Beatrycze Nowicka Opowiadania

Sprawa rodzinna

Opowiadanie ze świata Gasnących Słońc. Swego czasu opublikowane na portalu Gildia.pl, niemniej zorientowałam się, że link już przestał działać.

1

Wielki książę Dimitrij Aleksandrowicz Decados szlochał bezgłośnie, zatykając sobie usta aksamitnym rękawem szaty. Kiedy wreszcie uniósł głowę i napotkał swoje odbicie w szybie, z trudem rozpoznał oblicze człowieka, który trzymał żelazną ręką cały układ Kadyksu. Pomyślał, że wielu z jego wrogów oddałoby ćwierć majątku by móc go teraz widzieć, i jego twarz wykrzywił szyderczy uśmiech. Tak – książę Dimitrij rozumiał ten świat jak nikt inny. Czemu więc wciąż się dziwił?

Za oknem, daleko w dole migotały światła miasta, a nad nimi jeszcze bardziej obojętne i odległe gwiazdy. Setki zwykłych ludzi, szczęśliwszych od niego. Jutro pośle tam komando zbrojnych. Nie będą już spokojnie spać.

Wstał i zdecydowanym ruchem odsunął rzeźbione krzesło. Podszedł do drzwi, zatrzymał się, potem cofnął i padł na kolana, nie zastanawiając się już nad tym, co powiedzieliby jego wrogowie widząc, jak łamiącym się głosem błaga Wszechstwórcę o miłosierdzie. Nikt go przecież nie widział. Był sam. Nigdy nie był bardziej sam.

Świtało, gdy podjął ostateczną decyzję. Zjazd windą do podziemnych poziomów zdawał się nie mieć końca. Potem długa wędrówka wąskimi korytarzami, dziesiątki rozsuwanych drzwi, cichy szum klimatyzacji. Osiemnastocyfrowy kod, którego wstukiwanie trwało wieki. Ciepło – gdy wziął go do ręki i poczuł pod palcami szorstką powierzchnię. To nie będzie trudne, nie teraz, kiedy już wie, że nie ma innego sposobu.

2

O tym, że arcyksiążę Fiodor urządza przyjęcie wiedzieli wszyscy, począwszy od zwykłych wieśniaków, a skończywszy na mnichach z zamkniętych klasztorów. Nic dziwnego – arcyksiążęce bale od lat cieszyły się zasłużoną sławą. Wśród arystokratów bywanie na nich uchodziło za wyznacznik społecznej pozycji. Duchowni mieli na ten temat inne zdanie, choć otwarte jego wyrażanie mogło się źle skończyć – metropolita Konstantyn zbyt często bywał gościem w arcyksiążęcym pałacu. Teraz także wszyscy szlachetnie urodzeni żyli przygotowaniami. Szeptano, że arcyksiążę szuka odpowiedniej kandydatki na żonę dla swego najstarszego syna. Chirurdzy plastyczni zarabiali krocie, a import towarów luksusowych wzrósł dwukrotnie.

Wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień i na lądowisku przed pałacem zaczęły pojawiać się dziesiątki pojazdów, z których wysypywał się barwny tłum.

Szeroką aleję prowadzącą przez arcyksiążęcy park oświetlały plazmowe latarnie rzeźbione w kształcie bazyliszków o płonących oczach. Ponad ciemną masą drzew wznosiła się bryła pałacu wydobyta z mroku umiejętnie ustawionymi reflektorami. Załamane linie ścian, alkierze, wykusze i kopuły nadawały całości niepokojącej dynamiki. Powiadano, że arcyksiążę rozkazał zabić architekta, który stworzył to wszystko, by nie mógł już nigdy wznieść niczego piękniejszego.

Przy głównym wejściu z rzeźbionego portalu spoglądały na przybyłych kamienne modliszki. Ściany korytarza prowadzącego na ogromny arkadowy dziedziniec również ozdobiono płaskorzeźbami przedstawiającymi te owady. Pojawiały się one także na fresku zdobiącym sufit głównej sali, wplecione w ornamenty otaczające arcyksiążęcych przodków.  W migotliwym blasku świec i dymach unoszących się z zawieszonych na ścianach kadzielnic zdawały się roić i wypełzać z malowideł.

Arcyksiążę Fiodor siedział na malachitowym tronie otoczony swoją nieodłączną przyboczną gwardią. Tuż obok jego dwaj synowie, Piotr i Nikołaj, wymieniali się cichymi uwagami. Czekali. W końcu zebrali się wszyscy. Arcyksiążę wstał i wygłosił powitanie, a potem rozpoczęła się długa procedura przedstawiania gości.

