Beatrycze Nowicka Opowiadania

Chciałbym umrzeć z miłości

Jedno spojrzenie wystarczyło Zackowi, by ocenić, że jego współpracownik i przyjaciel jest głęboko wzruszony. Naukowiec odetchnął z ulgą. Już zaczął się obawiać, że istotnie doszło do obrażenia czyichś uczuć, jak obawiali się oponenci jego inicjatywy.
– Bardzo, bardzo ci dziękuję za to zaproszenie – oznajmił Bandy – W imieniu swoim i całej reszty. Pewnie wystosujemy oficjalne podziękowanie dla artystów. Black już zabrał się za pracę nad tekstem, nie może się nachwalić reżysera i oświetleniowca.
Zack uśmiechnął się na wspomnienie systemu telebimów, które jego osobiście przyprawiały o zawrót głowy. Najwyraźniej jednak spełniły swoją rolę.
– Zdecydowanie wziął sobie do serca ideę wyjścia naprzeciw odbiorcy.
Bandy energicznie przytaknął.
– Ale ja wiem, że ty też miałeś swój znaczny udział, po godzinach pomagałeś przy przekładzie i redagowałeś przypisy wyjaśniające kontekst kulturowy.
Zabawne, ale Zack poczuł, że się czerwieni. Oczywiście nie uszło to uwagi przyjaciela.
– Zastanawialiśmy się, czy nie poprosić kogoś z was o pomoc, ale chcieliśmy, żeby to była niespodzianka.
– Udała się znakomicie – oświadczył Bandy z rzadką dla niego emfazą – Chętnie pomożemy przy dalszej redakcji i poprawkach. Szkoda, żeby miało skończyć się na jednym przedstawieniu. Sądzę, że w domu mogłoby zrobić furorę.
– Właściwie, to sądząc z waszego milczenia po samym spektaklu, zmartwiłem się, że nie przypadł wam do gustu.
– Musieliśmy uporządkować myśli. To poruszyło tak wiele… – przyjaciel ewidentnie szukał słowa – strun? skojarzeń… – potem dodał coś, czego Zack nie zrozumiał. Będzie musiał później poprosić o wyjaśnienie, teraz jednak ciekawszy wydał mu się główny nurt rozmowy.
– Czyli jednak Szekspir okazał się uniwersalny.
Uśmiech Bandy’ego wręcz rozświetlił całe wnętrze. Zaraz potem przyjaciel spoważniał.
– Sam się zdziwiłem. A potem zawstydziłem, że pozwoliłem sobie na nieuwagę. Tyle już razem pracujemy, a wciąż nie dostrzegam w pełni tego, co nas łączy. Muszę ci powiedzieć, że i ja, i moi koledzy miewaliśmy chwile zwątpienia. Zastanawialiśmy się, czy mamy szansę odnieść sukces. I czy w ogóle warto się starać, ponosić koszty… Ta sztuka dała nam nadzieję. To wiele dla nas znaczy.
Zack nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Odniósł wrażenie, że zaczęły mu się udzielać emocje przyjaciela. Jednocześnie starał się być maksymalnie skupiony, jak zawsze, gdy była okazja, by dowiedzieć się czegoś nowego.
– Choć przecież jest taka dojmująco smutna – podjął Bandy po chwili milczącej zadumy – Nie zdążyli mieć dzieci. Wszystko na próżno.
