Beatrycze Nowicka Opowiadania

Najstarsza z potęg (recenzja, 05.12.2022)

Morskie opowieści

Feliks W. Kres, wyd. Fabryka Słów

Ósmy tom cyklu „Księga całości”

Beatrycze Nowicka: 6,5/10

Niedawno wydana „Najstarsza z potęg” jest drugą książką cyklu, zawierającą materiał, jaki Kres napisał po dłuższej przerwie, a przy tym pierwszą powieścią („Żeglarze i jeźdźcy” byli zbiorem krótszych form). Postrzegałam ją także, jako swego rodzaju rozbieg, przygotowanie przed wielkim finałem Księgi Całości. Tymczasem, na kilka tygodni przed premierą Feliks W. Kres zmarł nagle. Uderzyła mnie ta wiadomość, bo przede wszystkim żal człowieka, żal jego rodziny i przyjaciół.

Z odpowiedzi na listy czytelników wynikało, że pisarzowi zależało na tym, aby cykl ukończyć – teraz zadaję sobie pytanie – czy najnowszy tom nie będzie zarazem ostatnim? Gdzieś na sieci znalazłam wiadomość, że „Szerń i Szerer” została ukończona, tylko czekała na redakcję, jednak nie podano żadnego źródła. Dla odmiany Wojciech Sedeńko na swoim blogu poinformował [1], że Kres zdążył napisać nieco ponad połowę tomu zamykającego cykl. Wydawca wznowień serii (wychodzących równolegle z tymi od Fabryki Słów) zapewne dysponuje informacjami bardziej wiarygodnymi [2]. Choć wolałabym się połudzić, bo bardzo chciałabym poznać zakończenie całej historii. Jeśli jednak faktycznie rzecz nie została spisana, to bez Kresa zamknięcie Księgi Całości wydaje mi się niemożliwe. Po pierwsze, sam niegdyś wyjawił, że nie zaczyna pracy od planu wydarzeń, raczej pozwala się prowadzić fabule. Można to zresztą zauważyć w jego książkach, gdzie zdarzają się nagłe zwroty akcji, niekiedy w ostatnich rozdziałach. Ale nawet gdyby było wiadomo, co się ma wydarzyć, szczerze pisząc, nie widzę na naszej „scenie fantastycznej” nikogo, kto dałby radę ukończyć cykl Szererski. Musiałby to być ktoś, kto pisze zarówno dobrze, jak i świadomie, ktoś, kto umiałby swój styl i sposób narracji nagiąć tak, by wpasowały się w klimat całości. A skoro już o tym, ktoś taki musiałby podtrzymać atmosferę serii, na którą niebagatelny wpływ miały, jak się zdaje, poglądy autora na temat świata i ludzi. Ewentualny kontynuator musiałby mieć także odpowiednio rozległą wiedzę historyczną i dobrze orientować się w kwestiach militarnych. A także możliwie jak najlepiej znać powieściowe uniwersum.

Czas jednak przejść do tematu właściwego, czyli „Najstarszej z potęg”. Bywa, że powrót autora po latach do stworzonego przez siebie uniwersum owocuje książką różniącą się istotnie od wcześniejszych (za najbardziej wyrazisty znany mi przykład uważam „Tehanu” Ursuli K. Le Guin). Kresowi udało się zgrabnie podjąć przerwaną opowieść – styl i ton całości, jak również koncepcja świata pozostają spójne z częściami wcześniejszymi. Gdybym nie znała dat premierowych wydań, nie powiedziałabym, że „Najstarsza z potęg” została napisana po dłuższej przerwie. Co ważne, autor utrzymał także poziom.

Najnowszą z powieści szererskich czyta się gładko i z zainteresowaniem. Z drugiej strony, początkowe tomy Księgi Całości zwracały uwagę tym, że opowiadały osobne historie, rozgrywające się w różnych zakątkach wymyślonego przez Kresa uniwersum. Podobało mi się takie rozwiązanie. Rozumiem decyzję autora, by na tym etapie cyklu skupić się na prowadzeniu już rozpoczętych wątków. Niemniej, najnowsza powieść nieszczególnie broni się jako samodzielna całość. Zresztą sam Kres, bodaj w którejś odpowiedzi na list czytelnika wyznał, że pierwotnie wątki tu zawarte miały wejść w skład ostatniego tomu. Jednak opisywana historia na tyle się rozrosła, że „wykroił ją” z całości i zdecydował wydać jako osobną książkę. Sądzę, że taki wybór był uzasadniony – główny wątek „Najstarszej z potęg” toczy się poza kontynentem (choć ma duże znaczenie dla ogólnoświatowej polityki) i zostaje rozwiązany. Niemniej, powieść sprawia wrażenie obszernego środkowego rozdziału, a zawarta w niej intryga nie jest szczególnie rozbudowana.

Do tego, ponieważ dotyczy ona przede wszystkim losów Riolaty Ridarety, Raladana, Garry i Agarów, wydaje się dosyć podobna do poprzedzającej ją „Tarczy Szerni” (główna różnica polega na tym, że wcześniej ważniejsze były kwestie związane z wiszącą nad Szererem siłą, a tutaj na plan pierwszy wysuwa się polityka). Uważam, że lepszy efekt można było osiągnąć, rozdzielając wyżej wzmiankowane części książką, której akcja toczyłaby się np. na północnej granicy, czy na dworze w Armekcie.

Śledzenie przemian zachodzących w świecie, procesów kształtujących historię (takich jak np. rozwój technologii, czy narodziny poczucia tożsamości narodowej wśród mieszkańców Agarów), jak i indywidualnych decyzji, mających istotny wpływ na rozwój wydarzeń, nadal jest ciekawe. Doceniam ukazanie zmian, jakie zaszły w Raladanie i Ridarecie. Żałuję natomiast, że Garra, gdzie toczy się spora część akcji, nie doczekała się tak wyrazistego przedstawienia w Księdze Całości, jak choćby Grombelard czy Dartan. Ogólnie rzecz ujmując, „Najstarsza z potęg” okazała się całkiem przyzwoita, ale i pozostawiła po sobie niedosyt.

Melancholijne zakończenie, w którym bohaterowie między innymi rozmawiają o niesprawiedliwości świata i o śmierci, wybrzmiewa tym smutniej, w kontekście niespodziewanego odejścia autora. Nierzadko w tym cyklu Kres przekreślał nagłym zgonem plany i ambicje swoich bohaterów. Rzeczywistość dopisała do tego jakże gorzki komentarz.

[1] http://www.sedenko.pl/2022/11/02/osma-ksiega-calosci/

[2] Ponadto, jeśli Fabryka Słów dysponowałaby całością, to chyba daliby znać, zwłaszcza już po premierze „Najstarszej…”.