Piotr przyglądał się temu wszystkiemu z mieszaniną znudzenia i niechęci. Co jakiś czas rzucał Nikołajowi krótkie uwagi dotyczące kolejnych potencjalnych kandydatek, które brat uzupełniał własnymi opiniami.
– Tamara Iwanowna – cedził Piotr z krzywym uśmiechem – mówią, że miał ją nawet nasz stary metropolita, hmmm… Mówią też, że hrabia Iwan pozostaje wciąż w błogiej nieświadomości.
Nikołaj zaśmiał się gardłowo.
– Bzdura. A jak myślisz, czemu zawdzięcza fakt, że jak dotąd Inkwizycja przymyka oko na eksperymenty genetyczne przeprowadzane na jego rozkaz na żołnierzach?
Piotr otaksował młodą hrabiankę wzrokiem.
– Nie sądzę. Chyba, że jako miły dodatek do łapówki. – cichy brzęczyk komunikatora przerwał ich rozmowę.

Przybył jeszcze jeden statek. Tym razem spoza planety. Nikołaj spojrzał na ojca – nie wydawał się zaniepokojony, raczej zdziwiony niespodziewanym gościem. Wydał kilka poleceń. Służba niemal natychmiast dostawiła dodatkowe krzesła. Na samym szczycie stołu.

Zdziwienie Nikołaja wzrosło jeszcze bardziej, gdy jego ojciec zszedł z podwyższenia i wystąpił na środek sali. Drzwi otworzyły się przy akompaniamencie rogów i książęcy herold obwieścił przybycie wielkiego księcia Dimitrija Aleksandrowicza Decadosa wraz z żoną Tatianą.

Książę Dimitrij był mężczyzną w średnim wieku, o szpakowatych ciemnych włosach i szarych oczach. Ubrany w czerń odróżniał się od swoich ochroniarzy jedynie władczym wyrazem twarzy. Za to księżna Tatiana… Nikołaj usłyszał, jak jego brat nieco głębiej wciąga powietrze.

Żona Dimitrija była nieludzko wręcz piękna. Bladą twarz o delikatnych regularnych rysach okalały prawie białe włosy opadające na nagie ramiona księżnej. Jej jasnobłękitna jedwabna suknia zdobiona delikatnym srebrnym haftem zdawała się lśnić własnym blaskiem. Światło migotało też na diademie księżnej i perłowym naszyjniku. „Jastrząb i królowa śniegu” pomyślał Nikołaj, patrząc na niezwykłą parę. Piotrowi sala balowa wydała się nagle straszliwie długa. Tłum zaszemrał, a potem ucichł, Nikołaj niemal słyszał wściekłe posykiwania kobiet. Tamara Iwanowna wpatrywała się w nowoprzybyłą wzrokiem wygłodzonej harpii.

W końcu stanęli naprzeciw siebie i wymienili pozdrowienia. Piotr z trudem powstrzymał drżenie, kiedy napotkał spojrzenie niezwykłych lodowatobłękitnych oczu księżnej. Wyciągnęła do niego rękę w koronkowej białej rękawiczce. Razem z zapachem jej perfum owionął go chłód. Ucałował dłoń Tatiany i podniósł wzrok. Napotkał jej uśmiech – piękny i nieprzenikniony jak ona sama. Potem ze złością niemal patrzył, jak wciąż z tym samym uśmiechem wita jego brata, a następnie ujmuje męża pod rękę i odpływa w tłum.

Arcyksiążę Fiodor rozmawiał z Dimitrijem o eksporcie, układach z Gildią Inżynierów i ostatnich politycznych przetasowaniach. Tatiana przysłuchiwała się wszystkiemu ze źle skrywanym znudzeniem, a Piotr milcząc wpatrywał się w talerz. Nikołaj analizował dane. Przybycie wielkiego księcia Kadyksu było nie lada niespodzianką. Dimitrij od czasu zdobycia władzy rzadko opuszczał swój układ, a jeżeli już, to wyłącznie w interesach. Nigdy nie zabierał ze sobą żony. „Nic dziwnego” – skonstatował młody książę zerkając na Tatianę, „musi być o nią cholernie zazdrosny”. Podzielił się swoją opinią z bratem, ten jednak tylko odmruknął coś w odpowiedzi. A potem Nikołaj przypomniał sobie o chorobie księżnej – kiedy to było, pięć, może sześć lat temu. Niewiele o tym wiedziano, docierały tylko plotki. Ponoć było naprawdę źle. Książę wydał wtedy fortunę na lekarzy, niektórzy mówili, że popadł w długi, inni twierdzili, że oszalał, co okazało się ewidentną nieprawdą. W każdym razie od tamtej pory jeszcze rzadziej wyjeżdżał. Aż do teraz…

– Więc powiedziałam Dimitrijowi, koniec tego siedzenia na odludziu – melodyjny głos Tatiany wyrwał Nikołaja z zadumy – Może on potrafi znajdować rozrywkę jedynie na polowaniach… lecz ja potrzebuję zmian, ruchu, wielkiego świata… – ciągnęła księżna.
Piotr energicznie przytaknął. Zbyt energicznie – stwierdził Nikołaj. Cóż, jego brat lubił kobiety…
– I powiedziałam, że czuję się zupełnie dobrze i chcę zobaczyć coś nowego. Więc jesteśmy – tym razem nawet arcyksiążę Fiodor pokiwał głową.

