałów chmur i zbliżającego się zmierzchu. Światło wydawało się dziwne, jakby zielonkawe; liście drzew (…) rysowały się zbyt ostro, zbyt szorstko, a żółte linie na jezdni zbyt blado.” Dzięki temu „Front burzowy” czyta się szybko. Z drugiej strony – już po lekturze odnosi się wrażenie obcowania z czymś błahym. Ot, można sobie umilić kilka godzin, a potem zapomnieć. Chyba, że ktoś szczególnie polubi głównego bohatera.

[1] Oczywiście tylko wtedy, jeśli paranormal romance potraktować jako osobną podkonwencję.

[2] Odpowiedź, że gdyby czynił to rutynowo, rozwiązałby sprawę znacznie wcześniej, nie do końca mnie satysfakcjonuje.

Obecnie cykl liczy siedemnaście tomów, na polski przetłumaczono szesnaście plus nieco opowiadań. Mnie osobiście nie wciągnęło i poprzestałam na lekturze pierwszego.