Beatrycze Nowicka Opowiadania

Harda horda (recenzja, E)

Przekraczając granice lecz nie limit znaków

Antologia polskich autorów, wyd. SQN

Beatrycze Nowicka: 6/10

„Harda horda” zwraca uwagę przede wszystkim ładnym wydaniem. Zawarte w niej opowiadania poniżej pewnego poziomu nie schodzą, lecz trudno mi wskazać takie, które zapamiętam na dłużej.

Choć lubię antologie, tak się złożyło, że po „Hardą Hordę” sięgnęłam dopiero teraz. Elegancko wydany tomik (twarda oprawa, ładne i korespondujące z treścią ilustracje) mieści dwanaście opowiadań bardziej i mniej znanych polskich autorek, które stworzyły grupę. Pomysł by złożyć taki zbiorek uważam za dobry. Efekt końcowy na mnie wielkiego wrażenia nie wywarł, choć nie mogę też powiedzieć, bym żałowała czasu poświęconego na lekturę.

Tematem przewodnim miało być przekraczanie granic, choć gdybym o tym nie przeczytała, na podstawie samych tekstów bym się tego nie domyśliła. Podam przykład pozytywny opowiadania z antologii tematycznej – świetne „Robienie hałasu w świecie” Charlesa de Linta napisane do zbioru pt. „Wojownicy” (a w Polsce wydane w „Tym, co najlepsze w fantasy”). Motyw zadany się pojawia i jest czytelny, jednocześnie nie został ujęty w sposób szablonowy, a sam utwór porusza i ma przesłanie. Nie jest tak, że polskie autorki stroniły od trudniejszych tematów, jednak nie wywarły one na mnie takiego wrażenia, jak tekst Kanadyjczyka.

Jeśli chodzi o język opowiadań – jest dobrze, czytelnik nie uświadczy topornych zdań, czy kiczowatego sentymentalizmu. Powiedziałabym, że jakość mieści się w zakresie od „fantastycznej średniej”, po styl zwracający uwagę (utwory Marty Kisiel i Aleksandry Zielińskiej, choć w tym drugim przypadku nie jestem przekonana do wplatania w narrację z punktu widzenia dziecka niektórych nazbyt dorośle brzmiących fraz). Autorkom generalnie dobrze wychodziło też kreowanie nastroju (pod tym względem na uwagę zasługują zwłaszcza „Dróżniczka” Aleksandry Janusz i „Szanowny Panie M” Anny Kańtoch). Warto także docenić różnorodność konwencji.

Istotną wadą była dla mnie swego rodzaju skrótowość tych tekstów i powierzchowność opisu światów (to drugie zwłaszcza w utworach SF). Wydaje mi się (to na podstawie czytywanych przeze mnie sieciowych magazynów), że zmorą polskich współczesnych opowiadań fantastycznych jest fragmentaryczność fabuł. Zamiast zarysować tło, przedstawić postaci, poprowadzić wątek stopniując napięcie i zwieńczyć całość porządnym punktem kulminacyjnym, autorzy wrzucają kilka opisów i retrospekcji, a potem prowadzą akcję, aż nie uznają, że już dość i wtedy kończą. To oczywiście uproszczenie, niestety takie wrażenie odnosiłam, czytając większość opowiadań z antologii. Częstym uczuciem towarzyszącym kończeniu lektury danego tekstu było „ale co dalej?” albo „ale co z tego?” albo poczucie „zawieszenia wydarzeń”, jeśli nie w całkowitej próżni, to wśród dryfujących we mgle kawałków. Rozumiem, że z uwagi na liczbę autorek utwory nie mogły być długie, jednak niektórym pisarzom udaje się w krótkiej formie stworzyć wrażenie bardziej kompletnego obrazu świata. Do tego dochodzi jeszcze moda na stosowanie poszatkowanej chronologii, co nie ułatwia kreowania spójnego uniwersum, tworzenia przekonujących postaci i logicznej „podbudowy” ich działań. Zakończenia części opowiadań wydały mi się pośpieszne, w dwóch przypadkach czekałam aż postać zdobędzie się na jakieś błyskotliwe rozwiązanie problemu i się nie doczekałam.

Najbardziej do gustu przypadły mi utwory Anny Kańtoch i Anety Jadowskiej. Ten pierwszy jest elegancki, wyróżnia się klimatem retro i wiarygodnym portretem psychologicznym narratorki (tylko ten leśny fiołek kwitnący latem w Egipcie może i sprawdza się jako element gry słów, ale pasuje do scenerii jak przysłowiowy kwiatek do kożucha). Z kolei humorystyczną i lekką „Zieloną zemstę” czyta się całkiem przyjemnie, jest to także jedno z opowiadań o tradycyjnie skonstruowanej fabule.

Na upalne letnie popołudnia „Harda Horda” nadaje się dobrze, choć raczej żadnego z utworów nie zapamiętam na długo. Samą inicjatywę pochwalam, niestety po szeroko zakrojonej akcji reklamowej promującej „Hardą Hordę”, wydawnictwo wyświadczyło autorkom niedźwiedzią przysługę, publikując tom kolejny, który można kupić tylko od wydawnictwa albo na rynku wtórnym i to w dodatku za zniechęcająco wysoką cenę [1].

[1] Z informacji wynika, że w „Hardych baśniach” już ilustracji nie ma, wychodzi więc ponad 70 zł (tak naprawdę do tego doliczyć należałoby jeszcze koszty przesyłki) za wydanie w twardej oprawie – dla porównania, cena czytanej przeze mnie w tym roku (czyli 2019) twardookładkowej „Księgi magii”, o dwieście stron dłuższej, zawierającej więcej opowiadań i „nazwisk” wynosi złotych czterdzieści parę.