Dimitrij przysłuchiwał się temu wszystkiemu z nieobecnym wyrazem twarzy. Nikołaj śledził każdy jego gest, ale nie zauważył niczego podejrzanego. Książę dobrze się maskował. Bo przecież nie przybył tutaj tylko dla kaprysu znudzonej żony. Zabrał ją dla odwrócenia uwagi – to pewne. Co planował? Nikołaj musiał na niego uważać. Szybko wydał ochronie odpowiednie instrukcje i spróbował wciągnąć gościa w rozmowę. Godzinę później wiedział tyle co przedtem, wciąż miał wrażenie, że prześlizguje się po powierzchni.

Piotr mechanicznie obejmował kolejną partnerkę. Zaczynało go to nużyć. Z zimną obojętnością ocenił i wycenił nos młodej hrabianki, tak jak domieszany do perfum afrodyzjak. Kiedyś stosował go zbyt często i zdążył się uodpornić. „Szkoda” stwierdził, zerkając w stronę, gdzie mignęła mu suknia księżnej Tatiany. Przez chwilę pragnął zdławić w sobie narastające od kilku godzin uczucie. To nie miało sensu. „A może jednak…” pomyślał, gdy orkiestra zamilkła, a on znalazł się na tyle blisko, by uprzedzić innych i zaprosić ją do tańca.

W jednej chwili wszystko wokół przestało się liczyć. Była tylko ona, chłodny dotyk jej dłoni na jego karku, śliski materiał sukni, zapach perfum, muśnięcia włosów. Kiedy znów zapanowała cisza, Piotr czuł się, jakby ktoś uderzył go w twarz. Księżna podziękowała za taniec i przyjęła zaproszenie kolejnego wielmoży.

Oczywiście nie zostali do końca zabawy i książę Nikołaj musiał zrezygnować z najbardziej przez siebie lubianej części decadoskich przyjęć. Z żalem wyswobodził się z objęć rudowłosej Isabelle i wyszedł niedługo potem. Resztę nocy spędził przed ekranami obserwując książęcą parę. Tym razem też się zawiódł. Obydwoje udali się prosto do wyznaczonych im komnat, gdzie po krótkiej rozmowie i kąpieli zgodnie położyli się spać. Co najmniej kilka monitorów wyświetlało obrazy z sali balowej. W tłumie odszukał hrabiego Vincenta w objęciach barona Edwarda (nagrać, a nuż się przyda) i swojego brata z markizą Nataszą. Po chwili sfrustrowany wyłączył monitory i połączył się z głównym komputerem, gdzie odszukał wszystkie dane dotyczące Dimitrija. Zapowiadała się pracowita noc.

Piotr był wściekły. Kobieta – nie pamiętał nawet jej imienia – krzyczała, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Przed oczyma miał wciąż twarz Tatiany.

***

Książę Dimitrij musiał zrozumieć, że jest obserwowany, bo nadal nie podejmował żadnych kroków. Także teraz, na zorganizowanym na dziedzińcu przedstawieniu zdawał się być całkowicie pochłonięty sztuką. Nikołaj zaczynał powoli mieć wątpliwości, choć nieuchwytne uczucie zagrożenia nie opuszczało go ani na krok. Z Piotrem nie miał nawet okazji poważnie porozmawiać, brata cały czas otaczał tłumek rozchichotanych szlachcianek, z których obecności młody książę zdawał sobie nic nie robić. W dodatku, zamiast usiąść obok niego, wybrał towarzystwo księżnej Tatiany. „Jak zwykle wybiera sobie lepszą część” – pomyślał z przekąsem młodszy z Fiodorowiczów. Potem nagle zrozumiał – może o to tu chodzi – o wywołanie obyczajowego skandalu. Tylko jakie Dimitrij mógłby odnieść z tego korzyści…

Jedyne, co przyszło do głowy Nikołajowi, to śmierć Piotra w pojedynku. A może książę wykorzystywał żonę tak, jak hrabia Iwan córkę? To z kolei było bardzo prawdopodobne. Tylko czemu akurat teraz? Musiał coś przeoczyć. Sprawy gospodarcze? Polityczne? Jakieś z pozoru błahe wydarzenia, które miały się okazać przełomowe?

Była tuż obok niego. Na wyciągnięcie ręki. Tym razem miała na sobie zieloną aksamitną suknię z długimi rękawami i kolię ze szmaragdów. Przez dłuższą chwilę Piotr wyobrażał sobie, jak cudownie byłoby stać się jednym z tych kamieni. A potem nagle… zmartwiał, gdy poczuł na grzbiecie dłoni delikatny dotyk jej palców. Rozejrzał się przestraszony. Ojciec patrzył na scenę przez złotą ozdobną lornetkę. W rzeczywistości przesyłano do niej obraz z kamer umiejscowionych na innych balkonach i krużgankach. Piotr nie wiedział, kogo tym razem śledzi arcyksiążę Fiodor i nie obchodziło go to. Nikołaj mówił coś właśnie do Dimitrija. Dzielny braciszek, nie wiedział nawet, jak bardzo mu pomaga. Księżna patrzyła przed siebie, choć kącik jej ust drgnął w przelotnym uśmiechu, kiedy chwycił ją za rękę. 

