Beatrycze Nowicka Opowiadania

Ku gwiazdom 2022 (recenzja, 18.12.2022)

Lecimy dalej

Antologia polskich autorów, Polska Fundacja Fantastyki Naukowej i Wydawnictwo IX

Beatrycze Nowicka: 6/10

Chociaż na temat pierwszej antologii „Ku gwiazdom” wypowiadałam się raczej krytycznie, to samą inicjatywę pochwalam i ucieszyłam się, że wydawca przygotował kolejny zbiór opowiadań SF. Podobnie, jak wcześniej, znalazły się w nim także dwie krótkie przedmowy oraz dwa artykuły – o poszukiwaniu życia w kosmosie oraz o projekcie SETI. Ten ostatni spodobał mi się bardziej, bo więcej w nim danych i konkretów. Co warto zauważyć już na wstępie – całość doczekała się lepszej korekty niż poprzednio, choć przekradł się błąd w postaci „rządnych sensacji gapiów”.

Najważniejszą część książki stanowią oczywiście opowiadania: pięć tekstów wyłonionych na drodze konkursu, kolejnych pięć autorstwa zaproszonych gości, oraz dwa figurujące w sekcji opisanej jako „wybór redakcyjny” (czy to oznacza utwory wyselekcjonowane spośród nadesłanych przez redaktorów antologii, a nie jury?).

Teksty konkursowe prezentują poziom średni – nie rzucają na kolana, ale czysto technicznie poniżej pewnego poziomu nie schodzą. Jeśli chodzi o pomysły wyjściowe, to zaskoczeń specjalnych nie odnotowałam. Zbiorek otwiera „Kobieta, która niosła ogród” Justyny Lech – dobrze, że coraz więcej powstaje utworów, w których temat dewastacji środowiska naturalnego jest poruszany. Choć ten akurat tekst wpisuje się w trend widoczny już w zbiorku „Gdy ziemia miała nas dość”, czy w „Zodiakach” Magdaleny Kucenty – to kolejna historia o tym, jak to wymęczona przez ludzkość Ziemia uruchamia jakieś ni-to-magiczne procesy. Jeśli o mnie chodzi, takie wizje mnie nie porywają, nie widzę też zbytniego sensu w krzewieniu wiary w to, że są jakieś nowe prawa natury, które się ujawnią i nie pozwolą na wyniszczenie ziemskiego życia. To nie czas na bajki o cudach i mocach, zniszczona bioróżnorodność nie odbuduje się ot tak.

„Białe węzły” Dominika Szewczyka to dość lekko napisana, acz nie odkrywcza historia na temat mrocznych zapędów pewnej korporacji, tudzież niebezpiecznej technologii. Przy okazji pragnę zwrócić uwagę na zdanie o tym, że w badaniach wykorzystywane były „sztucznie utrzymywane przy życiu mózgi zmarłych ludzi” – otóż nie, chyba, że w przyszłości zmieniono prawo – przecież zgon stwierdza się w momencie potwierdzenia śmierci mózgu właśnie. Fragment z narracją z punktu widzenia uczestnika eksperymentu wypadł dobrze, natomiast to, że kluczowe informacje i pomysł autora zostały po prostu wyłożone ustami pracownika firmy, uważam za mało finezyjne.

Doceniam koncepcję stojącą u podstaw „Słodkiej Ananke” Michała Pięty (quasi-wikingowie przywiedli mi na myśl podobny lud z „Pana Lodowego Ogrodu”), choć żałuję, że autor raczej postawił na budowanie klimatu, a poskąpił wyjaśnień na temat świata przedstawionego. Do nordyckiej otoczki oraz pochodzenia głównej bohaterki pasowałyby bardziej Norny, niż Mojry, ale wtedy znowuż nie byłoby miejsca na tytułową Ananke.

Z „Obiecaj” Marcina Gawlika zapamiętałam nie aż tak zużyty pomysł na to, w jaki sposób ludzkość została zaatakowana. Ten niedługi tekst został napisany, jak sądzę, głównie z myślą o wzbudzeniu w czytelniku emocji – we mnie akurat szczególnych nie wywołał, ale pewnie znajdą się odbiorcy, których poruszy.

Nie przekonała mnie też „Imitacja” Mateusza Gajdy, zabrakło mi pewnej subtelności w kreowaniu obrazu świata. Autor serwuje czytelnikowi szereg zgranych klisz, kojarzących się choćby z „Łowcą androidów”. Jest oto skażona metropolia, gdzie ludziom żyje się źle, jest żołnierz-weteran, ofiara interesów elit, jest wreszcie bezwzględna bogaczka. Zakończenie nie zaskakuje, choć zastanawiam się, po co w zasadzie bohatera zabrano na szczyt wieżowca.

