Beatrycze Nowicka Opowiadania

Inkszy welt (recenzja, E)

Śląskie śledztwa i nie tylko

Darmowa antologia cyfrowa polskich autorów, ŚKF

Beatrycze Nowicka: 6/10

Po lekturze antologii „Inkszy welt” mogę stwierdzić, że jak dotąd kolejne zbiory spod egidy Śląskiego Klubu Fantastyki trzymają przyzwoity poziom.

Przyznam, że początkowo temat przewodni nie zachęcał do lektury – w czasie pandemii raczej wolę, by literatura zabrała mnie gdzieś dalej niż na Śląsk, nawet w jego wersji ufantastycznionej. Choć oczywiście, jeśli tylko nie zawiedzie realizacja, tego rodzaju inicjatywy zwykle są ciekawe i to nie tylko ze względu na możliwość zapoznania się z folklorem. To, co rzeczywiste, znane, realistyczne, może nadać prozie wyrazistości, swego rodzaju namacalności, podczas gdy wszelkie wątki nadnaturalne ubarwiają, zaskakują, a czasem uwypuklają pewne zjawiska, albo stanowią symbole. Jak się ta sztuka udała autorom opowiadań zebranych w „Inkszym welcie”? Rzekłabym, że całkiem przyzwoicie. Poniżej pewnego poziomu te teksty nie schodzą, choć zabrakło takich, co do których byłabym pewna, że będę je pamiętać po dłuższym czasie. W porównaniu z poprzednimi antologiami, w tej znalazło się mniej (bo tylko sześć) utworów, za to kilka z nich zawiera dość rozbudowaną fabułę.

Można by sądzić, że zbiór zdominuje urban fantasy – i rzeczywiście, trzy opowiadania napisano w tej podkonwencji. Poza nimi znalazło się miejsce na historię alternatywną oraz SF bliskiego zasięgu. Górny Śląsk najbardziej stereotypowo kojarzy się z kopalniami i tym, co pod ziemią – wątki z nimi związane pojawiły się w połowie utworów. Nieraz przewinął się także motyw odrębności kulturowej Śląska czy separatystycznych dążeń części jego mieszkańców. Mniej spodziewanie, również w połowie opowiadań bardziej lub mniej istotną rolę odegrała woda. Ciekawe, czy to czysty przypadek, czy też lęk przed utonięciem jest istotnym motywem śląskiego folkloru.

Antologię otwierają „Zajścia w kopalni «Wyzwolenie»” Michała Niedźwiedzkiego. Początek był nieco rozczarowujący, ale zakończenie okazało się udane. Ucieszyłam się też, że wątek związku głównego bohatera nie stanowił tylko rodzaju „ozdobnika”, a odegrał rolę w fabule. Lektura opowiadania pozwoliła mi też choć trochę zrozumieć motywy osób dążących do autonomii regionu.

Nietrudno zgadnąć, jakiego rodzaju istoty pojawiają się w „Córce utopca” Katarzyny Rupiewicz, choć stosunkowo mało tu magii, a dominują wątki obyczajowe. Autorka kreśli losy swoich postaci na tle historycznych przemian. Narracja jest stonowana. Jak dla mnie – zbyt stonowana, gdyż nie pozwoliła mi zrozumieć bohaterów, jednak sądzę, że niejednemu czytelnikowi może przypaść do gustu zręcznie wykreowany, nostalgiczny nastrój.

W „Przechyle” Agnieszki Żak spodobał mi się pomysł, bohaterka, wpleciona w tekst legenda o pogrążonym pod ziemią mieście i obraz dzieciaków bawiących się głównie na zewnątrz. Z drugiej strony odniosłam wrażenie, jakby opis złego traktowania dziewczynki przez rodzinę i rówieśników był przerysowany. Nie chodzi mi o to, że tego rodzaju rzeczy się w domach nie dzieją, jednak przez taki a nie inny dobór scen opowiadanie stało się mocno baśniowe (choć może o taki właśnie efekt chodziło).

Za najlepiej napisany tekst zbiorku uważam „Pamięć wody” Anny Askaldowicz, w którym pewna młoda kobieta próbuje wyjaśnić zagadkę utonięcia małego chłopca. Spodobał mi się styl, stopniowanie napięcia, dbałość o odpowiednio wyraziste nakreślenie miejsca akcji oraz wplatane w narrację ciekawostki na temat Gliwic. Pomysł, by wiszące nad miastem niebezpieczeństwo podkreślić burzową aurą, choć prosty – okazał się udany. Atmosfera tekstu jest duszna dosłownie i w przenośni. I tylko niefrasobliwe zachowanie pewnej matki wydało mi się wyjątkowo mało prawdopodobne.

Kopalnie i górnicy pojawiają się ponownie w „Casus belli” Michała Cholewy. Trochę to dla mnie było za proste – carnit, jako nowo odkryty surowiec, wydobywany w kopalniach Śląska, cetan w zastępstwie metanu. Nie zmienia to faktu, że Cholewa pisze sprawnie, kreśli ciekawy obraz świata przedstawionego i umiejętnie buduje nastrój, każąc czytelnikowi wraz z głównym bohaterem-policjantem snuć domysły na temat prowadzonego przezeń śledztwa w sprawie zaginięcia młodego górnika. Finał mnie zaskoczył, ale też nieco rozczarował, mniej fantastyczne z ducha zakończenie uznałabym za ciekawsze.

Zamykający zbiorek „Głos” Marty Magdaleny Lasik spodobał mi się najmniej, głównie dlatego, że więcej obiecywał, niż ostatecznie dał. Czasem „wrzucenie” czytelnika prosto w świat uznałabym za zaletę, jednak w przypadku wizji przyszłości przedstawionej w „Głosie” nieco więcej wyjaśnień byłoby nie od rzeczy. Rozwiązanie zagadki, którą próbowała zgłębić główna bohaterka, mnie nie usatysfakcjonowało, nie przekonały mnie też opisy wręcz obsesji, jaką w niej wywoływały tajemnicze sygnały. Czytając, miałam też uporczywe wrażenie deja vu – gdzieś już pojawiła się społeczność, której szaleni przedstawiciele kontaktowali się z jakimś bliżej nieokreślonym bytem, wydało mi się wręcz, że i w tamtym tekście jedną z takich osób był ktoś, kto wcześniej zajmował się lingwistyką.

Trochę szkoda, że w „Inkszym welcie” nie znalazło się więcej opowiadań, albo przynajmniej szerszy wachlarz nastrojów, tym niemniej zbiorek jest dosyć ciekawy, a fakt, że można go ściągnąć za darmo z sieci stanowi dodatkową zaletę.