***

Przyjęcie dobiegało końca. Tym razem obyło się bez większych strat – trzech zabitych lokajów (markiz Siergiej pijany zaczął strzelać do służby, jego zdaniem zbyt ospałej i leniwej), jeden hrabia zmarły na „atak serca”, dwóch markizów – z czego jeden sam (przynajmniej tak twierdzili świadkowie), odurzony jakimś halucynogenem wdrapał się na dach, a później zeń skoczył, oraz wspomniany wcześniej Siergiej, któremu nie wystarczyło strzelanie do służby i niestety trafił na barona z porządną tarczą, za to zupełnie pozbawionego poczucia humoru. Listę zamykało czterech baronetów pojedynkowiczów (każdy z nich myślał, że tylko on wpadł na błyskotliwy pomysł zatrucia ostrza).

Nikołaj z ulgą oczekiwał zakończenia. Po ponad dwóch dobach nieustannej czujności był niewyspany, zmęczony i zły. Od wpatrywania się w monitory bolały go oczy, poza tym świadomość, że wszyscy poza nim dobrze się bawili, była nad wyraz irytująca.

Piotr był zrozpaczony. Za kilka godzin Tatiana wsiądzie na swój statek i odleci na Kadyks, a on nie będzie mógł nic zrobić. Czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy? Ojciec wkrótce każe mu poślubić jakąś szlachciankę. Pewnie już podjął decyzję.

Wielki książę Dimitrij oświadczył, że pragnie zostać jeszcze jeden dzień, by porozmawiać o interesach. Jak zapewniał, chodziło z zwykłe uregulowania gospodarcze. Nie miał nic przeciwko temu, by Nikołaj uczestniczył w jego rozmowie z Fiodorem. Wieczorem, kiedy wszyscy pozostali goście opuścili pałac, zasiedli w części konferencyjnej wraz ze swoimi doradcami z Gildii Sędziów.

Czuł się, jakby los dał mu szansę – jedyną, ostatnią okazję. Musiał się odważyć. Powiedziano mu, że księżna odpoczywa w ogrodach. Całą swą wolą Piotr powstrzymywał się od biegu przez puste alejki. Co, jeśli tylko z nim grała, jeśli go wyśmieje i odepchnie? Nie może tak myśleć, chociaż… Wykrzywił się brzydko. „Wtedy pożałuje, że mnie zwodziła. Nawet jeśli później ojciec miałby osobiście mnie zabić” pomyślał, bezwiednie zaciskając pięści.

Siedziała w altance nad niewielkim stawkiem, niemal na samym skraju ogrodów, przyglądając się stadku czarnych łabędzi. Jej suknia miała odcień głębszy niż ich pióra, zdawała się emanować ciemnością. Gdy go zobaczyła, wstała.
– Przyszedłeś – w głosie Tatiany nie było zdziwienia.
Potrafił tylko skinąć głową.

A potem podbiegł do niej, objął i przyciągnął do siebie. Przez jego ciało przebiegła fala dreszczy. Nie opierała się. Delikatnie popchnął ją do wnętrza altany. Kazała mu zamknąć oczy, nie wiedział dlaczego, ale nie protestował. Kiedy go pocałowała, przeniknęły go tysiące lodowych igieł a potem… Pamiętał wszystko jak przez mgłę, jej dotyk, oddech, jęk i… słowa.

– Mamy ze sobą wiele wspólnego – powiedziała Tatiana ubierając się powoli.
Na jej ciele tańczyły cętki przesianego przez listowie światła.
– Oboje żyjemy u boku ludzi, którzy decydują za nas kim mamy być i co wybierać.
Miała rację.
– Pozwalają nam się łudzić, że to my podejmujemy decyzje, a tak naprawdę wszystko zadecydowali za nas – szmaragdowa spinka w kształcie modliszki mignęła, kiedy wpinała ją we włosy.
Piotr pomyślał o swoim przyszłym ożenku. O kobiecie, z którą zwiąże się tylko dlatego, że w danym momencie będzie się to opłacało. Którą być może niedługo potem każe zabić – z tego samego powodu. O ojcu, który wciąż nie traktował go dość poważnie.
– Kiedyś będę arcyksięciem – odparł twardo.
– Kiedyś – westchnęła.
– O ile nie uprzedzi cię twój brat – podjęła ponownie, gdy już założyła suknię.
– Jest ode mnie młodszy, nie może dziedziczyć, dopóki ja żyję.
– No właśnie.

Piotr zadrżał. A jeśli… Nikołaj był od niego inteligentniejszy. Lepiej orientował się w politycznych rozgrywkach, ekonomii i dyplomacji. Przypominał ojca bardziej niż on – był równie wyrachowany i równie bezwzględny. Nawet teraz, to on towarzyszył ojcu w rozmowach z Dimitrijem. Nie, to nie mogła być prawda. Jego własny brat – jedyna osoba, której całkowicie i bezgranicznie ufał. Przyjaciel i doradca. Przecież po uzyskaniu władzy podzieliłby się nią z Nikołajem. Podzieliłby?

