Beatrycze Nowicka Opowiadania

Ostrze (recenzja, E)

Nim Abercrombie włączył przester

Joe Abercrombie, wyd. MAG

Tom pierwszy cyklu „Pierwsze prawo”

Beatrycze Nowicka: 7/10

Wznowienie „Ostrza” Joe Abercrombiego, powieści otwierającej trylogię „Pierwsze prawo” to bardzo zacny pomysł, gdyż rzecz zdecydowanie jest warta lektury.

To właśnie trylogią „Pierwsze prawo” Joe Abercrombie rozpoczął swój marsz ku międzynarodowej sławie. Marzyłoby mi się więcej debiutów tak udanych jak „Ostrze”: dopracowanych, sprawnie napisanych i dojrzałych. Zdecydowana większość autorów rozrywkowej fantasy nigdy nie dobija do takiego poziomu, od jakiego angielski pisarz zaczynał.

Ciekawe jest to, jak Abercrombie, obracając się w dość typowych dla konwencji dekoracjach i korzystając z wielokrotnie stosowanych chwytów fabularnych, potrafił stworzyć powieść mającą własny charakter. Zadecydowały o tym przede wszystkim dobry styl i kreacja bohaterów. Pisarz zdołał sprawić, że poznawaniu losów Logena, Glokty i Jezala nie towarzyszy znużenie połączone z konstatacją, że oto czyta się n-tą wersję tej samej historii, a raczej swego rodzaju sentyment i – od czasu do czasu – uśmiech, gdy autor puszcza oko do czytelnika (kapitalna scena z Bayazem kupującym kostiumy teatralne).

Gdy się nad tym zastanowić, okazuje się, że w „Ostrzu” nie dzieje się zbyt wiele – to raczej obszerne wprowadzenie do świata, przedstawienie sylwetek bohaterów i zawiązanie głównych wątków. W porównaniu z późniejszymi powieściami Abercrombiego jego debiutancki utwór zawiera znacznie więcej opisów miejsc, dzięki czemu świat przedstawiony jest wyrazistszy, nie wydaje się jedynie tłem dla poczynań protagonistów.

Brawa należą się pisarzowi za jego bohaterów – czytając, ma się wrażenie obcowania z żywymi ludźmi. Świetnym pomysłem była postać Glokty, to jedna z bardziej charakterystycznych i zapadających w pamięć postaci fantasy. Co ciekawe, kilkakrotnie złapałam się na tym, że tłumaczyłam przed samą sobą postępowanie inkwizytora. Wspominam o tym dlatego, że wielu autorów fantasy wkłada sporo wysiłku w opisywanie prawych, szlachetnych i dzielnych bohaterów w nadziei, że czytelnik zapała do nich sympatią, a tymczasem okazują się oni miałcy, albo wręcz irytują. A Abercrombie przedstawił człowieka od brudnej roboty – bo za taką niewątpliwie należy uznać prowadzenie śledztw, w których głównym sposobem zdobywania informacji są tortury – tak, by odbiorca był co najmniej zaintrygowany, a nawet wbrew sobie zaczynał odczuwać chęć kibicowania protagoniście. Interesujący jest także Logen, barbarzyńca i wojownik z Północy, niby oparty na schemacie, ale wyróżniający się na tle swoich pobratymców z książek innych autorów. Jezal jest wiarygodny w swoim egoizmie i zadufaniu, zabawne, że wzbudził we mnie antypatię, choć on jako jedyny z całej trójki nie ma (na razie, jak mniemam) niczyjej krwi na rękach. Dobrze wypadają też postaci drugiego i dalszych planów: choćby mag Bayaz, Colem West i jego siostra Ardee.

Porównując klimat i charakter „Ostrza” z „Zemstą…”, czy „Czerwoną krainą” można zauważyć zmiany. Gdyby ustalić jakąś skalę „heroizmu w fantasy”, początek „Pierwszego prawa” ulokowałby się na niej nie tak znowu daleko od powieści Davida Gemmella. Bohaterów „Ostrza” trudno nazwać „dobrymi ludźmi”, ale nie tak znowu rzadko miewają oni przebłyski szlachetności. W późniejszych książkach tego rodzaju chwil jest znacznie mniej, dominuje nastrój gorzko-cyniczny, który stał się swego rodzaju znakiem rozpoznawczym Abercrombiego. Postaci, ich zachowania i opisy przemocy w kolejnych powieściach angielskiego pisarza są bardziej przerysowane, można by brzydko powiedzieć „podkręcone”, efekciarskie. „Ostrze” jest pod tym względem bliższe bardziej klasycznej fantasy.

Tłumaczenie zasadniczo nie budziło moich zastrzeżeń, choć przyznam, że „Samo ostrze” brzmi lepiej niż samo „Ostrze”, nie do końca odpowiada mi też używanie określenia „inkwizycja”, które budzi skojarzenia ze ściśle określoną instytucją pozostającą w służbie kościoła. Tymczasem Abercrombie przedstawił organizację świecką, w teorii będącą czymś w rodzaju skrzyżowania policji z wszelkiego rodzaju inspektoratami kontroli, w praktyce zaś służącą szarym eminencjom Unii do załatwiania własnych porachunków.

Bardzo dobrze się stało, że Mag zdecydował się na wydanie wznowienia, dzięki czemu debiut angielskiego pisarza znów jest łatwo dostępny. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie długo czekać na tom kolejny.

Szczerze przyznam, że choć „Ostrze” przypadło mi do gustu, to jednak, jak się potem okazało, nie na tyle, bym przeczytała cały cykl. Poprosiłam o egzemplarze gratisowe dalszych tomów, niestety, przesyłka zaginęła. Później jakoś mi przeszła chętka na Abercrombiego.