Beatrycze Nowicka Opowiadania

Kontynent (minirecenzja, E)

Ścigając cienie

Jędrzej Burszta, wyd. Oficynka

Beatrycze Nowicka: 6/10

„Kontynent” Jędrzeja Burszty to coś dla czytelników znudzonych typowym fantasy.

Na „Kontynent” pewnie nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie osoba autora tego zbiorku opowiadań. Tak się złożyło, że Jędrzeja Bursztę zapamiętałam z opublikowanej na Esensji recenzji „Czarnoksiężników”, w której krytykował tę antologię za infantylizm. Byłam więc ciekawa, jakie fantasy sam pisze. I rzeczywiście – widać, że stara się on nie podążać utartymi ścieżkami, choć oczywiście inspiracje można wskazać.

Zbiór Burszty usytuowałabym już na pograniczu New Weird. Zaryzykuję twierdzenie, że można tu znaleźć pewne nawiązania do prozy Lovecrafta, chwilami teksty budzą skojarzenia z prozą Jeffa VanderMeera, albo przywodzą na myśl utwory ze świata Umierającej Ziemi Jacka Vance’a. Wykreowane na potrzeby zbiorku uniwersum jest wyraziste i intrygujące. Co więcej, także fabuły nie są cięte od szablonu, choć czasem oznacza to także zakończenia dalekie od tych, których oczekiwałby czytelnik. Gorzej ma się sprawa z bohaterami o tyle, że nie budzą oni głębszych emocji, często spełniają raczej rolę służebną względem pomysłów i intrygi. W książce można znaleźć sporo klimatycznych opisów, za to niewiele dialogów. Zdecydowanie zbiorek zasługuje na lepszą redakcję i korektę, bo znalazło się tutaj dużo drobnych potknięć, które można było łatwo wyeliminować. Autor darzy również nadmierną sympatią wyrazy obcego pochodzenia a efekt ich używania brzmi sztucznie (np. „łódź zbliżała się do destynacji”).

Początek lektury nie był zachęcający – w „Chimerusie” niewiele się działo, słów kwiecistych był nadmiar, zaś refleksje bohatera o bezsensie życia mnie nie porwały. Nie lubię estetyki, na której zbudowany został „Ostatni triumf mistrza Plasseina” (upraszczając, tytułowa postać zajmuje się stwarzaniem ożywieńców), za to pomysł na fabułę był ciekawy. O wiele bardziej spodobało mi się „Maleficium” ze względu na sugestywnie przedstawione miejsce akcji, czyli krainę zwaną Mokradliskami. Za najlepszy utwór zbiorku uważam ten, od którego wziął on swój tytuł (jest to zarazem tekst najdłuższy, bo liczący niemal 160 stron). Burszta przedstawia w nim powikłane losy pewnej rodziny, przy okazji kreśląc barwne pejzaże Kontynentu i przedstawiając galerię dziwacznych istot. Zamykający książkę „Ostatni z pierwszych” ma momenty lepsze i gorsze – chwilami autorowi udaje się stwarzać odpowiednią atmosferę, czasem natomiast ponosi go fala wielkich słów. Rozumiem, że to opowiadanie o końcu świata, ale jeśli o mnie chodzi, to z tekstów na ten temat najlepiej wspominam „Ostatni kontakt” Baxtera właśnie dlatego, że był kameralny.

„Kontynent” broni się swoją oryginalnością, zwłaszcza na tle rodzimej twórczości. Wątpię, by przypadł do gustu szerokiemu gronu czytelników, ale ze swojej strony polecam.