Tatiana uśmiechnęła się zimno, jak gdyby odgadując jego myśli.

Nikołaj z westchnieniem ulgi położył się spać. Nareszcie. Książęca para wyjechała. Nie stało się nic złego. Rozmowy zakończono pomyślnie – dotyczyły kilku sporych inwestycji i kontraktów. Obie strony mogły na nich wiele zarobić. Wciąż jednak wydawały mu się tylko pretekstem. Nie, zdecydowanie powinien gdzieś wyjechać. Na przykład na Rawennę, z daleka od dusznej atmosfery decadoskich pałaców.

3

Pobyt na Rawennie okazał się naprawdę dobrym pomysłem i Nikołaj zapomniał o swoich lękach. Wszystko układało się pomyślnie. Inwestycje przynosiły zyski, ostatnio znów zwiększyli swe wpływy przejmując część ziem pewnego zadłużonego hazackiego księcia. Kilku potężnych oponentów spotkały nieszczęśliwe wypadki. Cóż, bywa i tak… Nikołaj po dłuższym namyśle przyznał, że nowy oddział najemników jego ojca był wart swojej ceny. Wciąż nierozwiązana pozostawała kwestia narzeczonej jego brata. Właśnie dlatego teraz przygotowywał się do odlotu na Malignatusa, gdzie mieli razem z Piotrem prowadzić rozmowy z księciem Lorenzo. Chociaż w świetle ostatnich buntów chłopskich… Nie, pośpiech zdecydowanie nie był zalecany. Poczekają, aż książę poradzi sobie z rebelią. Ocenią jego straty i wtedy dopiero zdecydują ile wart jest sojusz. Chociaż z drugiej strony… nie było chyba lepszej kandydatki wewnątrz rodu – władcy Kadyksu nie mieli dzieci, zaś Cadavusem rządziło kilka skłóconych i biednych rodzin. Nikołaj czuł się w swoim żywiole – kalkulacje, rozmowy, zbieranie informacji. Szkoda, że Piotr nie podzielał tych zainteresowań. Chociaż ostatnio – musiał to przyznać – przyszły arcyksiążę nareszcie zaczął wchodzić w swoją rolę.

Polowanie udało się wyjątkowo dobrze. Pięciu askorbitów jednego dnia – i tym razem dwóch zabił sam. Prawie dorównał Piotrowi, o którym przecież mówiono, że jest świetnym strzelcem. Poza tym Nikołaj cieszył się ze spędzonego z bratem czasu. Nie było go w końcu prawie pół urtyjskiego roku, gdyż oprócz zasłużonych jego zdaniem wakacji musiał jeszcze odwiedzić kilka innych planet – tym razem służbowo. Kładąc się spać pomyślał, że dobrze jest być znowu w domu i ubawiła go ta myśl. Z pewnością nikt nie podejrzewał decadoskiego księcia o taki napływ rodzinnych uczuć. Nikołaj wierzył jednak, że to ich odróżnia i daje siłę.

Ciemno. Nienaturalnie ciemno, a zawsze przecież zostawiał włączoną maszynę myślącą, na wypadek jakiegoś alarmu, czy ważnego komunikatu. Nie rozumiał, co się dzieje, chciał się podnieść, ale mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. Cichy szelest, gdzieś za jego plecami. Powstrzymał się przed odruchowym odwróceniem głowy. Ostrożnie wsunął rękę pod poduszkę i wymacał sztylet. Podarunek od Piotra. Zacisnął palce na zimnej rękojeści. Czekał wpatrując się w mrok, w którym nagle zaczął dostrzegać poszczególne sprzęty. Szczęśliwie kiedyś w ramach kaprysu na ścianach swojej sypialni zamontował kilkanaście podłużnych luster. Teraz w jednym z nich zdołał dostrzec pochylający się nad nim kształt. Napastnik najwyraźniej zamierzał poderżnąć mu gardło. Teraz.

Nikołaj jednym płynnym ruchem odwrócił się na plecy, chwycił zabójcę lewą ręką i pociągnął prosto na trzymany w prawej sztylet. Ostrze ześlizgnęło się po niewidzialnej barierze. Tarcza. Napastnik przetoczył się przez bark i wylądował na podłodze po drugiej stronie łóżka. Oboje zerwali się niemal równocześnie. Walka była tyleż zacięta, co bezowocna – oboje mieli tarcze i doskonale wiedzieli, że jedynym sposobem na zadanie ciosu jest obezwładnienie przeciwnika. Jedynym?

Nikołaj rozmyślnie przestał kontrolować oddech i zaczął cofać się w kąt komnaty. Celowo zmylił krok. Postarał się wziąć odpowiednio wyraźny zamach. Przeciwnik nawet go nie unikał. I to był błąd. Ostrze sztyletu znieruchomiało na kilka centymetrów od ramienia przeciwnika. A potem delikatnie przeszło przez osłonę. Tylko jedna, malutka, krwawa pręga.

