Kroki w nieznane 2008 (recenzja, E)
Względność wrażeń
Antologia, wyd. Solaris
Beatrycze Nowicka: 7/10
„Kroki w nieznane” z 2008 roku to pierwszy tom, do którego utwory wybrał Mirek Obarski. Nowy redaktor postawił na większą różnorodność tekstów.
Czytając zbiory skomponowane przez tego samego redaktora dość łatwo można zauważyć osobiste preferencje wybierającego względem niektórych twórców. Stąd zmiana na stanowisku osoby odpowiedzialnej za selekcję może wnieść pewien powiew świeżości. „Kroki…” pod redakcją Mirka Obarskiego wydają mi się bardziej zróżnicowane pod względem nastrojów, konwencji i tematyki. Decydując się na takie rozwiązanie, zwiększa się szansę na to, że każdy czytelnik znajdzie coś, co go zainteresuje, ale też traci się owo wrażenie wartości dodanej, wynikającej z zestawienia utworów. Mirek Obarski wyjaśnił w przedmowie, że wybrał teksty, które zagościły w jego pamięci na dłużej, co po raz kolejny skłoniło mnie do refleksji nad tym, jak bardzo subiektywne są tego typu osądy.
Początek antologii prezentuje się bardzo zachęcająco. „Ostatnia z form P” Jamesa Van Pelta opowiada o losach właściciela menażerii i jego córki, próbujących zarobić na utrzymanie w świecie dotkniętym przez plagę mutacji. Trudno dopatrywać się tu wiarygodności naukowej, ale nie o nią chodzi. Uwagę zwraca dobry styl, jednak ważniejsze jest to, że autorowi udało się nasycić tekst emocjami.
Kolejnym interesującym, choć przecież powściągliwym w sposobie narracji i wykorzystaniu pomysłu opowiadaniem jest „Jezus Chrystus, Reanimator” Kena MacLeoda. Autor porusza się na wąskim pasie ziemi niczyjej pomiędzy obszarem religijnej afirmacji a epatowaniem tym, co obrazoburcze, w celu skuszenia złaknionej skandalu publiczności. I dobrze, bo dzięki temu jest znacznie ciekawiej.
W „Okanoggan Falls” Carolyn Ives Gilman przedstawia Ziemię okupowaną przez najeźdźców z kosmosu w sposób dość oryginalny, choć wydaje mi się, że wątek romansowy odbiera opowiadaniu nieco mocy. Pisząc krótko – bez wpadki, ale i bez fajerwerków. Człekokształtni obcy wciąż jeszcze całkiem nie wyszli z mody, jednak uważam, że współcześni autorzy SF powinni szukać nowych rozwiązań.
„Śmiercionauci” Teda Kosmatki pozostawili pewien niedosyt – autor nie wyjaśnił, jak i dlaczego załoga statku znalazła się w tak opłakanej sytuacji. Zamiast tego skupił się na przeżyciach i wspomnieniach bohaterki. To akurat wyszło mu dobrze (w jednym miejscu zastanawiałam się nad wiarygodnością jej postępowania, jednak można je uzasadniać wpływem hibernacji na umysł), dzięki czemu losy kobiety nie pozostawiają czytelnika obojętnym. Choć raczej nie sięgnęłabym po cały tomik opowiadań Kosmatki (to oczywiście może być przypadek, ale z czterech znanych mi jego utworów dwa były wyjątkowo przygnębiające, jeden ponury, a czwartego praktycznie nie pamiętam).
W „Luminous” Grega Egana czytelnik śledzi losy dwójki matematyków, ściganych przez korporację, pragnącą wykorzystać ich odkrycie. Pomysły autora są barwne, choć wymagają odwieszenia niewiary na kołek. Jako że matematyka nie jest moją dziedziną, „efekt słomianego spodka” tym razem praktycznie nie wystąpił i lektura okazała się bardzo przyjemna. Niektórzy zapewne się zdziwią, ale ja określiłabym to opowiadanie jako urokliwie baśniowe. Wisienką na torcie jest oryginalnie przedstawiony pierwszy kontakt.
Sarkastyczna „Odmiana Bowdlera” Jamesa Lovegrove’a została oparta na niezłym i przy tym zabawnym pomyśle, choć w odróżnieniu od redaktora, brylantem bym jej nie nazwała.
Bardzo dobre wrażenie wywarł za to „Damaszek” Daryla Gregory’ego. Jest to jedno z nielicznych opowiadań, gdzie wątki związane z biochemią nie wywołały we mnie chęci zgrzytania zębami. Autor odrobił zadanie domowe, zbierając informacje, nie przeszarżował z pomysłem i „zagęścił” atmosferę wprowadzając motywy okołoreligijne. Jest ciekawie i sugestywnie, warstwa „naukowa” nie przytłacza fabuły i losów bohaterki, która jest wprawdzie antypatyczna, ale przekonuje jako postać.