Po tym stwierdzeniu ponownie się zamyślił. Zack cierpliwie czekał na ciąg dalszy. Niektórych kwestii do tej pory nie poruszali. Bał się, że niechcący złamie jakieś tabu, naruszy prywatność.
– Wielkie piękno i wielka cena – odezwał się Bandy, gdy jego kolega zaczął już myśleć, że wątek został zakończony – Wszyscy się boimy. – Z przejęcia całkiem przeszedł na właściwy i Zack musiał posiłkować się interpreterem – Rozmawiamy o tym, snujemy opowieści, tworzymy – wy pewnie nazwalibyście to poezją. Tylko, że przecież nie wiemy, jak to jest, dopóki się nie stanie. A gdy się w końcu wydarzy, przestajemy chcieć o tym mówić. Nie wiem, czy rozumiesz…
– Prawie jak ze śmiercią  – wtrącił Zack.
Jego przyjaciel przez dłuższą chwilę rozważał to stwierdzenie i naukowiec znów zaczął zastanawiać się, czy nie palnął czegoś niestosownego. Jednak wyraz intensywnego namysłu ustąpił radości, z jaką Bandy witał każde nowe interesujące spostrzeżenie.
– Ha, a już zacząłem myśleć, że się nie zrozumieliśmy. Ale przecież u was to dwa osobne słowa.
Zack zmarszczył brwi.
– Nie patrzyłeś na ekran – podsumował Bandy – Pokażę ci. Teraz widzisz? Oczywiście, gdy już zacząłem rozumieć twój tok myślenia, mogę ci powiedzieć, że mamy jeszcze inne wyrazy, na przykład na określenie nagłej śmierci, albo takiej, która nastąpiła we wczesnej młodości.
– Wygląda zupełnie inaczej.
– Bo jest czymś zupełnie innym. Ale wracając do tematu głównego… Niektórzy z nas próbowali zachować jasność umysłu, przynajmniej na początku. Opierali się po to, by nam to wyjaśnić, przygotować nas… Choć wątpię, byśmy mogli w pełni zrozumieć to, co starali się nam powiedzieć. Przekazujemy sobie ich słowa.
Bandy ponownie się zamyślił. Chyba wspominał.
– Trochę mi głupio – oznajmił w końcu – Bo pewnie zepsuję. Wątpię, byś się zorientował, ale ja i tak nie poczuję się z tym dobrze. Nie lubię kaleczenia sztuki. Tyle że chwilowo nie mamy tu artystów, tylko samych naukowców, więc będziesz musiał zadowolić się kulawym wykonaniem. To jedna z naszych, pewnie powiedzielibyście pieśni.
– Zaczekaj – wyrwało się Zackowi, zanim zdążył zastanowić się nad tym, co mówi – Czy mógłbym to zarejestrować? – zamilkł speszony, obawiając się, że zepsuł nastrój.
Przyjaciel nie wyglądał na zadowolonego.
– Przepraszam… – zaczął się tłumaczyć mężczyzna – Nie chciałem…
– Nie, nie, masz rację. W końcu tym się tutaj zajmujemy. Poza tym, wy zadaliście sobie tyle trudu z tą sztuką. Niech chociaż tak się odwdzięczę.
Bandy sięgnął do panelu sterującego. Podkręcił oświetlenie i uruchomił wszystkie kamery, zwiększając rozdzielczość czasową rejestracji obrazu i w kilku urządzeniach włączając filtry polaryzacyjne. Na koniec uśmiechnął się niepewnie i zaczął recytować.