I jedna z najsilniejszych znanych neurotoksyn. Przeciwnik zadygotał i ze zdławionym krzykiem upadł na posadzkę. Nikołaj zmartwiał, słysząc jego głos. Nie bacząc na niebezpieczeństwo pochylił się nad targanym drgawkami ciałem. Nie chciał uwierzyć w to, co widział. To tylko ciemność i strach. To tylko… Nagle wokół umierającego rozkwitł kolorowy obrys. Białoniebieskie postrzępione światło powoli przygasało, a jego miejsce zajmowała słaba, podobna księżycowej poświata. W końcu i ona znikła.
– Światło – krzyknął.
Jeszcze się łudził, choć przecież wiedział, czyją twarz zobaczy, wykrzywioną w potwornym grymasie. W martwych oczach Piotra zastygło zdziwienie.

Nie rozumiał. A może nie chciał zrozumieć. Nogi same go niosły w stronę ojcowskich komnat. Był dziwnie pewien, co tam zastanie. Z każdym krokiem lodowate zimno rozpełzało się po jego ciele.

Przed długą chwilę stał nad zakrwawionym łóżkiem ojca. Arcyksiążę Fiodor Romanowicz, głowa rodu Decadosów, zaszlachtowany we śnie przez własnego syna, podczas gdy jego słynna straż stała spokojnie u wejścia. Kompletny absurd. Szalony sen, majak odurzonego narkotykami umysłu. Cholerna iluzja. Rzeczywistość.

***

Po raz kolejny uruchomił wyświetlanie zapisów. Piotr nawet nie zadał sobie trudu, by w jakikolwiek sposób uniknąć zarejestrowania. Po prostu w nocy wyszedł ze swojej komnaty i udał się do sypialni ojca. Spokojnie porozmawiał z ochroną, wszedł do środka i zabił Fiodora. Nie wahał się ani chwili. Potem zapalił światło, sprawdził, czy na odzieży nie ma plam krwi i bez jednego spojrzenia na zamordowanego opuścił pokój. Straży życzył dobrej nocy. Kolejne nagrania ukazywały go kierującego się w stronę skrzydła, w którym mieszkał Nikołaj. Twarz Piotra nie wyrażała żadnych uczuć.

Wezwany psychonik potwierdził jego przypuszczenia. Uwarunkowanie. Przynajmniej jego brat był niewinny. Chociaż – jak twierdził wezwany – musiał chcieć stworzyć i podtrzymać więź z osobą, która go opanowała. Musiał o niej myśleć i choć częściowo być świadomy. Ktokolwiek to był, przejmował kontrolę nad umysłem Piotra powoli i delikatnie, nie budząc mechanizmów obronnych. I był bardzo silny. Nie na tyle jednak, by utrzymać połączenie umysłu, jeśli znalazł się daleko. Na przykład o dwa skoki dalej.

***

– Książę Piotr Decados zamordował arcyksięcia Fiodora, następnie swojego brata, po czym popełnił samobójstwo – głos Nikołaja był bezbarwny.
– Na kiedy? – odezwał się jeden z inżynierów.
– Jak najszybciej.
Rzemieślnik Finefidger kiwnął głową. Towarzyszący mu Aptekarz wydawał właśnie polecenia podwładnym.
– Panie – odezwał się cicho niepozorny człowieczek siedzący w rogu stołu – co ze strażnikami i służbą, którzy widzieli cię po śmierci twego brata?
– Żołnierzy załadować na mój statek. Resztę zabić.
– Cała flota na orbitę – kontynuował książę – Wzmocnić obsadę wrót.
Kolejne skinięcie głową – tym razem kapitan Paolo Cello.
– Właśnie – wrota… Wyjątkowo długa regeneracja.
– Kiedy przywrócić łączność?
– Na dzień przed moim skokiem.
– Szczęśliwie arcyksiążę zdążył spisać ostatnią wolę – podjął Nikołaj po chwili – i przewidział w niej podobną sytuację. Z tej właśnie przyczyny na Kadyks udaje się markiza Laura di Tavri. I wreszcie… Nieco później ma wyciec informacja, że arcyksiążę wskazał Dimitrija na swojego następcę. I niech to wygląda przekonująco.
– Hrabio – siwiejący, rosły mężczyzna o surowej twarzy popatrzył na księcia wyczekująco – masz wszelkie pełnomocnictwa. Utrzymaj to mrowisko w ryzach do mojego powrotu.
Nikołaj raz jeszcze powiódł wzrokiem po wszystkich.
– I urządźcie mi ładny pogrzeb.

Pogrzeb arcyksiążęcej rodziny był istotnie efektowny, choć wielu dziwiło się, że Piotr – szaleniec i morderca – spoczął obok ojca i brata. Za to wszyscy byli zgodni, że od dziesiątek lat nie było wystawniejszej stypy. Mniej więcej w czasie, w którym strzały z dział plazmowych kolorową łuną rozświetliły niebo, kilkaset milionów kilometrów od tego miejsca „Szerszeń” dwukrotnie przeskakiwał przez wrota.