O „Ostatnim winnebago” Connie Willis pisałam wcześniej – nie zrobiło ono na mnie specjalnego wrażenia. Przejdę zatem od razu do „Kobiety po przejściach” Reginalda Bretnora, które to opowiadanie redaktor określa mianem farsy. Tekst istotnie jest zabawny, pomysły autora składają się na efektowny kolaż. „Złotousty diabeł” Kira Bułyczowa, mimo że zapewne miał być humorystyczny, skłania do refleksji na tematy raczej niewesołe. Przyzwoite, ale raczej nie zagości w mej pamięci na dłużej.
Również „Milczenia we Florencji” Iana Creaseya nie zaliczę do opowiadań wyrazistych i godnych szczególnej uwagi. Zdecydowanie nie podzielam opinii, że jest to tekst wizyjny, niepokojący, dziwaczny i poruszający się daleko od utartych szlaków. Opowiedzenie całej historii z perspektywy służącej we włoskim pałacu jest mniej ogranym chwytem, ale na tym innowacyjność autora się kończy – np. Jean Claude Dunyach w „Rozplatając czas” poszedł o kilka kroków dalej.
Być może „Trzecia osoba” Tony’ego Ballantyne’a zrobiłaby większe wrażenie, gdyby nie niedawna lektura „Drugiej osoby, czasu teraźniejszego” wyżej wzmiankowanego Daryla Gregory’ego, czy „Echopraksji” Wattsa. Pomysł faktycznie dobry, ale opowiadanie pozostaje właściwie jedynie jego realizacją, wszystko inne potraktowano powierzchownie, a w dodatku konsekwencją koncepcji wyjściowej jest to, że trudno sympatyzować z bohaterami.
Może nie oryginalnym, ale za to dobrze napisanym utworem jest „Poza konstelacją Orła” Alastaira Reynoldsa. Stare dobre SF spod znaku „załoga statku kosmicznego ma problem” istotnie wzbogacone dzięki wątkowi „coś jest nie tak z rzeczywistością”. Konsekwentne, z wiarygodnymi bohaterami, może nie olśniewa, ale też nie daje powodów do krytyki. Ostatni zwrot fabularny (związany z Gretą) mnie zaskoczył, choć – trzeba przyznać – był do przewidzenia.
Humorystyczną „Akcję prewencyjną” Charliego Rosenkranza czyta się lekko i szybko, to kolejny przykład opowiadania na niezłym poziomie, ale nie wyróżniającego się jakoś szczególnie na plus. Utwór następny pt. „Kambierz i Żelazny Baron: Baśń ekonomiczna” stanowi nienużącą lekturę, przy okazji można też docenić, że tak to ujmę, walor popularnonaukowy. Jednak czegoś tu brakuje, Daniel Abraham pisze poprawnie, ale nie ma własnego stylu, pisarskiej charyzmy.
Czas przyznać, że długie „Memorare” Gene’a Wolfe’a znudziło mnie i zniechęciło. Obarski nazywa je „czystą gatunkowo space operą”, więc chyba mamy zupełnie inne definicje tej konwencji, bo ja nigdy bym tak tego utworu nie nazwała. Najkrócej pisząc, wszystko wydaje się nazbyt wydumane – światu przedstawionemu brakuje choć cienia autentyczności, akcja niby toczy się w kosmosie, a pasuje bardziej do pobytu w jakimś nadmorskim kurorcie (wyjąwszy wątek eksploracji grobowców), bohaterowie zachowują się dziwacznie, relacje pomiędzy nimi są niewiarygodne, a pomysł na to, co znajduje się we wnętrzu ostatniej asteroidy był już wielokrotnie wykorzystywany. Przy okazji, to zdumiewające, że miażdżąca większość męskich bohaterów Wolfe’a okazuje się w większym bądź mniejszym stopniu psychopatami. Jeśli chodzi o tworzenie facetów, którzy przy bliższym poznaniu zaczynają budzić odrazę, pisarz nie ma sobie równych, mam tylko nadzieję, że czyni to w pełni świadomie.
Antologia zaczęła się ciekawie i kończy równie dobrze. „Ostatni kontakt” Stephena Baxtera okazał się sugestywnym i wartościowym opowiadaniem. Warto docenić oryginalny pomysł tytułowy oraz interesującą koncepcję przyczyn końca świata [1]. Ale najbardziej godna pochwały jest powściągliwość pisarza, który opisuje ów koniec z nietypowej perspektywy, oszczędnie, lecz przejmująco. Zamiast kreślić przed oczyma odbiorcy apokaliptyczne wizje, przedstawia jedynie wyrywki ze zmierzającego ku końcowi życia swoich dwóch bohaterek. Udaje mu się sprawić, że dbanie o ogród urasta do rangi czegoś monumentalnego i heroicznego. Może głupio to brzmi tu, w recenzji, ale w opowiadaniu takie nie jest.
Jeśli nawet „Kroki w nieznane” z 2008 roku nie są kolekcją samych klejnotów, zaprezentowane utwory nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Warto przeczytać i osobiście zdecydować, które teksty mają szansę dłużej zagrzać miejsce w czytelniczej pamięci.
–
[1] Zainteresowanych zachęcam do poszukania sobie czegoś na temat teorii hiperinflacji (w dziedzinie astrofizyki).