Dzisiaj morze ma inny smak
Niespokojne są prądy
To, co znane, staje się odległe i obce
To, czego pragnąłem, straciło znaczenie
Mijam obojętnie srebrzyste ławice
Wasze pozdrowienia zbywam milczeniem
Czuję, jak coś rośnie we mnie, wzbiera jak przypływ
I jak niesiony przypływem, skończę na suchym brzegu
Wczoraj pewnie bym krzyczał, lecz dziś mogę tylko śpiewać
Bo przecież płynę poprzez blask i migotanie
Moje stare myśli blakną, pierzchają jak ryby
Nie wiem nawet kiedy stałem się kimś innym
Nigdy nie czułem się tak pełen – to jest jak światło i krew i chłodna woda

Z początku Zack starał się dzielić swoją uwagę i zerkać jednocześnie na wyświetlacz interpretera i na przyjaciela. Tak się jednak nie dało, miał wrażenie, że zbyt wiele traci. Uznał, że przekładem zajmie się później i wpatrzył się w szybę, za którą na skórze wielkiej kałamarnicy rozkwitały kolejne wzory. Plamy cienia sunęły wzdłuż złożonych macek i dalej, korpusem, przedzielane pasami opalizującego różowawo srebra. Przyspieszały i zwalniały, z pasów zmieniły się w owale, potem nieregularne kleksy. Jaśniejsze pola wypełniły się wzorami przypominającymi języki płomieni – fioletowe i czerwone rosły, zlewały się i dzieliły, przypominając nieco animacje przedstawiające rozwijany fraktal. Feeria barw ustąpiła bieli, a potem po skórze Bandy’ego pociekły niebieskie pręgi i znów czerwień, tym razem przetykana migoczącymi jasnymi cętkami i smugami opalizującej zieleni. Kolory zmieniały się coraz szybciej, by nagle ustąpić granatowi, na którym rozbłysły żółte okręgi. Wręcz jarzyły się na ciemnym tle, lecz po kilku sekundach zmalały i zgasły. Jednocześnie granat zaczął jaśnieć, aż przybrał odcień morskiej wody widzianej od wewnątrz. Dzięki niedawnej rozmowie Zack nie potrzebował intepretera, by zrozumieć to ostatnie słowo.

To był koniec. Bandy zbielał, a potem wyświetlił charakterystyczny dla siebie pasiasty wzór, spod którego wyzierało niepewne pytanie. Chwilę trwało, zanim Zack zdołał wykrztusić z siebie niezborne słowa podziękowania. Rzadko kiedy miał okazję obcować z pięknem w tak czystej postaci, nie potrzebował do tego nawet tłumaczenia. Przyjaciel znał go już na tyle, by odpowiednio zinterpretować zachowanie mężczyzny. Wyraźnie się ucieszył, choć był też zakłopotany.
– Nie jestem zbyt dobrym recytatorem. Gdybyś mógł zobaczyć, jak śpiewają ją najlepsi z nas… – posmutniał – jego macki zalśniły zielenią a tułów wyblakł srebrzyście – Czasami zastanawiam się, czy dobrze postąpiłem…
Tym razem Zack w porę ugryzł się w język i po prostu zaczekał, czy przyjaciel zechce kontynuować zwierzenia.
– Jak to mówicie, nie można mieć wszystkiego. Wiedziałem, że jeśli nie powstrzymam dojrzewania, umrę zbyt wcześnie, a przecież było tyle do zrobienia. Chciałem wziąć udział w tym projekcie, pracować z tobą, z wami. Musiałem tak wiele się nauczyć, zapamiętać… Wszyscy zgodziliśmy się na terapię genową.
Zack skinął głową i zrugał się w duchu, że do tej pory postrzegał to rozwiązanie jedynie jako sprytny sposób oszukania śmierci, nie zastanawiając się zbytnio nad ceną.
– Są u nas w domu tacy, którzy uważają nas za… – Bandy szukał słowa, w końcu wyświetlił je w uproszczonym, jako ideogramy – zdrajców, zboczeńców, którzy nie chcą uznać naturalnego porządku. Nie doceniają naszej pracy. Cóż, jeśli nie oni, to może ich potomkowie kiedyś zrozumieją. Ja zamierzam robić swoje tak długo, jak długo sam uznam to za konieczne, mając nadzieję, że nie przegapię momentu, w którym jeszcze będę mógł to odwrócić. Zanim stanę się zbyt słaby, by spłodzić zdrowe dzieci.
– Myślisz o kolejnej terapii? – powinien zrozumieć, że tu nie chodzi o śmierć, a o życie, jednak myśl o tym, że któregoś dnia jego przyjaciel postanowi odejść, by gdzieś w głębinach oceanu umrzeć z wyczerpania, wydała mu się trudna do zniesienia, wręcz niedorzeczna.
– To, albo syntetyczne hormony – kontynuował Bandy – Rozmawiałem już ze Sparkle. Wspólnie zdecydowaliśmy, że zrobimy to razem. No, nie rób takiej miny. Tu przecież chodzi o zachwyt, piękno, wasz Szekspir to wiedział. Chciałbyś nam tego odmówić? Zresztą, starczy już tych wzruszeń. Czy nie sądzisz, że powinieneś zająć się obróbką tego materiału video, który przed chwilą zarejestrowaliśmy?