4

– Co zamierzasz? – w głosie Laury wyczuł autentyczne zaniepokojenie.
Przesunął kursorem po ekranie, obracając trójwymiarową mapę książęcego zamku.
– Nie ma sensu dłużej czekać. Z każdą chwilą ryzyko wzrasta.
Markiza przytaknęła. Miała wrażenie, że kolejnej próby czytania w myślach nie zdołałaby odeprzeć, choć minęły dopiero cztery dni od jej przybycia na Kadyks. Po raz pierwszy w życiu była głęboko wdzięczna rodzicom, którzy wysłali ją na mordercze wieloletnie szkolenie.
– Inżynierowie włamali się do systemu.
– Przekażę im szczegółowe instrukcje. Jak sytuacja wewnątrz?
– Świętowanie na cześć nowego arcyksięcia… – di Tavri cedziła kolejne słowa.
Nikołaj po raz kolejny rozważył użycie gazu bojowego.
– Niemniej flota książęca została postawiona w stan gotowości. W chwili obecnej czekają tylko na książęcą parę.
Rozmawiali przez komunikatory i dlatego markiza nie widziała wyrazu twarzy księcia, gdy odpowiadał:
– Niech czekają.
Nie chciałaby widzieć.

Najtrudniejszą kwestią było przedostanie się na teren pałacu. Potem poszło już łatwo. Strażnicy nie zatrzymywali świty nowoprzybyłego markiza Borysa. W końcu zarówno markiz, jak i towarzyszący mu ludzie figurowali w bazach danych. Gdyby chcieli, mogli nawet obejrzeć nagranie z jego przybycia, albo prześledzić jego drzewo genealogiczne. Nikołaj pomyślał, że prawdziwy markiz doceniłby jego starania… gdyby nie był w tej chwili przetwarzany na bionawóz.

Zbliżali się do prywatnego skrzydła. Po raz kolejny książę połączył się z rzemieślnikiem Hendersem.

Czterech ochroniarzy stojących przy drzwiach do komnat książęcych osunęło się na ziemię, dwaj następni – ukrywający się w pomieszczeniach obok – chcieli włączyć alarm. Bezskutecznie.

W centrum sterowania znudzony wartownik po raz kolejny stwierdził, że nic się nie dzieje, nie licząc jednego pijanego barona rozbijającego się po korytarzach. Wysłał tam trzech ludzi. Lubił porządek.

Czekała na niego. Biała postać w ciemności neogotyckiego korytarza. Cień wśród cieni. Dzięki nowoodkrytym umiejętnościom widział wyraźnie każdy najdrobniejszy szczegół jej doskonałej twarzy. Miał nadzieję dostrzec na niej zdziwienie, jednak najwyraźniej świetnie nad sobą panowała. A potem oczy Tatiany rozbłysły czerwonym blaskiem. Niewidzialna siła poderwała go i rzuciła w tył. Z łoskotem uderzył w pokrytą płaskorzeźbami ścianę korytarza. Kiedy się podnosił, zobaczył że arystokratka idzie ku niemu, miękkim, niemalże tanecznym krokiem.
– Powinnam była opętać ciebie, a nie twojego głupawego brata – nawet teraz jej głos brzmiał pięknie – Jak widać słusznie lenistwo jest grzechem.
Poczuł, jak plazmowy karabin wyrywa mu się z dłoni i szybuje w jej kierunku.
– Nie doceniłam cię – niewidzialne ręce chwyciły go, uniosły do góry i postawiły.
Szarpnął się. Było to tyleż bezsensowne, co bolesne.
– Zabiłeś swojego brata – stanęła tuż przy nim – Powiedz mi, co wtedy czułeś? – wysmukła dłoń przesunęła się po jego twarzy.
Poczuł przenikający go lód. Tatiana patrzyła na niego z zaciekawieniem. Była tak wysoka jak on i kiedy stanęła tuż przed nim, poczuł na twarzy jej oddech. Światło sączące się z oczu księżnej oblewało ich krwawą poświatą. W jego spojrzeniu nie znalazła nic oprócz nienawiści. Wydawała się tym zawiedziona.
– Dotarłeś aż tutaj. Niemal uwierzyłam w to, że markiza Laura przyjechała tu z misją dyplomatyczną. O właśnie – uśmiechnęła się z udawanym roztargnieniem – Markiza… Byłabym zapomniała. Chętnie pokazałabym ci jakieś jej szczątki, niestety niewiele z niej zostało i nie byłoby tego efektu. Biedna, pozwoliła sobie wierzyć, że może mi się opierać… I ci twoi „fachowcy” – zaśmiała się – Bez mojej pomocy nie udałoby im się przejąć komputerów.
– Dlaczego to zrobiłaś? – wykrztusił – przecież mogłaś od razu nas zabić.
Zniecierpliwiona machnęła ręką.
– Och, przecież mówiłam ci kiedyś, że tutaj nie ma zbyt wielu rozrywek.
Zawył z bólu, kiedy jego ręce zaczęły się wykręcać.
– A to, jak zostawiłeś swoich ludzi, bo chciałeś zmierzyć się ze mną sam. To… – zachichotała – Było wręcz urocze, książę. Czyżbyś zapominał, kim jesteśmy?
Nie potrafił powstrzymać kolejnego wrzasku, kiedy wyrwała mu ramię ze stawu.
– Zaintrygowałeś mnie – podjęła, kiedy umilkł – I zechciałam cię poznać lepiej… Dogłębnie, że się tak wyrażę.
Poczuł, jak obca siła wdziera się do jego umysłu. Stawił rozpaczliwy opór. Tatiana, a raczej Cień Tatiany wydawał się być coraz bardziej ubawiony. Kolejny krzyk. Ból na chwilę przyćmił go zupełnie, zdekoncentrował. Jej wola była jak śnieżna zamieć.

