Beatrycze Nowicka Opowiadania

Krew skrytobójców (recenzja, 21.04.2023)

Królowie ziem spustoszonych

R. J. Barker, wyd. Papierowy Księżyc

Drugi tom trylogii „Okaleczone królestwo” 

Beatrycze Nowicka: 7/10

Choć pierwszy tom cyklu o Girtonie Kulawcu powielał wiele schematów, zapamiętałam z niego świat przedstawiony. Nie został on drobiazgowo opisany, jednak autor zawarł w swojej książce trochę interesujących i budujących klimat pomysłów. W recenzji „Czasu skrytobójców” wątpiłam, czy okaże się ich wystarczająco dużo, by uniwersum zapisało się w mej pamięci – po dwóch latach od premiery, mogę stwierdzić, że pozostawiło ono ślad na tyle wyraźny, by zachęcić mnie do sięgnięcia po kontynuację.

Podobnie, jak poprzednim razem, w „Krwi skrytobójców” główny bohater zostaje uwikłany w polityczne rozgrywki i dysponując ograniczonym czasem musi odnaleźć zamachowca – tym razem potencjalną ofiarą jest przyjaciel Girtona, Rufra. Również i tutaj pojawia się mistrzyni młodego skrytobójcy, choć już od pierwszych stron czuć, że relacja pomiędzy nią a chłopakiem uległa zmianie (przyczyny tego stanu rzeczy zostają wyjaśnione dopiero po pewnym czasie). O ile w tomie pierwszym to Merela spłacała dług z przeszłości i to ona niejako „kierowała śledztwem”, tak tym razem ciężar odpowiedzialności spoczywa na jej uczniu. Podoba mi się to, że w cyklu Barkera ważną rolę odgrywają wątki, nazwijmy to kryminalne – odróżnia go to na tle innych powieści fantasy. Dzięki temu lektura wciąga – kilka rzeczy udało mi się dostrzec i wywnioskować, zanim uczynił to główny bohater, choć nie odgadłam, kto okaże się zdrajcą.

W porównaniu z „Czasem skrytobójców”, w tomie drugim świat przedstawiony jest jeszcze bardziej ponury. Barker usiłuje pożenić tu heroic fantasy z grimdarkiem, co początkowo mnie nieco raziło, ale potem przywykłam. Przynajmniej opisy bitew (z czego jedna toczyła się o niewielką wieś) wywołały we mnie emocje i chęć kibicowania siłom Rufry.

I w tej części autor poświęcił sporo uwagi postaciom oraz łączącym je relacjom. Na pochwałę zasługuje zwłaszcza to, co Barker zrobił z bohaterem drugoplanowym, w „Czasie skrytobójców” najbardziej sztampowym i płytkim ze wszystkich. Za to, przyznam szczerze, sam Girton wzbudził we mnie mieszane uczucia. W tomie pierwszym uczeń Mereli miał kilkanaście lat, akcja „Krwi…” toczy się pięć lat później. Okazuje się, że rówieśnicy młodego skrytobójcy zdążyli w tym czasie dorosnąć, podczas gdy on sam bywa zgorzkniały (co akurat nie dziwi), ale też i strasznie dziecinny w swoich reakcjach emocjonalnych. Wydawać by się mogło, że trudne i w gruncie rzeczy paskudne życie powinno wręcz wymusić wcześniejsze osiągnięcie dojrzałości. Z drugiej strony, zastanawiam się, czy dorastanie w tak patologicznym środowisku, z jedną tylko naprawdę bliską i godną zaufania osobą u boku, nie mogło doprowadzić do swego rodzaju niedorozwoju emocjonalnego. Taka a nie inna konstrukcja tej postaci sprawia też, że Girton wydaje się bardziej skomplikowany i niejednoznaczny w porównaniu z innymi „magicznymi sierotami-wojownikami”. A skoro już o walce mowa – uważam, że Barkerowi zdarza się mocno przesadzać w opisach bojowej skuteczności chłopaka (choćby wzmianka o tym, jak to pokonał dziewięciu dorosłych i uzbrojonych mężczyzn, którzy zasadzili się na niego).

Jeżeli chodzi o tłumaczenie i redakcję, wydaje mi się, że nie jest aż tak źle, jak w „Czasie skrytobójców”, co nie znaczy, że jest dobrze. Wciąż pojawiają się dziwaczne (np. „wierzchowczowie” – nie można było po prostu „stajenni”?) i dziwacznie odmieniane nazwy, np. liczba mnoga rodzaju męskoosobowego „ci Ziemianinie” – teraz dopiero przyszło mi do głowy, że członków zakonu rycerzy-fanatyków tropiących i zabijających osoby parające się magią (angielskie „Landsmen”) można było nazwać np. Ziemitami. Zdarzają się niewłaściwe końcówki, kalki z angielskiego (banda zdegenerowanych rabusiów i morderców, wyruszając do bitwy raczej nie niesie ze sobą „banerów”), dość często trafiają się literówki.

Zastanawiałam się, czy moja ocena nie jest za wysoka, ale zdecydowałam się ją zostawić, głównie ze względu na to, że „Krew skrytobójców” zdołała wzbudzić we mnie żywsze uczucia, a autorowi udało się osiągnąć pewien „efekt świeżości”, głównie dzięki wizji świata i wprowadzeniu wątku śledztwa. Jeśli część trzecia ukaże się w Polsce, chętnie po nią sięgnę.