Beatrycze Nowicka Opowiadania

Cyberpunk girls (recenzja, E)

Questy poboczne

Antologia polskich autorów, wyd. Uroboros

Beatrycze Nowicka: 6/10

„Cyberpunk girls” to antologia dość wyrównana, jeśli chodzi o poziom opowiadań. Autorki nieźle wpisały się w konwencję, przynajmniej jeśli chodzi o jej aspekt rozrywkowy.

Dzięki premierze gry „Cyberpunk 2077” ta fantastyczna podkonwencja znowu stała się modna, z czego postanowili skorzystać wydawcy książek. Jedną z takich „publikacji towarzyszących” jest antologia „Cyberpunk girls”, zawierająca opowiadania polskich autorek. Przyznam, że zazwyczaj mam mieszane uczucia w przypadku takiego parytetowego podejścia – zawsze przychodzi mi na myśl, że gdyby wydano zbiór reklamowany jako pisany wyłącznie przez mężczyzn, zaraz podniósłby się jazgot. Choć trzeba przyznać, że istotnie cyberpunk raczej kojarzy się z pisarzami, niż z pisarkami (z pamięci mogę wymienić tylko Pat Cadigan), więc pomysł nie był taki zły.

W antologii znalazło się siedem opowiadań sześciu autorek, z czego dwie napisały po dwa teksty, a pod jednym utworem podpisały się dwie osoby. Zbiorek otwiera bardzo przyzwoite „Heartbyte” Martyny Raduchowskiej, czyli historia pewnej kobiety, która znalazła się na krawędzi i musi walczyć o życie, podejmując rozmaite szemrane zlecenia. Całość jest dynamiczna, na pochwałę zasługuje zarówno główny pomysł z sercem, jak i drobne smaczki w rodzaju aplikacji NumaNuma (skojarzenia muzyczne jak najbardziej uprawnione). Nie jestem przekonana, czy warto było wprowadzać na karty obecnie nam panującego koronawirusa – skoro akcja rozgrywa się w przyszłości, moim zdaniem lepiej byłoby wymyślić inną nazwę albo chociaż napisać, że to jakiś kolejny szczep. Drugie opowiadanie Raduchowskiej pt. „Mindblow” to już w zasadzie epizodzik – ot, klimatyczna scenka. Jeśli miałabym porównywać, to o wiele lepiej wykorzystał ten pomysł Ian McDonald w „Sanjeevie i robociarzach” z „Dni cyberabadu”.

Spośród osób, których opowiadania znam głównie z internetowych magazynów i antologii, Magdalenę Kucenty uważam za najciekawszą autorkę, zdecydowanie zasługującą na papierowe wydanie swojej twórczości (sądząc z zapowiedzi wydawniczych na ten rok, jest na to spora szansa). W „Cyberpunk girls” można przeczytać jej „Dziewczynę, której nie było” – historię pewnej kurierki z biednej dzielnicy, która częściowo w wyniku przypadku, a częściowo przez własną ciekawość wplątuje się w kłopoty. Płynnie napisane, z paroma fajnymi pomysłami, niemniej jest to kolejna wariacja na temat dość dobrze znanej historii spod znaku „pionek odkrywa machinacje systemu”.

Podobnie można napisać o „Spandau” Jagny Rolskiej – sprawna narracja i odpowiednio nakreślony świat przedstawiony, ale też kolejna realizacja szablonu fabularnego bardzo typowego dla cyberpunka (tym razem chodzi o rzeczywistość wirtualną). Rolska jest także autorką ostatniego opowiadania zbioru pt. „Amber”. Osobiście nie zaklasyfikowałabym go jako cyberpunk, tylko po prostu SF. Czyta się je dość płynnie, gdzieś w pamięci mi majaczy bardzo zbliżone w założeniach odnośnie świata opowiadanie, niestety nie mogę sobie przypomnieć autora; bohaterami była dwójka dzieciaków na plaży, wychowanków prymitywnej społeczności, dziewczynka odkryła coś, co nie pasowało do jej świata. Przy okazji – zdaję sobie sprawę, że takie osoby jak najbardziej istniały i nadal istnieją, niemniej wspominany przez jedną z bohaterek prominentny polityk jest tak plugawym-samcem-alfa-ciemiężcą, że zrobiła się z tego karykatura.

Czasami poszatkowana chronologicznie narracja intryguje czytelnika i skłania go do intelektualnego wysiłku. W przypadku „Dotknąć ciemności” Krystyny Chodorowskiej i Gabrieli Paniki chaotyczność relacji budziła we mnie wyłącznie irytację – niektóre fragmenty wydały się zbędne, inne zdaje się miały nakreślić świat przedstawiony, ale wyszło to cokolwiek na siłę, z kolei inne wprowadzały niepotrzebne zamieszanie (opis walczących żołnierzy, który okazywał się dziecięcą zabawą). Wątek porwań dzieci przypadł mi do gustu ze względu na pomysłowe przedstawienie zagrożeń współczesnej technologii. Szkoda, że zamiast porządnie go doprowadzić do końca, autorki gdzieś w połowie dołączyły drugi, który urwały jeszcze gwałtowniej.

„Nitro” Agaty Suchockiej to z kolei historia członkini gangu pragnącej wygrać motocyklowy wyścig. Miejscami wygląda ono tak, jakby autorka siliła się bycie kontrowersyjną, z drugiej strony zakończenie okazuje się dość klasyczne i w pewien sposób moralizatorskie. Nie bardzo też rozumiem, czemu pewien bohater drugoplanowy przedłożył złośliwość nad pragmatyzm, zważywszy, że wszystko wskazuje na to, iż poprzednim razem takie zachowanie przyniosło mu straty.

Podsumowując, „Cyberpunk girls” może dostarczyć parę godzin rozrywki. Autorki dobrze wpisały się w konwencję, z drugiej strony opowiadania nie oferują niczego naprawdę nowatorskiego, po prostu rozgrywane są w nich pewne charakterystyczne cyberpunkowe motywy. Pod względem językowym teksty te są do siebie bardzo podobne. Magdalena Kucenty odrobinę wyróżnia się na plus wplatanym w dialogi slangiem, Agata Suchocka na minus paroma pretensjonalnymi wyrażeniami („w jego jaskini Eros i Tanatos tańczą w nierozerwalnym uścisku, (…) w lochach Charona czekają na nią udręka i ekstaza”), niemniej, nie jestem pewna, czy gdyby ktoś usunął dane osobowe ze spisu treści, byłabym w stanie rozróżnić poszczególne autorki.