Nagle cofnęła się zdumiona.

Teraz.

Nie zdążyła zareagować. Błysk był oślepiający, kiedy połączyły ich wstęgi błyskawic. Powietrze zapachniało ozonem i palonymi włosami.

Pozbawiony władzy w rękach nie potrafił wstać. Zdołał tylko unieść głowę i zobaczyć leżącą nieruchomo Tatianę. Kroki, zwielokrotnione echem. Zza niego. Był zbyt słaby, by zrobić cokolwiek, kiedy zimna lufa dotknęła jego potylicy.

Nikołaj Decados pociągnął za spust.

***

Drzwi na przeciwległym krańcu korytarza otworzyły się. Wyprostował się i czekał. Książę Dimitrij zatrzymał się w progu. Nikołaj widział, jak na moment zamyka oczy. Jak pohamowuje gwałtowny skurcz. A potem patrzy na niego spojrzeniem, które młody książę dobrze znał z lustra.

Delikatny ruch dłonią. Przyboczni wycofali się bez słowa.

– Cień przeciwko Cieniowi – stali naprzeciwko siebie, pomiędzy nimi leżały obydwa ciała. W głosie wielkiego księcia Kadyksu zadrgała nuta uznania.
– Wiedziałeś…
– Można powiedzieć, że to ja ją stworzyłem – Dimitrij zaczerpnął powietrza – dzień przed śmiercią Tatiany – zamilkł na chwilę.
– Nie potrafiłem jej stracić – dodał cicho – Zechcesz zaczekać?
Uklęknął nad ciałem żony. Odgarnął z twarzy nadpalone włosy. Ostrożnie zamknął jej oczy. Nikołaj odwrócił się od nich.
– Jestem gotów – usłyszał po kilkunastu sekundach.

Dimitrij sięgnął do pasa. Po chwili obły przedmiot potoczył się z brzękiem po posadzce. Generator tarczy. Nikołaj popatrzył księciu prosto w oczy i również odrzucił swoją osłonę.

Brzęknęły dobywane szable.

Władca Kadyksu zaatakował szybciej, oszczędnym, wytrenowanym ruchem, ale Nikołajowi udało się sparować cios i wyprowadzić własny. Dimitrij uniknął go, odskoczył i przygotował się do kolejnego cięcia. Nie chciał dać przeciwnikowi zbyt dużej ilości czasu, przyskoczył i ciął z góry. Oczywiście blok. A potem atak, pod dziwnym kątem, Fiodorowicz ledwo zdołał sparować. Dimitrij był dużo bardziej doświadczonym szermierzem.

Udało mu się odbić serię krótkich cięć, musiał się jednak wycofać. Spróbował zwodu. Niewiele przez to osiągnął, ale przynajmniej zyskał na czasie. Na tyle, by przejść do kontrofensywy. Książę Kadyksu bezbłędnie przewidywał wszystkie jego zamierzenia. Stal uderzała o stal. Nie potrafił się przebić.

Co nie znaczy, że nie mógł. Przynajmniej tak właśnie sobie powtarzał, z zimną determinacją wyprowadzając kolejny nieudany atak. Po czole spływały mu stróżki potu. Z rozciętego ramienia sączyła się krew. Zauważył jednak, że Dimitrij także jest coraz bardziej zmęczony, jego cięcia nie były już tak precyzyjne i eleganckie. Nikołaj dostrzegł w tym swą szansę – przeciągnąć walkę, a potem dać nadzieję na szybkie zakończenie.

Młody książę zachwiał się, a potem zamarkował szerokie cięcie. Nie użył jednak całej swej siły, pozwolił własnemu ostrzu natrafić na broń wroga i ześlizgnąć się po niej. A potem pchnął. Dimitrij tego nie przewidział – zwykłą szablą nie było sensu zadawać takiego ciosu. Nie miał niestety okazji przyjrzeć się wcześniej broni przeciwnika. A może wcale nie chciał tego uniknąć. Wypuszczona z dłoni szabla uderzyła o kamienne płyty posadzki. W oczach Dimitrija była prośba. Nikołaj wyszarpnął ostrze, ostatnie uderzenie wymierzone było w szyję.

Kiedy kładł jego ciało obok Tatiany, krew księcia Kadyksu kreśliła na jej białej sukni ciemnopurpurowe wzory. Mechanicznie otarł ostrze i schował je do pochwy. Pochylił się i podniósł tarczę. Zawezwał strażników. Pokłonili się przed nowym arcyksięciem.