Beatrycze Nowicka Opowiadania

List

Córko!

Byłem beznadziejnym ojcem. Zastanawiam się, czy będzie miało jakiekolwiek znaczenie, jeśli dowiesz się, że zdaję sobie z tego sprawę. Bo czy to cokolwiek zmieni? Jak widzisz, ostatnio mam mnóstwo czasu na przemyślenia. Dlatego układam w głowie ten list, choć nie mam jak przesłać Ci wiadomości. Uważam, że należy Ci się choć odrobinę wyjaśnień.

Oni wierzą, że chaos ustępuje porządkowi. Wiedzą też, że nigdy do końca. Dlatego jestem. Nie zginąłem od mieczy w wielkiej wojnie, która zmieniła porządek świata i wyłoniła nowych władców. Nie uciekłem na rubieże. Połączyłem krew ze zwycięzcą i zasiadłem w jego dworze. Robiłem wszystko, żeby przetrwać, co nie znaczy, że zapomniałem. Byłem ich błaznem. Gdy mną gardzili, stawali się nieostrożni. Byłem kimś od brudnej roboty, kto będzie dla nich kłamał i oszukiwał, żeby nie musieli brukać swojego honoru. Tak stałem się im potrzebny i poznałem niejeden sekret. Może dlatego pozwalali mi trwać u swojego boku tak długo, mimo moich, jak to zwykli nazywać, wybryków. To nie były wybryki. To były próby. Lubię myśleć o tym, że byłem sprytny, umościłem się w pobliżu tronów, knując zdradę, fantazjując o pomście za mój, nasz lud. Czy jednak to nie wymówka? Może po prostu byłem słaby, poddałem się ich woli, od czasu do czasu snując małe, niezbyt szkodliwe intrygi, żeby napsuć krwi tym, którzy zdeptali moją dumę. Czasami myślę, że on wiedział, kim naprawdę jestem. Mój brat krwi, jeździec Drzewa, jego wzrok sięga daleko, poza i w głąb. Być może rozumiał, że cywilizacja niesie w sobie ziarno własnej zagłady. Może wolał, by sprawcą jego śmierci został ktoś, kogo przynajmniej będzie znał. W końcu jest na wpół szalony, prawda?

Pogrążony we własnych gierkach byłem ślepy. Zawiodłem Was wszystkich. Wspomnij, do czego władca wykorzystuje Twego przyrodniego brata! Waszą trójkę natomiast traktowałem jako jeszcze jeden akt buntu, element mojego planu. Podobało mi się, że wzbudzaliście w nich strach, samym swoim istnieniem burzyliście ich samozadowolenie. Wielcy, brzydcy i groźni. Musieli się Was pozbyć, wygnać, uwięzić. A ja nie zrobiłem niczego, ba, nawet znalazłem sobie nową kobietę, która dała mi nowych synów, udanych i pięknych, na których sprowadziłem śmierć. Jestem narzędziem zniszczenia, ojcem potworów, czy raczej zwyczajnym głupcem?

Rzadko o Tobie myślałem. Zazwyczaj jako o tej, której nawet oni się boją, nie jako o mojej córce. A potem pojawił się on. Twoje przeciwieństwo. Syn władcy, jasny książę, ulubieniec dworu. Patrzyłem, jak dorasta, hołubiony przez matkę, uwielbiany przez wszystkich. Pani z gór odstąpiła od pomsty za śmierć ojca w zamian za samą szansę poślubienia go. Jakże cudnie się rozczarowała, ale to już inna historia. To jednak podsunęło mi pomysł. Mówią, że zrobiłem to z czystej przewrotności i chęci szkodzenia innym. Ale uwierz chociaż w to, że myślałem także o Tobie, o wszystkim, co Ci odebrano i o tym, czy uda mi się sprawić Ci niespodziankę. Mam nadzieję, że prezent się spodobał, książątko sprawuje się dobrze i że wniósł nieco światła na Twój dwór.

Byłoby źle, gdyby tak się nie stało, zważywszy na cenę. Choć tu akurat jestem winny po dwakroć. Sukces wpędził mnie w pychę, ostatecznie tyle już uszło mi na sucho. Uroiłem sobie, że tak, jak nie zdobyli się na to, by zabić któregoś z Was, tak i mnie nie spotka śmierć. Pod tym względem miałem rację, nie pomyślałem jednak, że bywają rzeczy od niej gorsze. Do pychy dołączyła próżność, bo cóż wart jest udany fortel, o którym nie wie nikt poza oszustem? A może po prostu pewnego wieczoru przelała się czara goryczy. Ująwszy to tymi słowy, zacząłem zastanawiać się, czy nie niedoceniałem zdolności wieloimiennego do stosowania ironii. Dość rzec, że Twój ojciec idiota schlał się i wygarnął prawdę prosto w ich wyniosłe twarze. Zachciało mi się obnażyć ich hipokryzję, wpędzić w zakłopotanie, ośmieszyć. Podejrzewam, że z zewnątrz wyglądało to jak pyskówka głupca.

A za głupotę ponosi się karę. I tak znalazłem się tutaj, pogrzebany żywcem pod skałą, gdzie mam cały czas tego świata, by rozpamiętywać swoje porażki. Wspomnienia, moje kajdany. Nie moją śmiercią opłacono krew księcia, mnie zmuszono tylko, bym patrzył. A teraz ona patrzy na mnie. Jej spojrzenie mogłoby przewiercić kamień. Nie pojmuję, dlaczego tu zeszła, choć wiem, dlaczego jej na to pozwolono. Stary potrafi być wyrafinowany. Lubi też gry słów – oto przyjaciółka zwycięstwa towarzyszy mi w upadku. Chyba tylko kobiety potrafią tak się uwikłać w miłość i nienawiść. Może też chciałaby mnie zrozumieć. Jednak oboje milczymy, przynajmniej na razie (oczywiście pomijając te momenty, w których wyję z bólu). Cóż mógłbym jej powiedzieć – kochanie, nie przemyślałem sprawy, działałem pochopnie, tak jakoś wyszło. Zabiłem nasze dzieci.

Nie oczekuję przebaczenia. Chciałbym tylko móc szczerze powiedzieć, że Cię kochałem, choćby czasami. Ten jeden raz uwierz kłamcy. Proszę.

Nie dla mnie zwroty grzecznościowe, choć przecież życzę Ci szczęścia.

Twój na złe ojciec.

Loki