Sekcję gości otwiera „Analityk” Tadeusza Markowskiego. Czytając, pomyślałam sobie „brzmi, jakby Grzędowicz zasiadł do pisania po dokształceniu się z informatyki”. Opowiadanie bardzo przypomina mi bowiem późniejsze utwory twórcy „Księgi jesiennych demonów” – przede wszystkim „Hel3”. Pojawia się w tym tekście uzależniony od papierosów bohater, specjalista w swoim fachu, zwerbowany przez bogacza, a całość została utopiona w sosie własnym poglądów autora. Cóż, do owych poglądów stosunek mam ambiwalentny, bo o ile przyklasnęłam szyderstwom ze współczesnych zachodnich trendów obyczajowych, tak już wałkowanie tematu spisków koncernów farmaceutycznych, czy krytyka noszenia maseczek… Czytałam tę antologię w trakcie przechodzenia COVIDu i denerwują mnie wszelkie wynurzenia o plandemiach, czy podważające sensowność szczepień. Także krytyka polityki walki ze zmianami klimatu, oględnie rzecz ujmując, nie przypadła mi do gustu. Choć zgodzę się z uwagą na temat dużych strat energii wynikających z przestarzałych sieci przesyłowych oraz tym, że rozmaite „eko-strategie” często wcale nie są ani przemyślane, ani skuteczne, a nierzadko dobre chęci ludzi wykorzystuje się do wciskania im kolejnych produktów. Poczynania głównego bohatera zostały opisane w sposób interesujący, szkoda tylko, że opowiadanie sprawia wrażenie, jakby autor miał pomysł na opis tego, jak haker stara się uciec tropiącym go ludziom, ale gdy przyszło do rozwiązywania – teoretycznie – głównego problemu, rzecz została potraktowana pośpiesznie. Czytelnik dostaje więc bardzo długie i budzące apetyt rozwinięcie, które nie prowadzi do równie spektakularnego finału.

Pewną odmianę stanowią „Ogrody Chrystusa” Michała Kubicza, które są historią alternatywną i rozgrywają się w świecie, gdzie gwałtowny postęp techniczny nie nastąpił. Przyjemny przerywnik, choć fabuła nie jest zbyt skomplikowana, a zakończenie dość łatwo przewidzieć.

W „Dolinach jej łez” Michał Protasiuk przeprowadził ekstrapolację obecnych trendów związanych z ochroną danych osobowych. Wizja świata nieodległej przyszłości wydaje się dosyć prawdopodobna, choć mam nadzieję, że ludzie nie popadną w aż taką paranoję. Nie rozumiem jednak, dlaczego miano by wykorzystywać skan twarzy jako jedyny element uwierzytelnienia przelewów bankowych, skoro tak łatwo jest te dane uzyskać. Przecież w takiej sytuacji wystarczyłoby, aby przestępcy zaczajali się na ludzi i zrywali im osłony z twarzy. Po drugie – bohaterowie są przerażeni na samą myśl o tym, że ich wizerunek mógłby zostać wykorzystany do stworzenia kompromitującego filmiku metodą deep fake. Nie rozumiem, czemu aż tak bardzo, skoro tylko najbliżsi krewni, przyjaciele i współpracownicy widzieli ich twarze. Nawet jeśli ośmieszające zdjęcia czy materiały video byłyby łatwo dostępne, to kto miałby je skojarzyć z konkretną osobą? A swój najbliższy, zaufany krąg, chyba dałoby się przekonać, że tego rodzaju treści zostały wygenerowane przez osoby trzecie, a nie wyciekły z domowego archiwum. Wreszcie obawa, że sfabrykowana „seks taśma” doprowadzi do zwolnienia z pracy, wydaje mi się trochę na wyrost – w końcu akcja nie dzieje się w kraju arabskim (no chyba, że chodziłoby nie o samo nagranie, co o fakt, że pracownik dopuścił do wycieku własnych danych osobowych).

Uwagę moją zwróciło „Zero, nieskończoność, jeden” Magdaleny Salik, które skojarzyło mi się odrobinę z „Bytami” Normana Spinrada i „Diasporą” Grega Egana. Autorka przedstawiła swoich postludzi niejako u końca czasu, gdy śmierć cieplna wszechświata się dopełnia. Intrygujące.

Spodobało mi się także „Zwycięstwo” Michała Cholewy – dosyć klasyczne w treści opowiadanie o walce ludzkości z obcymi. Po prostu dobrze napisane, z odpowiednio rozegranymi kluczowymi elementami.

W opowiadaniu z poprzedniej antologii Michał Kłodawski zawarł sporo naukowych bzdur – tym razem wziął się za odległy od sfery moich zainteresowań temat gry w szachy. Nie jestem w stanie ocenić sensowności opisanych rozgrywek, mogę tylko napisać, że jako laikowi czytało mi się „Atak Maniaqu’a” całkiem przyjemnie. Historia arcymistrza szachowego, który nie może pogodzić się z prymatem sztucznych inteligencji mnie zaintrygowała. Pomysł, kojarzący się z fiksatami z „Otchłani w niebie” Vernora Vinge’a uważam za całkiem barwny. Nie wiem tylko, po co ta łopatologia z nazwiskiem głównego bohatera.

Ostatnim tekstem zbioru jest „69/26/5 w postacie wpisane” Grzegorza Rogaczewskiego. Niektóre pomysły tutaj są sympatyczne – jak ten na pilotów wyprawiających się do serca międzygalaktycznej pustki w poszukiwaniu nowych wszechświatów, inne – nieprzemyślane (to szukanie uniwersalnych proporcji brzmi naiwnie, kojarzy mi się z dzieleniem wymiarów piramid tak długo, aż się z tego nie wyłoni przybliżenie jakiejś modnej liczby, poza tym – bohater szuka tych proporcji w czasie, a przecież ten we wszechświecie nie płynie jednakowo). Zakończenie, w duchu literackich eksperymentów, nie przekonało mnie, ale przynajmniej zamysł był ambitny.

Podsumowując, uważam, że choć nie należy się po drugiej części „Ku gwiazdom” spodziewać utworów, które zmienią czyjeś spojrzenie na świat, to antologia może dostarczyć kilka wieczorów przyjemnej lektury osobom spragnionym opowiadań SF.